Siemka, pisze tu bo mam dosyć. Może ktoś mi doradzi.
Lat 24, aktywny hipochondryk :)
Nawet nie wiem od czego zacząć. W moim domu od zawsze były szeroko prowadzone dyskusje na temat zdrowia. O raka bałem się już podobno jako 6 letnie dziecko,c zego nie pamiętam, ale wiem że już w wieku 11 lat pierwszy raz poważnie bałem się o zdrowie. Od tego czasu przewinąłem się przez setki lekarzy, zwsze z tą samą diagnozą - jest pan zdrowy.
Począwszy od raka jelita, przez płuc, mózgu i wszystkiego co możliwe. Tylko w zeszłym roku byłem na usg węzłów chłonnych, MRI głowy, kilku rentgenach, EKG i oczywiście z moją rodzinną, to już prawie po imieniu jestem.
Ogólnie nie pamiętam momentu w życiu w którym mnei coś nie bolało, lub czułem się w pełni zdrowy. Zawsze się tam siebie w głębi pytam co mołgoby mi dolegać. Znacie to uczucie mrowienia w brzuchu, prawda?
Niedawno bolała mnie ręka - rak kości, na pewno. Lekarz, rentgen, wynik - wszystko w porządku. Przeciążona. Teraz bolą mnie plecy i wiecie o jaki nowotwór się boję. Ostatni rentgen klatki piersiowej - 6.2012. Cholera jasna, przecież nie mogę się naświetlać co dwa miesiące bo mnie coś boli. A jednak. Spać nie mogę, włosy sobie wyrywam (autentycznie) i paznokcie do krwi obgryzione. Niby funkcjonuje normalnue, ale ciągle jest to napięcie. Wiem, że chyba się to skończy u lekarza.
W ciągu ostatnich dwóch lat drastycznie zmieniłem styl życia. Zdrowe odżywianie, mało alkoholu, dużo sportu (ok, 3-4 razy w tygodniu po 2-3 godziny. Zostały mi ty) - myślałem, że pomoże. No nie bardzo. Zostały mi tylko praktyczie papierosy do wyeliminowania, których juz i tak palę maksymalnie 5 po pracy, a kiedyś dużo więcej i to w ciągu całego dnia. Pracuję nad tym.
Na nic zdaje się tłumaczenie mojego trenera, że jakby mi coś poważnego było to przede wszsytkim zaczęłyby spadać moje wyniki, a tymczasem one rosną, tak samo jak mięśnie, które też podobno mają problemy podczas chorób. Wydolność też wzrasta, coraz dalej i szybciej biegam, coraz więcej dzwigam, coraz lepszy jestem ... ale mimo wszystko. Gdzieś głęboko tam siedzi we mnie ten demon, który mowi, że jest źle.
Kończą mi się pomysły. U psychologa kiedyś byłem, nie wspominam miło tej wizyty, właściwie doradziła mi żebym się ... nie przejmował tyle.
Badam się, aż za dużo podobno. Oprócz bada zlecanych przez specjalistów, robię morfologię, mocz, wątrobę i nerki co kilka miesięcy.
Macie jakieś pomysły? Czy już do końca życia będę tak miał, hehe :)