Skocz do zawartości
Nerwica.com

desperado

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez desperado

  1. To jest już konieć. Ja chyba bardzo lubię byc poniżana i gnębiona. Czy ja na prawdę lubię czuć się jak śmieć? wiem że mnie bardzo kocha cały czas mi to okazuje a ja szukam dziury w całym. Miesiąc temu zrobiłam sobie rachunek sumienia i nie znalazła żadnej pozytywnej cechy w sobie ani żadnego plusa w swoim wyglądzie. Żyję bo żyję bo wtaje nowy dzień i coś robić trzeba. W wigilię dowiedziałam się, że się z nią kontaktował całkiem przypadkiem przeglądałam biling zanim wyrzucę do śmieci i nagle przy jednym telefonie wyczułam niepokój - nie wiem czemu 6 zmysł? Nie przyznałam się tylko się zapytałam czy się z nią kontaktował odpowiedź oczywiście była że nie prawda okazała się inna. Wpadłm w histerią wylwciałam do lasu w majtkach i staniku i w kurtce, Poszedł za mna przyprowadził mnie z powrotem do domu był czuły i miły. Ja jednak nie dawałam za wygraną zapytałam się czy mogę wysłać z jego telefonu do niej SMS powiedział, że mogę zrobić co chcę w końcu to mój telefon i on i tak weżnie nowy. zaczęłam pisać ale wysłałam do siebi nie do niej. Wpdł w furię żucił telefonem i powiedział, że wychodzi na to że to ja idę i zaczęłam ubierać buty, zaczął mnie odsuwać od drzwi, a poźniej nmie pobił, Jestem cała opuchnięta i posiniaczona. Najgorsze ża nasza córka wcale nie spała i wszystko słyszała. Posprzątała, pozbierała mnie z podłogi, zrobiła mi okład i zapytała się czy tata ma kochankę. Powaliło mnie to na nogi. wiem że teraz muszę być silna, ale ja sama ze soba nie daje sobie rady. Czy życie musi być tak strasznie kurewskie?
  2. Coraz częściej zastanawiam się po co ja żyję na tym świecie jak w koło tyle jest kurestwa. Od zdrady mojgo męża minęło już prawie 4 miesiące, a ja ciągle czuję się beznadziejnie, a może to ja jestem tak beznadziejna. Nic mnie nie cieszy chociaż na zewnątrz próbuję być uśmiechnięta w środku kipi. Dostałam obłędu kupuje sobie różne maseczki, kremy kosmetyki myśląc, że to w czymś pomoże, ale dalej nie umiem spojrzeć w lustro. On codziennie mnie przeprasza mówi, ze jestem piękna i najwspanialsza na świecie , ale przecież jakby tak było to by mi tego nie zrobił, chce mnie chyba postawić na nogi. Zamiast cieszyć się tym co jest ja zastanawiam się tylko kiedy będzie następny raz i wymyślam sobie nowe scenariusze. Czy to obłęd czy to jest normalne? Mam jej adres nawet pojechałam tam niestety nikogo nie było w domu. Po co? sama nie wiem czy przekonać się jak jestem beznadziejna czy znaleść chociaż jeden pozytywny punkt w swoim wyglądzie. Wiem, ze muszę ją zobaczyć. Nigdy nikomu źle nie życzyłam ale chciałabym, żeby ona cierpiała tak jak ja cierpię. Dlaczego ona? przecież do tanga trzeba dwojga i wina leży po środku, ale jemu codziennie funduje piekło swoim płaczem i zachowaniem. Nie potrafię zrozumieć jak można zrobić coś takiego osobie. którą się kocha i z którą chce się spędzić resztę życia. Czy na tym polego życie? Nie potrafię wybaczyć dla mnie to jest równoznaczne z akceptacją tego co się stało.
