Skocz do zawartości
Nerwica.com

Oszukany

Użytkownik
  • Postów

    111
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Oszukany

  1. Witam forumowiczów. Od ponad roku jestem na terapii chyba psychodynamicznej jak się domyślam nie wiem nie zapytałem bo się wstydziłem. Wcześniej byłem na wizycie u psychiatry który na moja prośbę skierował mnie na Terapię. O diagnozę psychiatry nie spytałem bo po prostu z przejęcia jakoś nie ogarnąłem ze powinienem zapytać. Psychiatra mnie o niczym nie poinformował i tak chodzę na tę terapię. Od kilku miesięcy prywatnie bo limit w NFZ wyczerpałem i ciągle zastanawiam się co mi jest. Chciałbym wiedzieć tak konkretnie. O teraz sobie przypomniałem że raz zapytałem terapeutkę czy może mi podać termin medyczny dla mojego problemu to powiedziała że ona tego nie robi. A ja już sprawy ze wstydu nie drążyłem. Obserwując siebie widzę że mam problemy jestem bardzo zestresowany ale stres ten choć towarzyszy mi na takim umiarkowanym stopniu przez cały czas to nasila się tylko wtedy gdy myślę i próbuje realizować jakieś cele i rzeczy na których mi zależy. Moim problem jest silne przekonanie że zawaliłem swoje życie. Mam już prawie 29 lat a jestem bardzo zależny od mojej matki nie potrafię nawet za bardzo zdobyć się na odwagę by szukać pracy a jeśli już to robię to za cenę ogromnego stresu i wysiłku. W ostatniej pracy wytrzymałem 3 tygodnie byłem tak zestresowany (była to praca w markecie w magazynie więc nic skomplikowanego) że przez te 3 tygodnie prawie nie spałem. Poza tym do niczego nie czuję chęci wydaje mi się że na naukę czegokolwiek już jest za późno albo że i tak się nie nauczę lub że nikt tego nie doceni i nie warto. Jednak najczęściej że już na jakiekolwiek zmiany jest za późno. Gdy terapeutka czy ktoś z rodziny próbuje zmienić mój sposób myślenia wpadam w taki tłumiony gniew, rozpacz i chciałbym wszystko zniszczyć , nachodzi mnie takie chwilowe pragnienie by umrzeć. Nie potrafię na terapii przyjąć innego punktu widzenia nie mam pomysłu nawet co mógłbym robić w życiu już pomijając czy dałoby się to zrealizować. Wróciłem na studia jakiś czas temu bo uznałem że przebywanie z ludźmi dobrze mi zrobi że może się jakoś przełamie. Ale studia niedługo się skończą a ja zostanę dalej ze swymi problemami co gorsza raczej pracy po nich nie znajdę bo kierunek jest niestety jakoś mało atrakcyjny a poszedłem na niego dlatego że ze wszystkich wyzwań jeszcze to wydawało mi się do wykonania no i pewnie i tak bym siedział bezczynnie w domu. Na studiach chociaż trafiłem na miłych ludzi czuje się nie raz tak źle że nie mogę wytrzymać napięcia. Wydaje się sobie tak marny i do niczego że myślę o śmierci( tylko momentami ale napięcie czuje cały czas). Tak jak pisałem w taką czarną rozpacz wpadam wtedy gdy mi na czymś lub na kimś zależy lub gdy boje się że inni mnie oceniają i potępiają. Na co dzień często moje problemy gdzieś myślami odpędzam bo nie chce ciągle żyć w takim napięciu i zostają one przeze mnie zaniedbywane. Dziewczyny nigdy nie miałem od zawsze byłem nieśmiały do kobiet a potem nabrałem przekonań że skoro jestem tak bezwartościowy że nie mam pracy, zawodu to nie ma sensu próbować. Zresztą teraz gdy mi zaczyna się podobać jakaś kobieta to tez wpadam w rozpacz i tłumaczę sobie że to przecież niemożliwe żebym był dla kogoś interesujący skoro z niczym sobie nie radzę. Problem terapeutka mówi leży w tym moim niszczeniu wszystkiego dobrego i też przesadnym litowaniu się nad sobą i tez obwinieniu innych za swoje porażki. Zgadza się sporo winy leży właśnie w tym. Ja jednak mam tak mało nadziei że wydaje mi się ze jestem w matni że swoimi problemami i czego by nie spróbować to jedna wielka niemożność. Terapeutka łączy rzecz jasna moje problemy z sytuacją