Mój przypadek jest dziwny. Otóż, z pozoru wiodę bardzo szczęśliwe życie: od wielu lat mam jedną, wspaniałą dziewczynę; radzę sobie finansowo, bo mam dobrze płatną pracę i generalnie jest OK.
Z drugiej strony, mam poważne problemy z mobilizacją i koncentracją na jednym zadaniu. Zaczynam 5 zadań, w trakcie jednego z nich przychodzi mi 5 kolejnych pomysłów... i nie mogę się już skupić na żadnym z pozostałych, bo muszę to coś sprawdzić czy zrealizować. (coś jakby nerwica natręctw?) Ale też czasem dotyka mnie prokrastynacja, bo zanim zabiorę się do pracy to muszę posprzątać biurko, poukładać książki i ... no nie zacznę, bo wszystko mi przeszkadza.
Gdy dodamy do tego kawę, to czasami dochodzi mi delikatny lęk przed ludźmi: źle się czuję w miejscach, gdzie jest dużo ludzi. Swoją drogą, gdy tej kawy wypiję więcej (= więcej stresu, może też mniej magnezu?) to zaczyna mi się roić w głowie. Wydaje mi się, że moja dziewczyna mnie zdradza, albo kombinuje coś na boku. (coś jakby schizofrenia?)
Mam dni, gdy jestem uśmiechnięty, myślę jasno i jestem ostry jak brzytwa a są dni kiedy wszystko jest złe i nic mi się nie chce (choroba dwubiegunowa?).
Zresztą, z reguły źle reaguję na stres. Nawet proste zdarzenia są dla mnie stresujące (np. rozmowa z szefem, czy kiedyś chodzenie na studia, odzywanie się w klasie). Ze względów zawodowych i generalnie przymusu utrzymania się mam codziennie sporo stresu. W pewnym kulminacyjnym momencie, gdy stresu jest zbyt wiele, wszystko zaczyna mi się sypać. Wypadam z rytmu, zaczynam gorzej spać, zasypiam, przestaję ćwiczyć na siłowni, staję się niemiły, odrzucam większość spraw, bo uważam je za zbędne...
Gdy dbam o higienę psychiczną: dobrze jem, wysypiam się, ćwiczę to jest OK, z reguły.
Co to może być? Niemożliwe, żebym miał wszystkiego po trochę. Chciałbym się pozbyć tego cholerstwa, bo strasznie mi komplikuje życie.