Skocz do zawartości
Nerwica.com

michał24

Użytkownik
  • Postów

    32
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez michał24

  1. Podając ten temat na forum nie wiedziałem, że tak szybko ktoś się odezwię i przedstawi swoje refleksje. Teraz wiem jedno - nie jestem sam. Moja historia jest podobna do historii Inez3. Kiedyś myślałem, że jestem tchórzem, wszystkiego się lękam, cały świat jest mi wrogi a tylko rodzice są moimi przyjaciólmi i dbają o moje dobro. Dziś wiem, że to tylko choroba albo aż choroba NERWICA lękowa. Gdy zacząłem drążyć temat nerwic i ich etiologii sięgając jednocześnie w głąb siebie doszedłem do wniosku, że to właśnie rodzice są przyczyną tego, że posiadam taką tożsamość jaką posiadam. Kocham ich bardzo, ale oni nie wiedzą jaką krzywdę wyrządzili swemu dziecku, które będąc na progu dorosłości tak naprawdę nie wie kim jest. Od małego byłem oczkiem w głowie rodziców. To ja się dobrze uczyłem, to ja odnosiłem sukcesy sportowe to ze mną były związane wszystkie nadzieje a nie z siostrą (stygmatyzacja, życie ze stygmatem, którego wartości trzeba dorównać). Od małego miałem być tylko grzeczny w szkole i w domu, posłuszny rodzicom nie sprawiający nikomu kłopotów i taki też byłem bo w innym przypadku dostałem lanie od ojca (gdy byłem jeszcze mały) więc każde inne wyrażenie własnej woli w domu, szkole czy na podwórku już wzbudzało we mnie dreszcze i wyrzuty sumienia, że rodzice mogą się gniewać. Ojciec, choć podświadomie chciałby być traktowany jak władza absolutna nie potrafił mnie nauczyć mieć swoje granice, których należy bronić więc z każdych trudnych sytuacji wolałem się od razu wyscofać niż narazić się na gniew ojca i karę. Ojciec bił mnie rzadko, ale jak już raz dostałem to więcej nie chciałem dostawać. I tak sobie rosłem nie sprawiając nikomu kłopotów. Cały świat miał mnie z głowy. Przeważnie się uczyłem a imprezy i dyskoteki omijałem z daleka co by na nich nie wynikła żadna przykra historia, która by rozgniewała rodziców (alkohol, narkotyki, bijatyki itp.) Co prawda w późniejszym etapie mojego życia był okres imprez i wszelakich uciech cielesnych, ale szybko się on skończył, bo wszyscy kumple się pożenili a i tak to ja byłem tym najgrzeczniejszym i najspokojniejszym wśród całej paczki. Alkohol dodawał mi odwagi, tłumił lęk, więc mało było imprez na których byłem trzeźwy, czułem się wtedy ,,panem świata". Za swą lojalność rodzice wyręczali mnie we wszystkim a gdy się czegoś podjąłem i zrobiłem to nie najlepiej zaraz byłem krytykowany więc szybko się nauczyłem ze wszystkiego rezygnować, chyba żę zostałem przyparty do muru. Ojciec często porównywał mnie i siostrę z innymi naszymi rówieśnikami przy których oczywiście wypadaliśmy blado a ja szczególnie (przynajmniej tak się czułem). Dziewczyna z, którą spędziłem blisko 5 lat też nie wytrzymała mojego neurotyzmu, gdyż swoimi zahamowaniami ograniczałem jej ekspansywność do której ni cholery nie potrafiłem się zmusić (oj, przeżyłem to bardzo). Dziś stojąc na progu dorosłości nie potrafię określić samego siebie - kim jestem, po co żyję. Mam niską samoocenę, świat jaki był wrogi taki pozostał (ale powoli dostrzegam to, że to ja powinienem się potrafić zaadaptować do świata z poczuciem własnej wartości i godności osobistej a nie świat do mnie). Nie potrafię podjąć asertywnie samodzielnej decyzji, która byłaby sprzeczna ze światopoglądem rodziców, gdyż zaraz mam wyrzuty sumienia, usprawiedliwiam się tym, że to pewnie oni mają znowu rację i warto by było ich posłuchać. Rodzice chcą mnie widzieć takim, jakiego modelowali przez ponad 20 lat a nie takiego jakim widzę się ja. Mam swe pragnienia, ale nie potrafię przeciąć pępowiny, nie potrafię powiedzieć ,,nie" rodzicom i całemu światu a to, że ,,źle syna wychowali" to mi nawet by przez gardło nie przeszło, bo mój ojcieć - neurotyczny perfekcjonista tego by nie przeżył. Chętnie bym się wyprowadził, ale nie mam gdzie, nie mam z kim, nie mam za co. Teraz wiem co to samotność w tłumie. Mimi wszystko i tak bardzo ich kocham, ale dobrze by było by w końcu się obudzili i przejrzeli na oczy, że ich syn jest już dorosły, choć pewnych rzeczy się już nie cofnie.
  2. michał24