  3. Teraz z perspektywy czasu (notabene dziś jest równo drugi miesiąc) najbardziej boli kłamstwo bo sądzę, że lepiej zniosłabym żeby przyszedł i powiedział zakochałem sie odchodzę, no cóż takie jest zycie zdarza się. Ale jak mozna patrzeć prosto w oczy kłamać i przy tym mówić kocham Cię, wiedząc co za chwilę się zrobi. TEGO NIE UMIEM ZROZUMIEĆ CZY CHWILA ADRENALINY MOŻE ZAĆMIĆ UMYSŁ? Miałam bezgraniczne zaufanie nawet do głowy nigdy nie przyszłam mi taka sytuacja. Miał zupełnie wolna rękę ja się na wszystko godziłam bo ufałam. Nie wydaję mi sie, że będę jeszcze kiedyś potrafiła tak zaufać czy w ogólę bedę potrafiła zaufać i czy nie wykończę się nerwowo żyjąc bez zaufania. Rozumielismy się jak łyse konie czasami nawet nie trzeba było słów, a tu masz wszystko legło może dla jednych to tylko jedna, noc, ale dla mnie to 1/3 życia. Jesteśmy dalej razem wiem, że mnie kocha i że źle zrobił tylko czy to mi wystarczy? i czy napewno się nie mylę? Cały czas się zastanawiał czy przed i w trakcie choć raz pomyslał o mnie i niestety wydaje mi się że nie może "głupia siedzi sama nieświadoma w domu", może "po" przyszło jakieś zastanowienie typu co będzie jak się dowie? Ale niby skąd? Jestem osobą, ktora satara się przeanalizować za i przeciw zanim podejmie decyzje i on tez taki jest (bnajmniej całe nasze życie tak mi się wydawał i tego napewno nauczyłam się od niego). Jak można dla jednej przygody spalić klikanaście lat. Udało mi się bez płaczu wytrzymać 3 dni dla mnie to sukces niestety dziś znów ryczę i użalam się nad sobą( Czy to można tak nazwać bo już nie wiem czy ja się użalam czy naprawdę ciepię), ale ja naprawdę cierpię i nie umiem normalnie przejść do porządku dziennego. Patrzę się w lustro i się nienawidzę poprostu jestem do niczego, a ona to "nieziemska laska", a ja przy niej to zero. Mam dość i jeszcze muszę ukrywać przed całym światem, że coś mnie boli, że cierpię, żeby nie musieć odpowiedać na głupie pytania i nie patrzeć na cudzą litość. Nie chcę niomu mówić bo niedajboże dowiedzieliby się moi rodzice to by wszystko zrobili żebym go zotawiła - to był był ich, a raczej mojem mamy cel nr.1 jak ktoś mógł skrzywdzić jej córkę, wtedy na pewno nie dałabym rady. Tylko moja teściowa wie, że coś jest nie tak niestety bedąc u nich rozkleiłam się i ryczałam jak bóbr, ale myśli, że przchodzę załamanie nerwowe związane z nisko samooceną - nie domyśla się o co chodzi. Wkurzają mnie pytania mojego męża jak płaczę "Co Ci jest, dlaczego płaczesz?" Czy to nie jest oczywiste? A może ze mną coś jest nie tak i się użalam bo ile taki stan może trwać. Ostatnio trochę sobie poszalałam nowe cichy kosmtyki, maseczki odżywki myslałam, że pomogą jednak nic doszłam do wniosku, ze mi i tak nic nie pomże. Chciałabym znać i wiedzić każdą sekundę jaką oni byli razem jak ja dotykał co jej mówił i tak to by nic nie zmieniło wiem, ale myśli te zadręczają mnie próbuje sobie wszystko wyobrazić oczywiście upodlając się i dołując bardziej. Czy to jest normalne czy ze mną jest coś nie tak? Mój małżonek cały czas mi powtarza jaka wspaniała, piekna i mądra jestem, obsypuje mnie prezentami, a ja sobie wmawim, że próbuje mnie tylko udobruchać, bo mu szkoda stracić tego wszystkiego (niekoniecznie mnie) i znów mam doła. Zastanawiam się czy ja nie żyję tylko po to żeby cierpieć bo nawet jak coś próbuje wyjść na prostą to ja i tak to przetworzę na swoje czarne mysli. w weekend przejeżdżlismy kolo hotelu gdzie spędzili "upojna noc" zawsze chciałam tam pójść cos zjeść (dobrze to wiedział - chata góralska) no i się rozkleiłam on miał czelność się mnie zapytać czy się zatrzymać i nie pójdziemy. Najpierw sobie kurwę ( po raz pierwszy chyba tak mocnego słowa uzyłam) zaprasza, a później mnie, co ja ma zjadać resztki z pańskiego stołu to dobiło mnie jeszcze bardziej Najgorsze jest to, że zaczęłam pić codziennie, chociaż jedno piwko wcześnie zdarzało mi się wypić jedno raz na 2-3 msc, a teraz czasami tylko na to czekam zeby się napić i trochę rozluśnić. Tak sobie teraz uświadomiłam, że nigdy bym nie potrafiła powiedzieć komukolwiek tego co piszę - taki mój mały pamiętniczek, Czuję, że zaczynam troche smędzić kończę i spróbuje zasnąć, jutro znów będę wyglądać jak po niezłej imprezie, bo jak można się wyspać w niecałe 3h.
