Skocz do zawartości
Nerwica.com

slawek4574

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez slawek4574

  1. Problem w tym iż ona już nie miewa humorów pozytywnych. Zdarza się jej jedynie nie robić nadąsanych min kiedy czegoś potrzebuje, ale nie che jej szantażować w ten sposób "zrobię dla ciebie to i tamto ale jak podejmiesz leczenie". Wydaje mi się że nie tędy droga. Żona ma też straszny kompleks na punkcie tego iż jest dzieckiem adoptowanym chociaż była adoptowana jeszcze w szpitalu kilka dni po urodzeniu to wciąż powtarza iż jej rodzina to nie jest jej rodzina bo wzięli ją z domu dziecka tak jak by sobie psa ze schroniska wzięli.
  2. Witam. Potrzebuję rady odnośnie problemu który pokrótce opiszę. Być może ktoś z forumowiczów miał lub ma podobną sytuację . Moja żona jest nerwową osobą przy czym "nerwową" to delikatne określenie. Praktycznie od początku naszej znajomości miewała napady niepohamowanej złości o tzw bzdety np wkładanie palca w obiektyw przy robieniu zdjęcia. Po takim czymś potrafiła robić regularną dwudniową "jazdę" czyli wypominanie przewin faktycznych i wydumanych od początku naszej znajomości, obrażanie się połaczone z uporczywym milczeniem i wreszcie płacze i stawianie się w pozycji ofiary, której zmarnowano życie. Wszystko to generowały jak już wspomniałem bzdety jak np rozmowa w sprawie zmiany abonamentu tv sat lub też wstanie z łóżka trochę później niż zwykle. Z czasem te napady stawały się coraz częstsze i coraz bardziej destrukcyjne. Praktycznie ostatnimi czasy jedynie gdy żona czegoś potrzebuje potrafi się pohamować. Destrukcyjność tych napadów przejawia się w tym że robi rzeczy, których normalnie by nie zrobiła np wyrywanie wycieraczek w samochodzie albo kopnięcie któregoś ze zwierzaków w domu, które na codzień skądinąd bardzo hołubi (kiedyś potrafiła przytargać do domu każdego bezdomnego kota czy psa). Jej napady kończą się zwykle leżeniem przez cały dzień w łóżku, mówieniem że ma wszystko w d... i niech się to wszystko rozleci. Ponieważ ustawicznie ja byłem obwiniany o ten stan rzeczy tzn że nie jestem w naszym związku taki jaki powinienem być zaproponowałem terapię dla par. Po długich namowach z mojej strony i wykretach z jej strony (np" nie ma sensu bo ty i tak się nie zmienisz, bo itak masz wszystko w d..., bo i tak robisz co chcesz") udało się nam pojechać na spotkanie z terapeutką. Po dwóch spotkaniach terapeutka stwierdziła że ja na razie mam nie przyjeżdżać natomiast żona powinna przyjeżdżać co tydzien na seans. Po dwu m-cach spotkań żona stwierdziła że musi zrobić przerwę bo trzeba odciążyć trochę nasz budżet domowy. Tu akurat nie było takiej potrzeby ale odpuściłem i nie drążyłem tematu bo poco mi kolejna wojna. Niestety po tygodniu od przerwania terapii żona dostała kolejnego napadu furii. Po dwu dniach gdy nieco się uspokoiła zaproponowałem wyjazd do terapeutki. Odparła że nie ma sensu bo ja i tak się nie zmieniam. Powiedziałem jej że skoro nie jeżdziłem ostatnimi czasy na terapię to i nie otrzymywałem wytycznych od terapeutki w jaki sposób mam się zmienić ale jesli chce to pojedziemy znowu razem. Tak też zrobiliśmy . Terapeutka poprosiła mnie pierwszego i powiedziała że w zasadzie przewiduje spotkanie ze mną dopiero po co najmniej kilku jeszcze spotkaniach z żoną. Ponadto żona potrzebuje pomocy lekarza i terapeutka postara jej się odpowiedniego fachowca znalęźć i namówić ją na leczenie. Potem poprosiła do gabinetu żonę. Po wyjściu żona powiedziała mi to samo co terapeutka i sprawiała wrażenie zdecydowanej na podjęcie leczenia u lekarza specjalisty. Dwa dni później wszystko wróciło do "normy" czyli usłyszałem że leczenie nie ma sensu bo wina leży po mojej stronie i po stronie jej rodziny która traktuje ją jak psa (ewidentna bzdura bo ma naprawdę kochającą i martwiącą się o nią rodzinę) i gdybysmy byli inni to ona też nie byłaby taka. Niestety sprecyzowanie co znaczy "inni" już nie przychodzi jej tak łatwo. Generalnie po półgodzinnym kluczeniu i myleniu tropów wszystko sprowadza się do tego że bycie innym oznacza spełnianie jej żądań i kupowanie jej rzeczy na które akurat ma ochotę. Dzisiaj miał miejsce kolejny atak przy którym musiałem wymierzyć jej policzek na otrzeźwienie gdyż zaczęła znęcać się nad jednym ze zwierzaków. Rzuciła się na mnie z paznokciami drąc się że tylko to potrafię. Zapewne chodziło jej o to że już raz kiedyś wymierzyłem jej taki policzek gdy rzuciła się z pięściami na swoją matkę, która tylko tym jej zawiniła że zaproponowała aby usiadła a ona czyli matka zrobi jej herbatę na uspokojenie. Jezeli ktoś przeżywał podobne sytuacje i wie jak postępować proszę o radę bo jestem na granicy wytrzymałości . Trzyma mnie tylko świadomość iż nie jest to jej podły charakter a choroba, która wymaga leczenia. Tyle że potrzebna jest jeszcze dobra wola osoby chorej aby się leczyć
×