Ja wiem, że nie warto się martwić nawrotem choroby, skoro wydaje się ze wszystko jest w porządku, ale...
Jednym z objawów mojej choroby było to, że na czole czułem jakby ktoś położył mi kamień. Gdy pobrałem 4 miesiące leki, ból ten ustąpił. Problem w tym, że teraz od 3 miesięcy jak nie biorę leków, to powróciło. Co prawda, raz znika, raz się pojawia - co pare miesięcy temu byłoby nie do pomyślenia, bo wtedy ciągle czułem ciężkość na czole, ale jednak wzbudza to moje obawy. W tamtym okresie objawem był też brak apetytu, teraz gdy zacząłem sobie wmawiać, że to znowu wróci - wróciło. Boję się, że wszystkie objawy, które kiedyś miałem powrócą, i znowu bedę musiał wrócić od leków. Teraz co prawda mam doświadczenie w związku z objawami i inaczej zupełnie do tego podchodzę, ale cichy strach jednak jest.
W każdym bądź razie choroba zaczęła się, gdy miałem 17 lat. Po dosyć stresującej sytuacji, wyszedłem na dwór zapalić papierosa. Po kilku pociągnięciach, zawiało mną jak nigdy nic. Nerwcy zaczęły cisnąć mnie na całym ciele, chwiałem się, nie mogłem dojść do domu, kręciło mi się w głowie, miałem uczucie,że zaraz zemdleje, miałem duszności. Gdy wróciłem do domu, długo męczyłem się żeby zasnąć. Następnego dnia człowiek obudził się z uczuciem, jakby ten świat był nierealny, wszystko było za mgłą. Bałem sie wychodzić z domu. Co wieczór miałem uczucie duszności, nie mogłem oddychać, mimo, że nic ze mną się nie działo. Oprócz tego po jakimś czasie doszło coś gorszego - bałem się, że ktoś próbuje mnie otruć. Wkręcałem sobie,że ktoś coś dosypał do papierosa, do coca-coli, do jedzenia. Praktycznie musiałem mieć wszystko na widoku, żeby być pewnym że nikt nie chce mnie otruć. Oprócz tego lęk przed ludźmi, sczególnie w mieście. Bałem się, że każdy chce mnie zabić, nawet doszlo kiedyś do absurdu, że wmówiłem sobie, że ktoś chce wrzucić granat do pokoju i chce mnie zabić (teraz mnie to śmieszy). Nie potrafiłem zasypiać sam - wszyscy musieli przy mnie czuwać. 2008 rok przyniósł kolejny "napad". Tego akurat nie potrafię do dziś dokładnie wyjaśnić, ale tak to jest z psychiką. Mianowicie raz na jakiś czas miałem dosyć dziwne uczucie związane ze wzrokiem. Ciągle patrzyłem się na górę, nie mogłem się skupić. Gdy to miałem nie wmawiałem sobie, że czegoś nie mogę przeczytać - nawet prostego zdania. Patrzyłem w górę i w górę cały czas. Przez ten czas brałem różne leki - Alpros, sulipryd, olzapin itp. We wrześniu 2009 roku przerwałem branie leków, i co dziwne - zacząłem się czuć lepiej. Lęki zniknęły, czułem się pewniej, nikt nie chciał mnie zabić, otruć itp. Poczułem się lepszym człowiekiem. Trwało to gdzieś z 2 lata, gdy w marcu 2012 znowu mnie zaatakowało. Tzn, nie mialem absolutnie żadnego lęku z dawniejszych czasów, pojawiły się za to inne. Wmawiałem sobie, że nie potrafię rozmawiać z ludźmi, że tracę poczucie rzeczywistości, cisnęły mnie nerwy, nie mogłem spać bo psychika dusiła mnie od środka. Wmawiałem sobie, że to co widzę, wygląda inaczej, mimo, że jest to samo. I było to samo. Jakby przekolorowane. Na szczęścien ie miałem żadnych halucynacji. No i ociężałe czoło - przez 6 miesięcy bodajże takie miałem.W pewnej chwili psychika zaczęła już tak wysiadać, że zdecydowałem się na wizytę u psychiatry, po raz kolejny. 4 miesiące pobrałem leki. Pomogło. Teraz minęły 3 miesiące odkąd przestałem brać leki.
Nie ćpam, piję sporadycznie, palę dużo fajek.