  4. Długo mnie nie było - sezon wakacyjny. Po tym wszystkim zrozumiałam jak bardzo kocham wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy ani nie umiałam tego okazać. Popadliśmy może trochę w rutynę - nie tłumaczę tu nikogo tym bardziej, że zawsze mówiłam, że jak chce ktoś poużywać życia to niech się rozstanie z osobą z którą jest i robi co chce. Zrozumiałam też jak ważna jest rozmowa trzeba mówić co się czuje myśli i co się chce a to nigdy nie było moją mocną stroną. Cały wolny czas spędzamy razem. Czuje, że mnie kocha i widzę że bardzo żałuje tego co zrobił (chyba nie można być takim skur... żeby udawać) w końcu jestesmy tyle lat to go znam-tak sądzę. Przeszłam teraz do nowj fazy chyba jeszcze gorszej niż poprzednio całą winą obarczam siebie po postu jestem do niczego, jestem głupia i brzydka bo inaczej to by się nie stało. Nie mam siły płakać, śmiać się i jasno patrzyć w przyszłość.- bardzo się jej boję. Każdy mój najmniejszy mankamęt urusł do wielkości muru nie do pokanania. Rzeczy, które wcześniej w moim wyglądzie mi nie przeszkadzały powodują u mnie niechęć do samej siebie. Ale przecież nie ma ludzi idealnych tak sobie tłumaczę - jednak nie pomaga. Popadam w odrętwienie łapię się na tym, że wydaje mi się że życie toczy się dalej, a ja je ogądam z pozycji widza w kinie. Przeraża mnie to, że parę razy zapałam się na tym, że tak w zasadzie to ja juz nie chcę żyć ale przeciez jest jeszcze moja córeczka i nie moge by tak samolubna ona bardzo mnie kocha i potrzebuje zresztą ja jej też. Do tego cały czas się zadręczam jak "ona" wygląda, próbuję przeanaliować całą noc, którą spędzili. Jak ją dotykał, co jej mówił itp. Zastanawiam się czy wtedy chociaż raz pomyślał o mnie i co zamierzał dalej wrócic jakby nigdy nic - było minęło czy ciągnąć to dalej. Boję się tylko jednego, że ja zaufam i znów to się to stanie, a tego to chyba już nie dam rady przejść. Jeżeli tak miało by być wolę to skończyć dziś sądzę, że mniej by bolało, ale czy ktos może mi dać gwarancję? Nie boję się zostać sama, nie jestem też uzależniona finansowo. Wiem, że jestem bardzo słaba i tudno mi będzie stanąć na nogi, ale się staram tylko nie wiem czy dam radę. Zadaję sobie pytanie jak długo taki stan może trwać. Niestety na sobie nie mogę potwierdzić przysłowia "Co nas nie zabije to nas wzmocni" Ja chcę być tylko kochana czy to dużo? I bez żadnych kłamstw nie odpowiada ci to do widzenia.
  5. Długo się ie odzywałam ale próbowałam ulożyć sobie zycie na nowo. Tylko że nie daję rady. Ostatnie dni do wczorajszej nocy były cudowne pomimo tego że dalej płaczę po kątach. Od dawna po raz rozmawiamy sobie szczerze (chociaż mam watpliwości w jego słowa), były prezenty, kwiaty, obiady w restauracji, wypady na weekend, czułe SMSy, rozmowy, poza pracą cały czas razem. Stwierdziłam nawet że nie wolno odwracać sie w tył i trzeba iść do przodu i nawet wybaczyłam jemu sądząc. że trochę się zapomnieliśmy przez te lata. Tyle razy prosił mnie żebym się przytuliła wyjechała z nim a ja nic. Nawet zaczęłam siebie obwiniać, że to tylko moja wina. Nawet nie zdawałam sobie sprawy że tak bardzo go kocham. Myslałam że dam rade że milość wszystko pokona. Ale ja nie mogę nie potrafie jestem słaba. Wczoraj wieczorem znów dostałam spazmów, nie mogłam się uspokoić powiedział mi że on tak juz nie może że nie ma sił i nie może patrzeć jak cierpię i zbił szklaną mydelniczkę niewiele mysląc próbowałam podciąć sobie żyły ale szkło było za tępe. Ten jego wzrok po tym jak powiedziałam co chciałam zrobić ta obojetność spowodowały że znów całą noc nie spałam (w zasadzie od tamtej pory śpię po 3 - 4 godziny) sprawiły że te parę cudownych dni stały sie dla mnie jedną wielkoa obłudą. Czy druga osoba może być tak okrutna żeby dla swiętego spokoju i uśpienia drugiej osoby ptrafiła tak prosto w oczy dalej kłamać? Ja prosiłam tylko o szczerość, że jeżeli tego nie chce i nic do mnie nie czuje to rozstańmy się. Ale ja przez te parę dni nie widziałam tego kłamstwa. Może jestem tak głupia że lubię się sama dołować i szukać sobie problemów upadlać się bardziej wmawiać sobie że jestem tak beznadziejna i brzydka. Wcześniej tak robiłam wmawiałam sobie różne straszne rzeczy i płakałam. Jak uwierzyć w siebie i jemu? Nie byłam w stanie pójśc dziś do pracy i zamiast wyspać się siedzę zadręczam się i płaczę. Ja chcę być tylko szczęśliwa i kochana czy to tak dużo?