    Syndrom DDA

    Typ bohatera rodzinnego jest mi doskonale znany. Przytoczony wyżej opis jest jak najbardziej trafny. To właśnie bohater rodzinny sprawia, że rodzina alkoholowa funkcjonuje w miarę normalnie a ściśle rzecz biorąc udaje, że jest normalna, ale to zawsze lepsze od patologii. Poznawałem taką rodzinę przez 5 długich lat i rzeczywiście pijący rodzic ma ogromny wpływ na osobowość swego dziecka. Bohater rodzinny z kolei jest tarczą ochronną rodziny, przyjmuje na siebie wszystkie ciosy, zarówno te ze strony społeczeństwa jak i samych członków rodziny co zwrotnie przysparza mu wielu kłopotów w określeniu własnej tożsamości. Główną wadą, którą spostrzegłem u bohatera rodzinnego, którego ja znałem to nieumiejętność nawiązywania długotrwałych związków emocjonalnych. Dla tej osoby miłość po prostu nie istniała a świat bez miłości to dla niej świat racjonalny, przewidywalny a tym samym bezpieczny bo nie uzależnia i daje większe pole popisu dla spontanicznych rozwiązań. Wogóle DDA mają wielkie problemy z okazywaniem uczuć, a gdy już je okazują to nie są pewni ich autentyczności. Jednego tylko zazdroszczę bohaterom rodzinnym - szalonej ambicji, bo gdy osiągną sukces to ciągle chcą więcej, nie poprzestają na laurach, tylko dla bohatera rodzinnego cel jest ważny sam w sobie a nie droga dochodzenia do celu a to chyba już nie jest zaletą - gdy cel uświęca środki. Nie chcę tutaj generalizować i szufladkować DDA. Przytoczony przeze mnie przykład jest tylko moją subiektywną refleksją.
  3. Koncentrując się na swoich przeżyciach i refleksjach nad nerwicą lękową, która zapanowała nad moim życiem chciałbym zaproponować temat, który myślę nie będzie obcy wielu z nas a mianowicie: ,,Autorytaryzm ojca i nadopiekuńczość matki w kreowaniu osobowości neurotycznej i postawy braku zaradności w życiu dorosłym". Zapraszam do wypowiedzi
  4. michał24

    Syndrom DDA

    Choć nie jestem dorosłym dzieckiem alkoholików to kilka dobrych lat spędziłem z kobietą z syndromem DDA. Niewątpliwie wychowywanie się w takiej rodzinie ma wielki wpływ na psychikę i emocję a ogólnie rzecz biorąc na wszystko co kryje się pod pojęciem ,,osobowości". DDA u którego rozwinie się nerwica ma podwójny problem. Nie tylko musi sobie radzić z własnym ,, nieatrakcyjnym ja", poczuciem mniejszej wartości i problemami natury egzystencjalnej, ale musi również znosić trudną sytuację w domu, która uwierzcie często jest nie do pozazdroszczenia. Terapia DDA może jednak przynieść dobre rezultaty. Odpowiedni psychoterapeuta i ogromna praca nad sobą może prowadzić do niezłych rezultatów, które przejawiają się większą samoakceptacją, poczuciem własnej wartości i sukcesami w życiu towarzyskim i zawodowym. W moim przypadku było nieco inaczej. Wspomniana przeze mnie na początku osoba, po terapii i kilkunastomiesięcznej abstynencji matki, doszła do wniosku, że świat stoi przed nią otworem i żaden problem nie zakłóci jej walki o subiektywne poczucie szczęścia.Wiadomo, że pełnia szczęścia zależy tylko od nas, ale czy odczuwane (nie raz) przez nas szczęście to nie przypadkiem przejście od jednego mechanizmu obronnego w drugi (a nie oznaka zdrowienia) a tak uśpiona nerwica tylko czeka aby uderzyć, kiedy poczyjemy się trochę słabsi? Mimo wszystko z autopsji wiem, że związek dwojga neurotyków o skrajnych poglądach i potrzebach to z góry przewidziana porażka a jeżeli dojdzie do tego syndrom DDA to już totalna zagłada. Jeszcze jedną refleksją chciałbym się podzielić: Czujmy się najpierw szczęśliwi sami z sobą a później szukajmy szczęścia wśród innych, czego Wam i sobie gorąco życzę.
  5. Dzięki Tygrysku za słowa otuchy. Tęsknota to nie wszystko. Najgorzej żyć ze świadomością, że żywi się do jednej osoby całkiem skrajne uczucia: miłość, żal, gniew, nienawiść i tęsknotę. Czas to wszystko co mi zostało..Tacy właśnie jesteśmy, przynajmniej ja i za to się nienawidzę.
  6. Tylko dziecko pragnie tego, czego mieć nie może...Nawet zdrowemu człowiekowi ciężko jest przenieść pragnienia ze sfery marzeń do rzeczywistości o neurotykach nie wspomnę.
  7. Ja jako neurotyk z tendencją do wycofywania się byłem 5 lat z neurotyczką ekspansywną z tendencjami narcystycznymi. Nie wiem jak to możliwe, że ten związek potrwał tak długo, ale i tak mnie zostawiła. Czuję się po tym jak kompletne zero. Już ósmy miesiąc dochodzę do siebie i ciągle jest mi źle. I choć wiem, że szczęścia nigdy by mi nie dała i tak tęsknię.
×