rodzinną. Wychowywałem się bez ojca a przez całe lata matka mnie przeciwko niemu nastawiała. Później już nawet nie musiała. Ojciec był przeze mnie tak znienawidzony że nas opuścił, zostawił że nie chciałem z nim mieć nic wspólnego. Nie wiem pod wpływem terapii przestałem żyć tą nienawiścią ale ojciec traktuje mnie tak chłodno a ja nie mam siły ani odwagi by za nim biegać i prosić by był moim ojcem i poświęcił mi trochę czasu. Zastanawiam się czy ja po prostu nie chce na ojca zepchnąć odpowiedzialności za swoje życie i teraz zamiast tej nienawiści z rozpaczy chwytam się wszystkiego i chciałbym żeby ojciec którego tak nienawidziłem nie rozwiązał moich problemów. Jeszcze mi terapeutka mówi że ja swoje potrzeby pragnienia na terapii czy w życiu przerzucam na innych a potem z tym co inni dają zaczynam walczyć i z tym też ma chyba rację. Zapomniałem dodać że często mam uczucie jakbym nie dojrzał i czuję się wobec innych dorosłych jakbym był dzieckiem nawet zaczynam mówić czasami trochę jak dziecko. Terapeutka coś tam mówiła że jakoś emocjonalnie nie dojrzałem. Ciągle tez myśli zajmuje w sytuacjach z innymi ludźmi co tez sobie o mnie pomyślą i nie potrafię być choćby przez chwilę spokojny i beztroski gdy jestem blisko innej osoby. Jest tylko kilka wyjątków a tak to wieczne zamartwianie i analiza co tez o mnie myślą i albo się tym przejmuje albo wpadam w zadumę i już o niczym staram się nie myśleć by tylko uciec od takich problemów. Pisze to wszystko bo liczę że ktoś mi doradzi czy moje problemy to może być coś w rodzaju osobowości unikającej czy też może bardziej osobowość zależna. Pewnie że diagnozy mi nikt nie postawi z takiego tylko opisu ale proszę was o jakieś opinie. Dziękuję jeśli ktoś to przeczyta i spróbuje coś doradzić.
  2. Lunathick Być może ma okres i źle się czuje albo jest chora ale co bardziej prawdopodobne niestety coś spieprzyłeś i ma Cię w dupie. Gdyby byłaby bardzo tobą zainteresowana to na sms by odpowiedziała ja gdyby mi na kimś zależało to bym tak zrobił. Kolejna sprawa ile ty masz lat bo jeśli więcej niż 18 to nie uważasz że pisanie sms jest dziecinadą. Jeśli umawiasz się z dziewczyną to zadzwoń i spotkaj się z nią a nie piszesz tekściki na komórce, wszyscy tak robią i jest to atrakcyjne jak wymiot. Całowanie w kinie kolejny oryginalny pomysł. Cóż przypuszczam ze wzbudziłeś jej początkowe zainteresowanie ciągnęła to miesiąc ale potem przestałeś być atrakcyjny. W dodatku przestań ją zasypywać teraz tymi sms skoro nie odpowiada bo dopiero wychodzisz na desperata. Mam nadzieje że nie pisałeś jej tych sms niemal codziennie( z twojego wpisu wynika że nie ma z nią kontaktu niespełna dobę a ty już jej dajesz poznać że jesteś zaniepokojony brakiem kontaktu, to bardzoe nieatrakcyjne bo komunikujesz że to tylko ona jest nagroda dla Ciebie a odwrotnie już nie). Generalnie takie częste kontakty w na początkowych etapie znajomości zabijają atrakcyjność i ciekawość drugiej osoby. Potrzeba czasami przerwy by druga strona niecierpliwie czekała na kolejne spotkanie. Takie jest moje zdanie ale zaznaczam z góry też że ja powodzenia pośród dziewczyn nie mam. Nie szukam bo czuję że nie mam im nic do zaoferowania ale moje przemyślenia na ich temat uważam za trafne. No ale 4 spotkania na miesiąc to raczej ok. Jednak radze Ci dobrze zamiast sms na przyszłość dzwon od razu po głosie wyczujesz czy dziewczyna jest dla Ciebie miła i entuzjastycznie na Ciebie reaguje. A teraz odpuść na jakiś czas dopóki nie odpowie bo będziesz jak merdający kundel na smyczy i proszący o łaskę. Czy myślisz że jest to atrakcyjne dla kobiety jeśli wie że cokolwiek nie zrobi i tak będziesz na każde jej skinienie. Niech ona się o Ciebie też postara. Szanuj się trochę bo bez tego nikt Cię nie będzie szanował.
