Skocz do zawartości
Nerwica.com

gaffa

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez gaffa

  1. Jestem właśnie po konfrontacji z moim byłym. Okazuje się , że nasi wspólni, życzliwi koledzy nakłamali mi o nim i "kochance" bym w geście rozpaczy rzuciła się po kolei każdemu w ramiona. Jaki ten świat jest popierdzielony. Jak można komuś zrobić takie świństwo? "Pocieszyciel" do łóżka to ostatnia rzecz o jakiej myślę w tej sytuacji. Czemu faceci są tacy płytcy?! Były wyjaśnił, że faktycznie ma koleżankę, z którą był w kinie i na wyjeździe służbowym ale byli tam wszyscy z pracy, tak samo jak na wyjściu służbowym na miasto. Ona nic dla niego nie znaczy. Ulżyło mi o tyle, że mnie nie zdradzał bo to byłby cios. Obrzydliwe kłamstwa, którymi nakarmili mnie wczoraj "koledzy" sprawiły, że wróciła depresja. Znowu bezsenna noc, znowu drgawki i duszności a od rana wymioty. Rozmawiałam z nim o tym, że tęsknie i nie radzę sobie bez niego, o tym, że musi też zrobić porządek wśród kolegów bo jaj już ich wymazałam z życia po wczorajszym incydencie. Znowu płakałam jak dzika i wpadłam w histerię. W głębi duszy wiem, że powinnam pokazać mu jak jestem silna i jak dobrze sobie radzę, ale jak go widzę to ciało reaguje zupełnie inaczej. Powiedział, że chce uczestniczyć w moim życiu, że chodzi do psychologa, że ukłąda sobie w głowie siebie i swoje emocje. Poprosiłam żeby się wprowadził. Nic nie powiedział. Ma zadzwonić w tygodniu mimo, że wcześniej ograniczyłam z nim jakiekolwiek kontakty bo cierpiałam przy każdym jego telefonie i wizycie. Każdy milimetr ciała krzyczał żeby został. Jak piekielnie łatwo jest się od kogoś uzależnić... Dlaczego tak szybko się wyprowadziłam? Bo w sumie mieliśmy już kilka rozmów na temat naszego związku i potrzeby go ratowania, zazwyczaj wracaliśmy do punktu wyjścia. Chciałam mu pomóc i robiłam to 8 lat. Wspierałam, chroniłam, z perspektywy czasu zaczęłam mu matkować. Gasł w oczach. Długo o tym rozmawialiśmy, że on musi stanąć na nogi, sam dojść do tego kim jest, na czy mu zależy, powalczyć o siebie i o to czego pragnie. Wówczas wydawało mi się to takie proste. Odejdę, zatęsknimy, zmienimy siebie i nastawienie i zejdziemy się by żyć na nowo. Tylko ewidentnie mnie to wszystko przerosło. Boję się, że nie zawalczy o naszą miłość, o nas, że w końcu zapomni, pozna kogoś nowego a ja każdego dnia walczę o oddech bez niego. Potrzebuję wrócić do domu, porozmawiać o problemach, przytulić się, zjeść i usnąć słysząc czyjeś bicie serca i oddech a nie głuche echo odbijające się od ścian.
  2. Jako, że jestem nowa, witam Was wszystkich serdecznie. Od 8 lat byłam w związku. Wydawać by się mogło, że szczęśliwym choć jak wszędzie były wzloty i upadki.3 lata temu w Wigilię mi się oświadczył. Poznaliśmy się na studiach. Długo zabiegał o moje względy i uczucie, w końcu mu się udało. Łączyło i nadal nas łączy mnóstwo wspólnych zainteresowań;zamiłowanie do gier komputerowych, ta sama muzyka, filmy, książki, extremalne sporty.Pociąg fizyczny. Mieszkaliśmy razem w domku u jego rodziców. Przyjęli mnie do siebie jak córkę. Wszystko układało się jak w bajce do czasu aż dopadła nas rutyna i zmęczenie. Takie sytuacje pojawiają się wszędzie ale trzeba z tym walczyć a on uciekał od problemu. Na moje prośby wspólnego spędzenia