Witam wszystkich. Zastanawiam się, co mi jest. Ostatnio coraz częściej czuję się masakrycznie. Wybaczcie brak ładu i składu. Nie mam na nic ochoty, jedzenie mogłoby dla mnie nie istnieć, jak jem to na siłę, gdy mam poczucie, że jak tego nie zrobię, będę czuła się jeszcze gorzej. Wszystko mi zwisa i się rozjeżdża, nie mam siły wstać z łóżka, jak już wstanę to nie mam pojęcia po co, mam wszystkiego dość, najchętniej bym tylko spała, nie zależy mi ani na studiach ani na pracy, na moich pasjach, marzeniach, na tym wszystkim co mnie trzymało w kupie....nie zależy mi. I to okropne "uczucie", nie wiem jak to nazwać....są takie momenty, kiedy czuję się taka....samotna, taka pusta w środku....taki smutek, rozpacz.... to jest tak ogromne i okropne uczucie, że mam ochotę sobie coś zrobić, żeby tylko to się skończyło. Oczywiście są też lepsze dni, kiedy nawet chce mi się żyć, ale ostatnio mniej jest takich dni, coraz mniej....i coraz bardziej czuję się tak jak wyżej napisałam, coraz częściej. Zmuszam się do wstania z łóżka, jak muszę iść do pracy. Studia już olałam. Coraz bardziej jest mi wszystko jedno. Wczoraj np. moim sukcesem było zmuszenie się, żeby się umyć bo miałam napad takiego uczucia pustki, smutku, samotności, nie umiem tego opisać. Do tego nie mam ochoty nigdzie wychodzić. Jak już - i jadę do pracy to mnie denerwują ludzie w tramwaju, że ktoś mnie popchnie, dotknie, nadepnie, przepchnie, nie powie "przepraszam" i mnie to masakrycznie wkurza. Często w efekcie tego robi mi się niedobrze, duszno i słabo. Tak robi się też, jak jest jakaś awantura u mnie w domu. No jak się zdenerwuje bardzo. W nocy jak idę do łazienki to mam takie napady lęku, nie wiadomo skąd i czego się boję. Coś strzela mnie w środku, gdy słyszę klucz w zamku, kroki mojego ojca, jak mnie mija, jak zapala światło, w sumie dużo takich "reakcji" z nim jest związanych i z moim domem. Często jest mi zimno, za chwilę ciepło, zaraz znowu zimno i gorąco....do tego mam też problem z jelitami i chyba w ogóle układem pokarmowym, bo mi niedobrze bardzo często. Przytłacza mnie to wszystko, te studia, praca, to życie. Mam wszystkiego dosyć. Co mi jest? Czy to jest depresja czy może jakaś nerwica czy co? O co chodzi?! Nie ogaraniam tego.... Macie jakieś pomysły? Przepraszam, że tak bardzo się rozpisałam i zadręczam Was moimi problemami :-/