  3. W zasadzie tak wstydzę się tego jakim jestem człowiekiem, jakie mam braki i to jest dla mnie tak trudne do zniesienia że nie potrafię o cokolwiek w życiu się starać. Bo to jak się widzę sprawia że tak się wstydzę i nie daje rady spełniać swoich potrzeb. W ogóle pójść do przodu, zdobywać kwalifikacji żeby pójść do pracy. Chciałbym pójść na studia ale jestem już stary dlatego boję się że to tylko moje niepotrzebne mrzonki. Przez rok szukałem pracy a kiedy telefon dzwonił z obcym numerem to wpadałem w panikę bo tak wstydziłem się że inni dowiedzą się jaki jestem. Zresztą dzwoniono do mnie tylko z takich miejsc które nie dawały mi żadnej satysfakcji. Jestem w takiej sytuacji że na bardzo niewiele kierunków studiów mogę pójść bo niechlubna przeszłość mnie ściga a nie mogę poprawić wyników matury gdyż zdawałem ją w 2004 roku a tej matury i wcześniejszych poprawiać nie można. Mam upatrzony jeden kierunek ale nie ma go w zaocznym trybie a dzienne studia sprawią ze znowu na długi czas do pracy nie pójdę. Jeśli jednak nie będę zdobywał kwalifikacji to już zawsze będę wykładał towar w markecie jak to robiłem niedawno. Nawet tak prosta praca mnie przerażała, ludzie których spotykałem że pracując tam przez 4 tygodnie w zasadzie w ogóle nie spałem bo ciągle przeżywałem pracę. W końcu miałem tego dosyć i odszedłem. W zasadzie od roku jak chodzę na terapię to zmieniło się tyle że bardziej ufam terapeutce, wydaje mi się że jest mi jakoś bliska ale gdy tam siedzę to nie potrafię być szczery. To znaczy przekazuje prawdziwe treści ale emocjonalnie to ślizgam się powierzchownie po temacie. Wstyd mi zupełnie się zwierzyć a nawet wpadam po prostu w jakąś pułapkę i nie potrafię mówić w sposób w jaki bym chciał raczej mówię jak ktoś kto prowadzi dyskusje o czymś obojętnym. Przez to tłumienie siebie i stresu nie jestem w stanie ogarnąć treści które pochodzą od terapeutki. Ostatnio zauważyłem że życie napawa mnie takim strachem że autentycznie boje się że np będę głodny lub bezdomny. Bo ja jestem dorosły ale w ogóle nie samodzielny. Wtedy ogrania mnie taka rozpacz że tylko chcę usnąć i przespać życie. A terapeutka mnie pyta jak myślę dlaczego tak się dzieje. No skąd ja mam wiedzieć dlaczego? W zasadzie to coś się zmieniło kiedyś nawet samo szukanie pracy w internecie tak mnie zniechęcało że nie miałem siły żeby to robić. O wysyłaniu Cv nie wspominając a teraz to robię. Jednak im dłużej jestem na terapii to wydaje mi się że bardziej wszystkie problemy rozgrzebują i mnie to przytłacza.
  4. Po roku nic się na razie nie zmieniło. U mnie nie ma zmian chociaż wiele rzeczy sobie uświadomiłem. Jednak nie ma to przełożenia na jakie konkretne zmiany w życiu. Ciągle się okropnie wstydzę. Chodzę na sesje z nadzieją a wychodzę rozbity. Nie wiem dlaczego.
