Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mrs.Hyde

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Mrs.Hyde

  1. L.E., prywatnie u nas strasznie zdzieraja niestety, bede musiala na razie jakos sie sama ogarnac;) Najgorsze jest to, ze ja wiem ze wiekszosc moich problemow siedzi "we mnie" tylko nie wiem jak z tego wyjsc. Wiem, ze innie ludzie akceptuja mnie z moim charakterem (oczywiscie nie wszyscy ludzie swiata, ale to normalne) iz moja waga (ktorej problem z reszta tez wyolbrzymiam chyba troche- czasem wydaje mi sie ze po prostu latwiej na to zwalic wine za moje niepowodzenia i zle samopoczucie), to ja nie umiem zaakceptowac siebie.
  2. L.E., niestety na ta terapie na ktorej bylam wrocic nie moge na razie- panstwowa placowka, panstwowe przepisy, najwyrazniej wyczerpalam moj limit. Ale moze to i dobrze, bo teraz po czasie mam wrazenie, ze terapia grupowa nie jest dla mnie jednak najlepsza. Chcialam sie zapisac na spotkanie indywidualne z jedna z terapeutek z osrodka, ale zapisy sa dopiero na marzec;/ Czyli innymi slowy jesli nie planuje sie zabic to moge poczekac. Sportow probowalam wielu i zmuszam sie do nich nadal, chociaz jest to dla mnie okropne- nie dosc, ze nie lubie to jeszcze problemy ze stawami i sercem skutecznie mi odbieraja resztki przyjemnosci wynikajace z aktywnosci;/(skutki uboczne bardzo pozno przechodzonej szkarlatyny). Zawsze lubilam wode i chcialabym wrocic na basen, ale to za jakis czas, bo na razie sie nie nadaje na wyjscie do ludzi bez ciuchow;P
  3. barakuda24, z tego co piszesz mam wrazenie, ze bardzo duza role w Twoim zyciu gra praca. Moze warto sporobowac wyrobic sobie do niej jakis maly dystans? Najwyrazniej jestes dobra w tym co robisz skoro dosajesz propozycje uczestniczenia w projektach, wiec sprobuj sobie troche odpuscic. Wiem, ze latwo sie mowi trudniej robi, ale tylko to moge Ci poradzic...
  4. black swan, tak jak pisalam leczylam sie juz. Dwukrotnie, u dwoch roznych lekarzy, obaj dali mi leki. Pomogly doraznie, stanelam na nogi na chwile, ale po pewnym czasie od odstawienia lekow wszystko wraca. Pol roku temu chcialam sie wziac za to porzadnie i z innej strony- poszlam na terapie do osrodka leczenia depresji. 12 tygodni codziennej terapii grupowiej wiele we mnie zmienilo, wiele zrozumialam i wydawalo mi sie, ze bedzie dobrze. Odbudowalam zwiazek, zmienilam wiele w relacjach z ludzmi, czulam sie na prawde lepiej. Ale nie potrafie przeskoczyc samej siebie, nie wiem jak nauczyc sie przebywac non stop z osoba, ktorej sie nie akceptuje, nie wierzy w nia, nie widzi plusow- z sama soba. Wiele lat wydawalo mi sie, ze moj problem lezy w kompulsywnym jedzeniu i idaca za tym nadwaga, ale tu tez wpadlam w bledne kolo- schudlam, nie bylo mi lepiej, wiec zajadalam smutki ii znow tylam. I tak w kolko. Nie wiem jak przerwac zaklety krag niecheci do samej siebie. Tak jak Ty nie widze moich planow jako realne, wydaja mi sie raczej glupimi mrzonkami. Chyba wroce do mojej terapeutki na kilka spotkan, moze ona pokaze mi jakas droge do rozwiazania tej sytuacji.
  5. dzieki za odpowiedzi. mvp95, troche juz trwa taki stan... nie chce brac lekow, bo juz probowalam, nie na wiele sie zdaly skoro znow jest cos nie tak;/ black swan, mysle, ze masz duzo racji. Nie jestem w stanie wyobrazic sobie siebie jako "dobrą" w mojej pracy, czy w jakiejkolwiek innej czynnosci, nie widze siebie jako osoby lubianej i fajnej... Tylko, ze to bledne kolo jest, bo przez to ze nic nie robie jestem i czuje sie jeszcze bardziej do kitu. Tylko siedze w domu i wpier**** tony wszystkiego co znajde pod reka (kompulsywny zarlok;/) i sie rozrastam...
  6. Witam serdecznie wszystkich forumowiczow:) Zwracam sie do Was z prosba o pomoc, bo mam juz dosc samej siebie i nie wiem jak z tego wybrnac. Leczylam sie kiedys na depresje, ale nie chcialabym wracac do lekow, nie sadze zeby mi pomogly. Z reszta nie wiem nawet czy to co czuje to depresja. Generalnie problem polega na tym, ze nic nie chce. Nic mnie nie cieszy, nie interesuje, nie sprawia radosci. Nie mam konkretnych problemow, jestem w zwiazku z facetem ktorego kocham i z ktorym chce spedzic reszte zycia, wiem, ze on tez mnie kocha. MIeszkamy razem i jest nam dobrze, chyba. Ale od pewnego czasu nie wiem co sie dzieje ze mna, o co mi chodzi. Nie chce nic robic, nie chce szukac pracy, nie chce sie uczyc (robie studia podyplomowe), nie chce wychodzic z domu, spotykac sie ze znajomymi, nie chce nic. Nie sprawia mi przyjemnosci ani czytanie, ani filmy, ani nauka (ktora kiedys mnie na prawde interesowala). Nie mam mysli samobojczych, ale nie mam checi zyc. Nie wiem jak z tego wybrnac, codziennie wieczorem powtarzam sobie, ze to byl ostatni taki dzien, ze nastepnego dnia od rana ruszam do czegokolwiek- szukania pracy, nauki, diety, ogarniecie mieszkania, ogarniecia siebie. I codziennie rano jest tak samo- budze sie i nie chce nic, nic nie robie. Przestalam rozmawiac ze znajomymi, wiec nie mam juz znajomych. Bardzo bym chciala cos zmienic, ale nie wiem jak sie do tego zabrac... Moze macie jakies rady? Skuteczne motywacje, albo sposoby na takie stany?
×