Skocz do zawartości
Nerwica.com

kleopatra22

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kleopatra22

  1. Ja mam zupełnie na odwrót. Nie chce się z nikim wiązać, chce być sama. Po prostu odechciało mi się związków. Dla jednego bardzo się poświęcałam, układałam swoje życie pod faceta i zostałam jeszcze finansowo oszukana. Nie kocham nikogo i nie chce tego zmieniać. Ale rozumiem, że masz potrzebę bliskości. Cóż, trzeba sobie układać życie, miłość przyjdzie z czasem sama.
  2. LucP84 a w jakim stanie jesteś? Dla mnie akurat samotność jest błahym problemem, bo ludzie to się znajdą jak się wyjdzie. Ja co prawda miałam przyjaciela, któremu opowiadałam co się ze mną dzieje, ale widziałam, że go męczę, bo ciągnie się to sporo czasu. I tak teraz unikam już kontaktu z nim. -- 06 sty 2013, 00:04 -- Tylko, że ja zauważyłam, że u mnie nie jest już problemem brak motywacji. problemem jest ciągłe obwinanie się o błędy z przeszłosci, a to mnie paraliżuje i zniechęca do działania.
  3. Nie wiem... nie tak wyobrażam sobie życie, już w jakimś butiku to nie jest takie straszne. Najgorsze jest w tym wszystkim, że nie mogę się zdecydować. Są dwie drogi, ogarnąć się przestać myśleć o innych i jakoś żyć z tym poczuciem winy albo popełnić samobójstwo. A ja się miotam, między jednym a drugim. Raz zaczynam się uczyć np angielskiego, ale wtedy dopada mnie to podłe uczucie, że muszę zaczynać od początku i się poddaje Że inni w moim wieku już dobrze posługują się językiem, a ja muszę od podstaw ( a trochę już zapomniałam). Nie wiem czy mam iść na terapie, wczoraj myślałam zeby pójśc, a teraz sobie myślę co mi ten psycholog pomoże. Nie wiem czy to przechodzę to depresja. Wcześniej była na pewno, bo miałam totalną apatię, nic mnie nie cieszyło, nie miałam sił, nic mi się nie chciało. Teraz to sobie tylko myślę, że gdybym mogła cofnąć się choćby ze 2 lata wstecz skakałabym ze szczęścia.
  4. Ja gardzę sobą. Mam się za nieudacznika życiowego. Najgorsze są te wahania raz jestem pewna, że ze sobą skończę, a zaraz pojawia się nadzieja i tak od 2 miesięcy. Mam dość trwonienia czasu i czekania na cud. Nawet jak pójde do roboty, to gdzie na kase w biedronce? To będzie dla mnie straszne poniżenie, nie daj ktoś ze znajomych mnie spotka. Biore w ciul leków mirzaten., doxepin tiva, finlepsin, lamitrin, na pamięć piracetam i magnez. Generalnie rozmawiałam z innym psychiatra powiedział, że leki mam przedawkowane zapisał inne, ale ja nie wiem ja sie leczyłam w prywatnej klinice ta doktor mnie dobrze znała, a innej strony nie czuje aby na mnie działały. Jestem jakas lekooporna, ani skutów ubocznych, nic. Ja mam w dupie, że zdrowie jest najważniejsze. Ja od tego roku mogłam studiować to wtedy występowaly nieuzasadnione mysli samobójcze bo i milosc tez mialam. Życie to wyścig szczurów, słabeusze odpadają, a pracodawce gówno to obchodzi czy ma sie depresje. Ludzie i tak nie rozumieja tej choroby. Ja mam dość tej ciągłej walki. Od pół roku w moim życiu nie zmieniło sie komletnie nic. Raczej w poniedziałek idę wyłudzić odpowiednie leki nasenne w hurtowej ilości i żegnam się z tym światem. Wole nie żyć niż patrzeć w lustro z poczuciem, że jestem nikim.
  5. Nie wiem właściwie od czego zacząć. Napiszę w jakim położeniu w życiu znajduję się obecnie – mam 22 lata i teoretycznie powinnam już być na studiach magisterskich, ale ukończony mam tylko 1 rok i na ten kierunek już nie chce wracać. Całej swojej przeszłości nie opiszę, bo była straszna i podjęłam masę głupich decyzji. Od czerwca 2012 znajduje się w ciężkiej depresji, od wrzesnia byłam 2 miesiące leczona w szpitalu psychiatrycznym, zaczełam w październiku studia, ale z racji bliżej nieokreślonych myśli samobójczych nie nadawałam się do kontynuowania nowego kierunku. Uważam, że w owej sytuacji przegrałam własne życie, inni ludzie się kształcą, kończą studia, maja pasje a ja nawet nie jestem na 1 roku i normalnie w swoim życiu nie pracowałam (tzn. pracowałam, ale to co robiłam nie jest powodem do dumy). Nieustannie się obwiniam za błędy, chociaż próbowałam sobie wybaczyć, ale nie potrafię. Biorę leki, ale one nie sprawią, że nagle rzeczywistość stanie się różowa, a ja bez obciążeń wróce do wieku maturalnego. To, że myślę o innych i to porównywuje się podcina mi skrzydła. Od ludzi się odsunęłam, nie utrzymuje z nikim kontaktu, nie chce słuchać jak innym dobrze się powodzi. Jestem teraz na garnuszku rodziców, gdzie też jestem ciężarem, myślałam o podjęciu pracy, ale sama nie wiem czy w tym stanie nadaje się do pracy, a dwa jak pomysle o swoim pustym CV to mi się słabo robi. Po prostu myślę, że będę miała bardzo ciężkie życie, uważam, że już nigdy nie będę szcześliwa i nie odzyskam swojego poczucia własnej wartości. Właściwie to nic w swoim życiu nie chce poza śmiercią. Tak sobie dziś leżałam i myślałam, że w sumie to mnie nic nie jest w stanie uszczęśliwić. Miałam u boku osobę, która kochałam i on też mnie akceotował taka jaka jestem, ale ja nie potrafiłabym z nim być, ciągle czułam się gorsza, bo on skończył już studia, miał pracę, a ja nie. Siostra też już studia kończy, zresztą jak tylko słysze słowo studia to mi ściska serce. W ogóle nie rozumiem co się ze mną dzieje, ale wiem, ze chciałabym uciec jak najdalej, nie budzić się już wcale. Mysli samobójcze są mocne, ale jestem w takim stanie, że nawet organizacja tego wszystkiego mnie przerasta. Nie dość, że poczucie, że do niczego się w zyciu nie doszło to jeszcze fakt bycia odmieńcem. Ja już nie wiem co mam zrobić, pomocy.
×