  5. vifi Cały czas jestem na psychoterapii, efektów na razie brak. W pośredniaku jestem zarejestrowany i nic mi nie proponują mimo że mieszkam w dużym mieście w którym bezrobocie nie jest jakieś tragiczne. Agencje pośrednictwa pracy proponują mi prace na zasadzie umowy o dzieło. A nie podejmę pracy jeśli nie zapłacą mi zdrowotnego ubezpieczenia no bo co zrobię jeśli wózek widłowy zmiażdży mi nogę, za co się będę leczył? Musiałbym wykupić ubezpieczenie za ponad 300 a przy tym pracować w markecie za jakieś 1150 zł. do tego koszty dojazdu. Trochę taka praca mija się z celem. Zresztą ja na miejscu pracy wpadam w taka panikę że ledwo panuje nad sobą a co dopiero mówić o efektywnej pracy. W zasadzie od początku w życiu gdy zacząłem pracować miałem problem ze swoja niezaradnością i bardzo się tym przejmowałem ale jakoś z trudem próbowałem z tym walczyć a teraz tak mi się pogorszyło że nie mogę nic zrobić. Kursy na wózek widłowy z tego co się dowiadywałem trwają koło 8 godzin, nie wyobrażam sobie żebym tak szybko miał opanować to wszystko tym bardziej że mi tak jest wstyd za to że w ogóle żyje i mam jakieś potrzeby. Że tak wolno się uczę i nie potrafię ogarnąć prostych rzeczy. Poszedłem na kurs obsługi kasy fiskalnej i znów ogromny wstyd że tam w ogóle jestem mimo że płaciłem za ten kurs. Z trudem opanowywałem te obsługę. Miał trwać 4 godziny a było to może półtorej bo babka stwierdziła że już wszystkiego mnie nauczyła a ja nie miałem odwagi upomnieć się o swoje. Gdy pojawiają się obcy ludzie w moim życiu i nowa sytuacja to gdy mam się czegoś uczyć ze stresu czuję takie nerwy ucisk na głowie że nie mogę niczego ogarnąć. Na terapii z kolei gdy terapeutka mówi mi jakieś uwagi na temat moich lęków to nie panuje nad swoim ciałem trzęsę się ze strachu i nie mogę już z nią współpracować. Leków nie biorę i nie chcę brać dla mnie to tylko leczenie skutków a przyczyny pozostają. oliwkazp Zobacz jaka odważna jesteś mimo tych lęków pracujesz z ludźmi. W dodatku odważyłaś się wyjechać. Ja to Ci nawet zazdroszczę.
  6. Znowu muszę się wyżalić. Mam okropne lęki przed podjęciem pracy. Ostatnio byłem w jednym miejscu pracować na zmywaku. Super praca jak na mój wiek prawda(28lat) A byłem tak wystraszony że aż mi ludzie mówili żebym się tak nie bał. Rzecz jasna pracy nie dostałem i rozumiem to. Pracowali tam normalni weseli ludzie a ja przerażony. Jestem jakieś dziwadło. Jestem po prostu ogromnie niezaradny. Proste czynności sprawiają że że czuje się jak nic nie warta osoba i dopytuję się jak mam wykonać daną rzecz a także komplikuję wszystko nadmiernie. Ta praca na zmywaku inne tego typu zajęcia to w zasadzie jedyne rzeczy które czuję że mógłbym robić. Ale jednocześnie wiem że gdybym dostał taką pracę nie był bym szczęśliwy bo czułbym że marnuję swój czas. Jednak każde zajęcie sprawia że jestem przerażony. Kiedyś studiowałem i do tego czasu żyłem w iluzji że jestem coś wart. Ale studia zawaliłem na własne życzenie i wtedy popadłem w taką depresje jaką mam teraz, miałem jakiś taki przedłużony bunt nastoletni i nic nie potrafiło mnie zmusić do nauki. Byłem tez leniem i wtedy było tez dużo alkoholu. Do tego wszystkiego nie miałem ojca bo nie interesował się mną prawie wcale. Czasami dzwonił i pytał jak tam w szkole. I to było jego całe zainteresowanie. Matka od dzieciństwa nastawiała mnie przeciwko ojcu i tym ojciec tłumaczy swoją nieobecność w moim życiu ale mi wydaje się że jest to dla niego tylko wygodne wytłumaczenie bo alimentów nikt mu nie bronił płacić a płacił je przeciętnie 2 razy do roku i w dodatku nie brał pod uwagę inflacji przez 20 lat więc każdy może sobie odpowiedzieć na co mi