  6. Nie umiem dać sobie rady. Nie ma nic co mogłoby wywołać uśmiech na mojej twarzy. Nie jesetem w stanie zabrać się za cokolwiek i cokolwiek zrobić. Nic mi się nie chce. Każdy dzień jest gorszy chbyba dopiero doszło do mnie co się stało. Dziś przywieźli cegły na budowę normalnie skakałabym z radości a ja tylko się rozpłakałam. Palę 3 paczki papierosów dziennie. Nie chce mi się żyć.
  7. Dzięki za słowa otuchy zawsze to lżej jak się można z kimś podizelić swoimi smutkami i ktos cie wysłucha. To prawda jakoś nie moge sobie wyobrazić że te lata mają pójść na marne przeżyliśmy tyle ciężkich lat wiążąc ledwo koniec z końcem co było jak sądziłam najplepszym testem na przetrwanie związku. Ale nie zapomnę i nie wybaczę. To wiem zbyt bardzo boli i nie znajduję swojej winy. Zdrada w odwecie jakoś nie pasuje do mnie wydaje mi się że pogrążyło by mnie to bardziej. Od kilkunastu lat obracam się wyłącznie w męskim towarzystwie najpierw studia jedyna na roku, a poźniej praca jedyna dziewczyna. Często tez wyjeżdżam w delegacje z samymi facetami ale nigdy nie przyszło mi do głowy na skok w bok. Nawet nie dopóciłam do jakiejkolwiek prowokacji z mojej strony. Może ja nie nadaję się do życia w tym świecie. Czego teraz żałuję to że dopuściłam że wygasły moje szkolne przyjaźnie córka okazała się być strasznie chorowita, w szkole okazało się że jest dyslektykiem i wolny czas poświęcam jej w nauce, w weekendy jeździmy w sobotę do jednych, a w niedzielę do drugich rodziców. Więc zostałam sama ze swoimi smutkami. Nie jestem silną osobą, nigdy nie umiałam się przed kimś w oczy wypłakać i powiedzieć, że jest mi źle tłamszę to w sobie czekając że kiedyś minie. Zawsze starałam się przestrzegać dwóch zasad "Żyj tak żeby nikt przez Ciebie nie pakał" i "Traktuj ludzi tak jak sam chciałbyś być traktowany" i dobrze mi z tym było sądząc druga osoba odpłaci tym samym. Boję się, że to się powtórzy bo skoro raz się zdarzyło to można spróbowac jeszcze raz popłacze popłacze i przejdzie, a tego bym już nie wytrzymała. Jedyne co mnie teraz pociesza to, że znalazłam to forum i tak wspaniałych ludzi.
