Skocz do zawartości
Nerwica.com

Enube

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Enube

  1. Mam spory problem z grupami. Kiedyś mając 6 lat przestałem wychodzić na dwór, bo rówieśnicy dokuczali mi oraz naśmiewali się - byłem chudy i mały. Wolałem spędzać dni w domu niż bawiąc się z nimi na zewnątrz. Potem wpadłem na pomysł, że mogę grać ze starszymi (mieli około14 lat) w piłkę. Z początku plan był bdb, ale potem kazali mi s...lać. Po prostu były 2 drużyny, byłem kapitanem jednej. Moja drużyna była zmęczona to poprosiłem drugą o przerwę, co usłyszałem to brzydkie słowa. Mając 7 lat słysząc to ze strony starszych kolegów uznałem, że nie warto się z nikim zadawać. W szkole podstawowej w klasie i poza nią, miałem kolegów, z którymi bdb się dogadywałem. ALE była pewna 3 kolegów, która uważała się za lepszych od innych. Byli to przywódcy klasowi, uważający iż są najlepsi itp. Gdy graliśmy w piłkę, kazali mi być na obronie bo wg nich byłem słaby. Potem szedłem na świetlicę - chodziłem do niej od 1 do 3 klasy. Tam miałem kolegów z innych klas i z nimi też graliśmy w nogę. Tylko, że uważali mnie za bdb piłkarza i grałem na ataku, byłem kapitanem itd. Każdy mnie szanował i się ze mną liczył. W wakacje chodziłem na półkolonie. Zawsze się dogadywałem, miałem kolegów. Tylko w tamtych czasach nie było internetu, telefonów komórkowych tak popularnych jak dzisiaj. Kontakty się urywały. W klasie 4-6 przywódcy klasowi, nabrali na sile. Kiedy ktoś głośno gadał na lekcji, jeden z liderów, zwyczajnie podszedł w czasie lekcji do niego, złapał go i wyrzucił za drzwi. 3 chłopaków mówiła innym co ma robić. Nie mówiło się klasa B, tylko klasa i tu imiona liderów. W gimnazjum, ci liderzy dokuczali mi. Używali siły fizycznej bili mnie. Jednak nauczyciele nic nie robili. To byli przecież lizusy, każdy nauczyciel ich lubił, nawet często podwyższał ocenę. Oni się mieli za kogoś lepszych. Gdy np miałem fajne buty nike, podchodzili do mnie mówiąc, że ich wkurzam, że mam te buty. Uważali się za najlepszych. Kiedy mieli zdanie X, a ktoś inne, krytykowali, bo wg nich oni mieli tylko rację. Zachowywali się okropnie. Podchodzili bekali kolegom do ucha i wg nich to było fajne. Zwykli prostacy mający się za kogoś lepszego. Kiedy ktoś kupił sobie bułkę, mówili a gdzie bułka dla mnie? Mimo, że w klasie miałem kolegów to przez owych typów nie czułem się komfortowo. Przez nich czułem się gorszy i miałem problemy z dziewczynami. Nie chcę się tu na ten temat rozpisywać, ale wszczepili mi niskie poczucie wartości, wmówili że są lepsi itd Potem w liceum wierzyłem, że będzie inaczej. Ale jak na złość do mojej klasy trafił "szef" liderów z gimnazjum. Znalazłem szybko kolegów. Ale były też osoby, które się ze mnie naśmiewały, patrzyły na mnie mówiąc "żal". Po prostu były 2 grupy, jedna w której czułem się bdb, no i druga w której był lider i w tej grupie czułem się źle. Dziewczyny też się ze mnie naśmiewały, gdy jakaś chciała iść do toalety, a nauczyciel nie pozwolił jej z koleżanką, śmiały się że może iść ze mną. Chciałem coś zmienić więc zmieniłem się na "złego chłopca". Nie pozwalałem nikomu mnie obrażać, ktoś o mnie coś mówił na lekcji, to ja głośno na całą klasę "zamknij mordę ch..u" Ktoś coś o mnie mówił, to głośno na całą klasę "mam Cię tu" - klepałem się po tyłku. Niestety lider z gim donosił mojej wychowawczyni o moim zachowaniu. Nie mówił kto zaczął, tylko podlizywał się jej mówiąc o tym co robiłem. Wyleciałem ze szkoły. Poszedłem do technikum plastycznego. Tam praktycznie same dziewczyny. Pierwsza klasa była bdb fajna. 