te pieniądze starczały. Matka z kolei była przez całe życie bardzo wymagająca i surowa. Robiła co mogła żeby nas utrzymać ale cale dzieciństwo stosowała taką psychiczną przemoc. Wieczne awantury, wypominanie różnych rzeczy, płacz na wyrażanie moich potrzeb że jak ja śmie ja prosić , co sobie wyobrażam itp. Ponadto zawsze w domu prawie we wszystkim mnie wyręczała. Tłumacząc że ja na pewno zrobię źle albo że nie ma czasu mi pokazywać jak to czy tamto się robi. A gdy już coś zrobiłem to często była krytyka. W efekcie jestem bardzo nieporadny nic nie umiem zrobić, naprawić. Obwiniam o to ojca w myślach że nie miał mnie kto nauczyć i czuje się jako mężczyzna strasznie upośledzony czy wybrakowany. Do tego wcześnie wyłysiałem, choruję na skórna chorobę która jakoś strasznie mnie nie szpeci ale jednak mam tłuste włosy te które mi zostały i bardzo się tego wstydzę. Bardzo mnie wyniszcza takie przekonanie ze już na ratunek by wyjść z bezrobocia za późno. Nie mam gdzie zdobyć zawodu no bo na studia za bardzo nie mogę wrócić. Raz że jestem już stary dwa że bym musiał od nowa chyba zdawać maturę bo z moimi ocenami nigdzie się nie dostane. Gdy zaczynałem studiować były jeszcze egzaminy wiec do ocen nie przywiązywałem wagi myśląc że zawsze mogę do egzaminów się przygotować. Zresztą wtedy miałem to w dupie. Kursy zawodowe raczej są nie dla mnie bo przez te moje lęki bardzo wolno się uczę i taki kurs nie zrobi ze mnie pracownika gdyż jest za krótki. Zresztą tego typu kursy i tak nie są cenione przez pracodawców. Można by powiedzieć że sam mam za swoje bo przecież nikt nie bronił mi się uczyć. Ale ja też od lat nastoletnich miałem wdrukowane takie przekonanie że w zasadzie nauka do niczego mnie nie zaprowadzi bo i tak liczą się znajomości których nie posiadałem i nie posiadam. Jak sobie pomyślę ze za swoje lenistwo mam być skazany tak przez całe życie i wraz ze śmiercią matki umrzeć z głodu to myślę ze to bardzo surowa kara. Za 3 tygodnie kończy mi się moja terapia która niewiele mi dała mimo starań terapeutki. Żeby kontynuować musiałbym chodzić prywatnie a pieniędzy nie mam i nie potrafię zarobić. Matka twierdzi że mi nie da bo w terapie to ona zwyczajnie nie wierzy a i we mnie nie bo ja po prostu jej zdaniem do niczego już w życiu nie dojdę. Z drugiej strony mówi że wystarczy wziąć się w garść i problemy przechodzą. Na terapii jestem jak w jakimś amoku tak się bronie przed pomocą że nie jestem w stanie myśleć i czerpać pomocy ze starań terapeutki która nawet czuje że jest mi bliska ale na sesjach ze strachu wszystko odrzucam. Mam jakieś takie uczucie że jestem tak głupi i wszystko co mówię jest niewiele warte że nie potrafię na sesjach współpracować chociaż Terapeutka mnie zapewnia że daję coś od siebie ale ja czuje się taki głupi i nic nie warty. Gdy jadę na sesje to z takimi obawami jakbym miał stanąć przed surowym sędzią, że znowu jestem na sesje nieprzygotowany, albo przejmuje się że nie wiem co odpowiedzieć na uwagi terapeutki. Chciałbym dalej chodzić na terapię ale nie mam jak. Matka twierdzi że musi pomagać siostrze w kupnie mieszkania bo to ma sens a moja terapie nie. Gdy matka pyta o moje sprawy a ja zaczynam się użalać nad sobą to wpada we wściekłość że już ma tego dosyć i czemu ojcu nie mówię tych wszystkich rzeczy. A ojciec jest dla mnie obcy mimo że tak bardzo chciałbym mieć tatę to nie potrafię się z nim porozumieć za dużo we mnie żalu za te wszystkie lata gdy go nie było. Nie umiem wydostać się z tej matni leku i beznadziei w który wpadłem. Przepraszam że to że pisałem tak nieskładnie ale mam bardzo zły dzień i nie mam siły żeby skrobnąć coś bardziej przemyślanego.
