Moje wizyty u psychiatrów wyglądały tak samo - czy to u państwowych, czy prywatnych. Czasami było trochę rozmów, ale szczerze mówić - do psychiatry nie chodzi się co tydzień i rozmowy i tak nic nie dadzą przy takiej częstotliwości. Psychiatra przepisuje leki - to jest w zasadzie jego zadanie. Po przepisaniu powinien zostawić swój telefon i trochę się interesować, ale to rzadkość.
Co do szpitala? Dopóki żona nie trafi, nie będzie miała pojęcia jak to wygląda - tyle sposobów leczenia, ile szpitali. W moim przypadku (szpital w Warszawie, podobno jeden z lepszych) wyglądało to na podawaniu leków i obchodzie lekarzy z rana (pytanie: jak się czuje? czy coś dolega? jak działa lek). Nikt na siłę nikogo lekami nie faszerował i nikt specjalnie się nie interesował. Jedyny plus - w szpitalu leki daje się szybciej, jeśli coś nie działa można zmienić, zawsze jest jakiś kontakt z psychiatrą.
Może warto spróbować? Niech żona pójdzie do szpitala, odwiedzaj ją codzinnie, jeśli będzie jej tak źle, można się wypisać (słuchaj w tym względzie żony, nie lekarzy). Aha, dla niekórych sam pobyt w szpitalu jest terapeutyczny - czują się tam bezpiecznie. Miałem koleżankę z nerwicą, która nie mogła doczekać się szpitala właśnie z tego powodu - było jej tam bezpiecznie, a w domu się bała.