czasu choćby na rowerze mówił, że rower to jego ucieczka od problemów i chce jeździć sam. Nawet argumenty, że do parku pojedziemy razem i ja przez 2 h poczytam a on niech sobie jeździ i do domu razem wrócimy nie przemawiały do niego.Od około 2 lat zatraciliśmy się kompletnie. Zeżarły nas problemy, dopadło nas życie.Praca, dom, kolacja, film, spanie. O ile na początku cieszyliśmy się każdą chwilą ze sobą a sam nasz widok nas podniecał o tyle od jakiegoś czasu musiałam wręcz się prosić o sex. Ostatnio nawet już nie sypiał ze mną w sypialni. Dopadło nas/mnie zmęczenie. Chciałam wyjechać na wspólne wakacje. Odłożyłam nawet na nie pieniądze ale ciągle coś mu wyskakiwało, ciągle odwlekał wyjazd a nasze relacje się pogarszały. Nigdzie nie wychodziliśmy razem, nie spędzaliśmy czasu konstruktywnie. Rutyna, nuda i złość. Dostał pracę w dużej, prywatnej firmie. Zaczęły się wyjścia, imprezy integracyjne, spotkania urodzinowe. Na żadne z nich mnie ze sobą nie zabrał choć zawsze razem wszędzie wychodziliśmy. Gdy zaproponowałam, że dołączę np koło północy stwierdził, że to nie jest dobry pomysł. Nasz związek opierał się na przyjaźni i zaufaniu... Pod koniec września stwierdził, że musi odpocząć, zrobić sobie przerwę, żeby zobaczyć na czym mu zależy, że się zagubił, że jak robi kilka rzeczy to mu nic nie wychodzi a teraz chce ewidentnie się skupić na pracy. Powiedział, że mnie kocha ale widzi jak bardzo jestem nieszczęśliwa i że zatraciłam siebie, że sie nie realizuję i dlatego musimy się rozstać. Jestem najwspanialszą rzeczą jaka go w życiu spotkała i nie wie czy robi dobrze ale wydaje mu się że się wszystko ułoży. Nie będę opisywać w jakim stanie psychicznym wegetowałam cały tydzień bo tyle zajęły nam spotkania z psychologiem i podjęcie ostatecznej decyzji. Okazało się, że on ma depresję i obiecał się leczyć, że musi się uwolnić od matki i najlepiej zamieszkać poza domem-proponowałam mu kilkanaście razy żebyśmy razem zamieszkali,odmówił. Spakowałam się i wyprowadziłam w ciągu godziny. Od 1 października wynajmuję mieszkanie. Do wczoraj czekałam, że może zatęskni, wróci, zadzwoni, zrobi cokolwiek, w końcu nie zapomina się o drugiej osobie, z którą się spędziło 8 lat w przeciągu miesiąca! Wczoraj dowiedziałam się, że od czerwca spotykał się z koleżanką z pracy. Nie powiedział mi o tym rozstając się ze mną choć prosiłam by się przyznał jeśli ma kogoś to łatwiej mi będzie ogarnąć sytuację. W końcu ma "motylki" w brzuchu, które w naszym wypadku umarły dawno. Tylko czy 30-letni ludzie w tak długim związku, z bagażem doświadczeń i przeżyć muszą mieć motylki? W tym momencie wchodzą w grę bardziej rozbudowane uczucia a nie szczeniackie fascynacje. Zrobił mi to samo co wcześniejszej dziewczynie, o której się dowiedziałam jak już byliśmy razem. Miał wszystko czego chciał i kiedy chciał,WSZYSTKO. Płaciłam jego rachunki, spełniałam zachcianki, kupowałam prezenty. Gdyby potrzebował obu nerek to bym mu je oddała a w zamian dostałam TO. Wszyscy się dziwią dlaczego mając taką dziewczynę zostawił mnie. Najbardziej zaskoczona jestem ja, gdzie popełniłam błąd? Odpowiadał mi pod każdym względem, fizycznie, mentalnie... Kompletnie sobie nie radzę po jego odejściu. Ciągle się łudzę, że może zatęskni, zrozumie, jak dobrą tworzyliśmy parę...
×