  7. Fizli a ile masz lat? Czasami jak wszystko wydaje się do dupy to chociaż można się pocieszać ze ma się dajmy na to te 20. Poza tym kogo ty tak ranisz? Ja bym chciał mieć tyle siły żeby kogoś zranić. A ranię sam siebie bo innych nie dopuszczam do siebie ze strachu więc nawet nie wiem czy by mnie zranili.
  8. Frajerem tez jestem ale z ta praca to jest tak że nie ma znaczenia że w nowej nikt nie wie jaki jestem. Bo ja na tyle źle się adaptuję w nowych miejscach że przez trudne początki zawsze jestem spalony. Poza tym przez długi czas swojego życia się obijałem i dlatego niczego konkretnego nie umiem a w wieku którym mam już nie bardzo mam się gdzie nauczyć nowych rzeczy. Zresztą nie bardzo mam predyspozycje a jeśli nawet mam to przynajmniej nie wiem do czego. Ale fajnie że ktoś odpisał na moje jęki.
  9. Musze pojęczeć. Nie mam pracy i boje się jej szukać. Mam 28 lat i nie mam zawodu, nie miałem nigdy dziewczyny a studia zawaliłem. Chcę umrzeć ale boję się samobójstwa bo jestem tchórzem. Życie jest po prostu nie do zniesienia. Najbardziej boję się że gdy podejmę prace to zostanę wyśmiany.Bo już wiele razy tak było. Ciągle nie mogę się przez to pozbierać. W efekcie tego o czym pisze trzęsą mi się ręce i osiwiałem. Jestem na dnie w efekcie uciekam w komputer by chociaż przez jakiś czas nie przeżywać swoich porażek. Czuję się jakbym był zupełnie wybrakowany. Moja terapeutka mówi że jestem niedojrzały emocjonalnie. Od kilku miesięcy chodzę na terapię ale nic nie dała co przyznała sama terapeutka i twierdzi że z lęku odrzucam całą pomoc. Myślę że ma rację ale też pomocy którą mi oferuje zupełnie nie czuję.
  10. Nie lubię kobiet bo się ich boję. Kilka razy obce kobiety boleśnie mnie zraniły i od tego czasu wpadłem w taki rodzaj bronienia się przed nimi poprzez obrzydzanie sobie ich. Zrobiłem to na tyle skutecznie że teraz ich bardzo nie lubię. Został tylko fizyczny pociąg. No i cierpienie wróciło z powodu samotności którego już długo nie było. Tak jakbym długo skutecznie oszukiwał siebie że ich nie potrzebuje a i tak bolesna prawda mnie dopadła. Kobiet nie lubię za ich próżność, wyrachowanie, interesowność. Interesowanie się niczym. Mam tu na myśli modę, życie celebrytów i tym podobne. Jeszcze za przekonanie że wiele im się należy z tego powodu że są kobietami. Za to że przy nich czuje się słaby i bezbronny bardziej niż bez nich. U mnie chyba powodem było to że wychowywałem się z matką i siostrą które były takie wymagające i dojrzałe. A ja młodszy jak jakieś dziecko przy nich zawsze bez prawa do własnego zdania i ciągle tłamszony. Ech te kobiety.
