miesiac temu przestalam brac leki, pomagaly mi i chyba to bylo najgorsze. wszystko ukladalo sie pomyslnie - jak nigdy. wszyscy dostrzegali zmiane, stalam sie duzo bardziej spokojna, ostrozna, odpowiedzialna... kurde. czy na tym polega zycie? moje rowniez nie bylo uslane rozami, jak na swoj mlody wiek przezylam wiecej, niz niejedna osoba, o ktorej mowi sie, ze dzwiga 'spory bagaz doswiadczen'. po lekach zapominalam o tym kompletnie. czulam sie znakomicie, prawie jak po zazyciu Prozacu. w koncu zadalam sobie pytanie: czy to naprawde mozliwe? czy ja to JA?
po odstawieniu nadal miewam ataki paniki, dosc czesto. ale wiem, ze wszystko, co osiagam, to wylacznie praca nad sama soba. MOJA sila.
mam duzy dystans do swoich objawow, wlasciwie zawsze sie z nich smieje. wezmy na przyklad takie wejscie do autobusu - sytuacja powtarzajaca sie cyklicznie, kilka razy dziennie - czy kiedykolwiek moje obawy przed... (no wlasnie, przed czym?) mialy swoje odbicie w rzeczywistosci?
uwierzcie mi - pisze kilkanascie minut po ataku dusznosci :) - strach mija. trzeba mu sie poddac, usmiechnac - chocby na przymus i zaczac ZYC.