  8. Witam, Nigdy nie przypuszczałam, że trafię na takie forum, ale nie mam przyjaciół i nie mam komu się wyżalić a chyba tego potrzebuję. Jestem od 12 lat mężatką i w zasadzie nigdy się nie kłóciliśmy, mielismy związek partnerski - znamy się jak łyse konie i nadal się kochaliśmy (tak sądzę). Zaczęło się też spełniać nasze największe marzenie zaczeliśmy budowę domu (wzięłam duży kredyt z pracy na ta inwestycję). Byliśmy bardzo szczęśliwi i podekscytowani. W sobotę dowiedziałam się, że mój mąż mnie zdradził, wyjechał w piątek z koleżanką z pracy na noc do zajazdu a mi powiedział, że jedzie w delegację sprawdzić stan techniczny swoich wyrobów. W piątek odstawiliśmy córkę na zbiórkę na kolonię i nawet nie czekał aż odjedzie (zresztą sama go do tego namawiałam bo długa droga była przed nim a pogoda paskudna) tylko pojechał dalej. Kiedy wróciłam do domu nie mogłam się za nic zabrać nic mi się nie chciało byłam pełna niepokoju przeczuwałam, że coś złego się stanie ale próbowałam sobie to wytłumaczyć, że to zła pogoda. Mój mąż też o dziwo jak nigdy nie dzwonił do mnie, tylko ja dzwoniłam. Powiedział mi, że jest w jakimś hotelu pod Koninem ale dziwnie zapał, kiedy się zapytałam dlaczego powiedział, że wydaje mi się i że jest zmęczony i idzie spać. Następnego dnia miał jeszcze jechać do Piły i już wracać do domu. I wrócił ok. 14 jak dla mnie zaskakująco szybko powiedział, że mnie kocha i żebyśmy położyli się i przytulili, a potem mieliśmy iść do kina. Kiedy się przytuliłam znowu poczułam niepokój i zrobiłam coś czego wcześniej nie robiłam ale to było silniejsze poszłam do kuchni zajrzałam do jego portfela i znalazłam rachunek za Hoten na kwotę 200 zł trochę dużo jak za jedną, a nie jak mi wcześniej mówił, że zapłacił 120 zł. Sprawdziłam w internecie gdzie znajduje się ten hotel i wszystko było juz jasne był w zupełnie innym kierunku niż Piła. Zawołałam jego do kuchni i wprost zapytałam się gdzie był szedł w zaparte, ale ponieważ miał robić zdjęcia to powiedziałam żeby mi je pokazał, powiedział, że zawiósł po drodze do pracy ale jak chcę to możemy pojechać i mii pokaże powiedziałam, że oczywiście chcę po czym powiedziałam żeby nie kłamał, że znalazłam rachunek za hotem i żeby powiedzial mi prawdę. Popatrzył i powiedzial, że już przecież wiesz. Nawet zgadłam z kim był. Nie mogłam i nie mogę zrozumieć dlaczego. Zaczął mnie przepraszać, że nie wie dlaczego i że to był jeden jedyny raz i bardzo tego żałuje i tylko mnie kocha i chce być tylko ze mną i to był wypad tylko na jedną noc z jawną deklarację, że nic z tego nie będzie że więcej nie będzie się z nią kontaktować iże ona i tak odchodzi z pracy. Kocham go ale nie wiem czy będę potrafić kiedykolwiek wybaczyć. Nie umiem sobie z tym poradzić nie wiem co mam zrobić. Od soboty spałam w sumie ok 5 godzin i cały czas płaczę. Do tego muszę siedzieć w pracy i udawać że jest wszystko ok. a łzy mi same lecą nie mogę wziąć dnia wolnego bo w poniedziałek wróciłam z 2 tyg. zwolnienia. Może latwiej by mi przeszło gdyby to była impreza alkohol chwila zapomnienia ale to było zaplanowane parę dni wcześniej i był czas żeby się wycofać. Zdobyłam numer telefonu do niej ( nie od niego nie po powiedział, że ona nie jest tak silna jak ja i to tylko jego wina). To mnie jeszcze bardziej zabolało bo ja mogłam cierpieć, ale ona nie - w moich oczach jej bronił. Powiedziałm jemu że zadzwonię do niej i powiem co o niej myślę a on miał jeszcze czelność mnie prosić żebym tego nie robiła. Napisałam na kartce co mam jej powiedzieć ( same niemiłe rzeczy)i zadzwoniłam ale nie byłam w stanie czytać powiedziała że przeprasza i może jakoś sobie ułoźymy życie - nic więcej nie pamiętam z tej rozmowy. Wcale nie zrobiło mi się lepiej ale chciałam, żeby ona wiedziała że ja wiem i cierpię. Nie wiem czy mam wybaczyć i udawać, że nic się nie stało, trwać w tym i zadręczać się czy zakończyć moje małżeństwo. Każdy dzwonek w jego telefonie powoduje ,że serce zaczyna mi szybciej walić w obawie, że to ona i dalej jestem oszukiwana. Kupiłam PERSEN sądząc, że pozwoli mi się uspokoić ale nie pomaga. Siedzę skulona za komputerem w pracy płacząc uważając żeby nikt mnie nie zobaczył. Może Wy wiecie co mam zrobić ? Nie mam ochoty już żyć wszystko straciło sens.
×