  11. Nie lubię kobiet bo się ich boję. Kilka razy obce kobiety boleśnie mnie zraniły i od tego czasu wpadłem w taki rodzaj bronienia się przed nimi poprzez obrzydzanie sobie ich. Zrobiłem to na tyle skutecznie że teraz ich bardzo nie lubię. Został tylko fizyczny pociąg. No i cierpienie wróciło z powodu samotności którego już długo nie było. Tak jakbym długo skutecznie oszukiwał siebie że ich nie potrzebuje a i tak bolesna prawda mnie dopadła. Kobiet nie lubię za ich próżność, wyrachowanie, interesowność. Interesowanie się niczym. Mam tu na myśli modę, życie celebrytów i tym podobne. Jeszcze za przekonanie że wiele im się należy z tego powodu że są kobietami. Za to że przy nich czuje się słaby i bezbronny bardziej niż bez nich. U mnie chyba powodem było to że wychowywałem się z matką i siostrą które były takie wymagające i dojrzałe. A ja młodszy jak jakieś dziecko przy nich zawsze bez prawa do własnego zdania i ciągle tłamszony. Ech te kobiety.
  12. Oszukany

    nierozgarnięci

    Też jestem nierozgarnięty i za bardzo nie wiem jak sobie z tym radzić wiec zapewne do dyskusji nie wniosę nic wartościowego. Gdybym był zaradny to prawdopodobnie nie siedziałbym na tego typu forum tylko czerpał z życia ile wlezie. Nierozgarnięcie bierze się przynajmniej u mnie z pewnych założeń o własnej niemocy i głębokiej wierze że ta niemoc jest niemożliwa albo niemal niemożliwa do pokonania. Gdybym to myślenie umiał zmienić być może byłoby inaczej. Z drugiej strony wtedy podejmowałbym więcej inicjatywy i mógłbym przez jakieś porażki tylko utwierdzić się w przekonaniu o własnej niemocy. Tak nierozgarnięcie to jeden z ważniejszych moich problemów. Zawsze sobie je tłumaczyłem brakiem ojca którego skutecznie obrzydzała mi matka będąca zresztą bardzo surowa a jednocześnie przesadnie opiekuńcza. Nabrałem złych nawyków i nieszczęście gotowe. Staram sobie niektóre rzeczy planować i czasami wtedy udaje się zrealizować chociaż część z nich. I w moim wypadku podstawa to zwlec się z łóżka rano bo gdy pośpię za długo to wydaje mi się że już cały dzień zmarnowany i nie ma sensu się starać. A na bezrobociu to nie ma do czego wstać więc i motywacja do wstania niemal zerowa.
  13. Oszukany

    nierozgarnięci

    Też jestem nierozgarnięty i za bardzo nie wiem jak sobie z tym radzić wiec zapewne do dyskusji nie wniosę nic wartościowego. Gdybym był zaradny to prawdopodobnie nie siedziałbym na tego typu forum tylko czerpał z życia ile wlezie. Nierozgarnięcie bierze się przynajmniej u mnie z pewnych założeń o własnej niemocy i głębokiej wierze że ta niemoc jest niemożliwa albo niemal niemożliwa do pokonania. Gdybym to myślenie umiał zmienić być może byłoby inaczej. Z drugiej strony wtedy podejmowałbym więcej inicjatywy i mógłbym przez jakieś porażki tylko utwierdzić się w przekonaniu o własnej niemocy. Tak nierozgarnięcie to jeden z ważniejszych moich problemów. Zawsze sobie je tłumaczyłem brakiem ojca którego skutecznie obrzydzała mi matka będąca zresztą bardzo surowa a jednocześnie przesadnie opiekuńcza. Nabrałem złych nawyków i nieszczęście gotowe. Staram sobie niektóre rzeczy planować i czasami wtedy udaje się zrealizować chociaż część z nich. I w moim wypadku podstawa to zwlec się z łóżka rano bo gdy pośpię za długo to wydaje mi się że już cały dzień zmarnowany i nie ma sensu się starać. A na bezrobociu to nie ma do czego wstać więc i motywacja do wstania niemal zerowa.
  14. Oszukany

    Samotność

    Też tak mam z samotnością. Kiedyś zostałem odrzucony i od tego czasu sam odsuwam się od ludzi. Wmawiałem sobie że tak jest dla mnie lepiej że nie cierpię. Ale i tak cierpienie mnie dopadło. To tylko inny rodzaj cierpienia tamto gdy zostałem odrzucony było nagłe i intensywne a te obecne jest stałe jak lekki strumień wody.Stałe i permanentne cierpienie dawkowane w niewielki sposób ale będące przez tę swoją stałość trudne do wytrzymania.
×