3 dziewczyny mnie kokietowały, podobałem im się, chciały być ze mną, lecz po wcześniejszych wydarzeniach nie wierzyłem w to, że ktoś taki jak ja może podobać się dziewczynie. Miałem koleżanki, było miło. Czułem się bdb. 2 klasa to samo. 3 klasa dziewczyny miały mnie gdzieś. Chciały abym był jakimś ich sługą. Ciągle na mnie krzyczały, chciały bym chodził im do sklepiku. Na dzień kobiet narzekały, iż nie przyniosłem nawet 1 kwiatka dla każdej - ich było gdzieś 20 kwiatek to 6 zł. Mi na dzień chłopaka nic nie przyniosły. Pod koniec 3 klasy była wycieczka, popsuł się autobus i kierowca wysiadł i go pchał. Dziewczyny mówiły "idź i mu pomóż" Chciałem to zrobić, ale ton w jakim mówiły, nie podobał mi się. Rozkazywały mi. Powiedziałem nie. Wtedy na mnie mówiły iż nie jestem facetem. Naśmiewały się, uważały mnie za gorszego. Znowu zmieniłem szkołę. Poszedłem do liceum do klasy maturalnej. Lecz niestety były osoby, koledzy tego lidera z gimnazjum. Dokuczali mi. Nie czułem się za ciekawie. Nie miałem z kim pogadać, jedni mówili tylko na temat imprez i biciu się, a inni o grach. Siedziałem sam w ławce, z nikim nie gadałem. Źle się czułem w szkole, miałem sporo nieobecności, bo psychicznie się źle czułem. W mojej karierze szkolnej, w tej klasie się najgorzej czułem. Nie miałem ani jednej koleżanki, czy kolegi. Od tego czasu minęły 2 lata i wciąż "odpoczywam". Boję się iść na studia, boję się, że znowu będzie coś nie tak. Krępuję się grup. Kiedy idę ulicą i widzę atrakcyjną dla mnie dziewczynę, mam odwagę do niej zagadać, gdy jadę pociągiem jestem rozmowny. Lecz jeśli chodzi o grupy to jakoś wstydzę się. Boję się grup i nie wiem jak to przełamać. Nie wiem jak być liderem i być lubiany.
  2. Pokłóciłem się z kolegą o pieniądze. Nasza relacja jest przyjacielska. Od 5 lat jesteśmy przyjaciółmi. Nie było nieporozumień, aż do dzisiaj. Przyjaciel pasjonuje się wirusami, kolekcjonuje pliki, wymienia się z innymi. Ma wielki zbiór. Postanowił dogadać się z hiszpańskim av, że wyśle im pliki za 1200 dolarów. Ci byli zainteresowani, mieli jeszcze się dogadać - rozmowa na skype. Miały być pieniądze za ileś gb wirusów. Do tego chcieli zatrudnić by wysyłał im co dziennie znalezione wirusy, oczywiście za miesięczną pensję. Mieli się dogadać co i jak. Kolega poprosił, abym pomógł mu w angielskim. Tzn, będzie wklejał co ci napisali, oraz mówił co chce im powiedzieć. Gdy się uda i dostanie 1200 dolarów, da mi 100zł. Gadali ze sobą przez jakiś komunikator, wklejał mi, tłumaczyłem i dogadali się. Dostał 1200 dolarów. Mi miał dać 100. Dogadali się też w kwestii co dziennej pracy. Właściciel av zapytał go, czy może polecić osobę, która tłumaczyłaby opisy wirusów na angielski. Kumpel zapytał się, czy bym chciał pracować. Powiedziałem, że tak. Ale wtedy muszę zrezygnować ze 100. Dał mi wybór 100 lub praca. Powiedziałem Że dogadaliśmy się że będę tłumaczył za 100. Wykonałem powierzoną mi robotę, dlaczego mam więc rezygnować z tego kosztem czegoś innego. Przecież mogę mieć i 100 i robotę. Wtedy kolega powiedział, abym nie był pazerny na kase. Rozumiecie? Zarobił 3 tys, jeszcze co miesiąc będzie miał 2, mi miał dać 100 zł, to uznał, że jak mi załatwi robotę w zamian za 100 i będzie fair. Kto tu ma większą pazerność? Prawdziwy kolega wywiązałby się z umowy - przetłumaczyłeś masz 100 jak się dogadaliśmy i mógłby pomóc załatwić pracę. Mowie mu stary przyjalem od Ciebie zlecenie ze za tlumacza 100 zl wykonalem role, dlaczego mam rezygnowac z kasy? To jest 1 sprawa, zas robota 2 jego odp chcialem lepiej dla Ciebie, a Ty masz pretensje. Dalem Ci wybor zapytalem skoro chciales lepiej dla mnie dlaczego chciales abym wybral 1 albo 2? a odpowiedzial przeciez chcialem dla ciebie lepiej Czy wg Was zachował się ok. Wg mnie kolega nie zachował się ok. Skoro umówiłem się z nim, że za pomoc w angolu chcę 100zł i wywiązałem się, to należy mi się, zwłaszcza że koleś mu przelał 1200 dolarów. Propozycja pracy w zamian porzucenia należnej 100 jest niefair. To jakby ktoś pracował, nie dostał kasy tylko propozycję, mogę załatwić robotę jeśli nie będę musiał ci płacić. Należała mi się kasa, zaś jako kolega za darmo mógłby robotę załatwić. Jeszcze tekst, że jestem pazerny. Jak wy uważacie, kto ma rację, ja czy kolega
×