Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nataliaaa

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Nataliaaa

  1. To chyba masz rację. Sprobowałam (dobrze, że mam duży pokój, no i materac ) i oczywisscie nie bylo takiej mozliwosci zebym to zrobila. Nawet nie tyle, że broniłam się przed upadkiem co nie mogłam się zdobyć na przechylenie w tył i mimo chodem probowałam jakby "podgladac" ... kurcze... Wogóle wcześniej pod tym katem o tym tak bardzo nie myslałam ale faktycznie z ta kontrola jest coś na rzeczy. Pamietam, że zawsze w szkole na wfie panikowałam przed staniem na rekach, mostkiem ze stania, takie rzeczy byly dla mnie okropnym przezyciem, nie mowie juz o skoku przez kozla itd. Nawet przewrotu w tyl sie bałam i nie mogłam się nauczyc pewnie przez to, że się blokowałam a nie przez to że było to trudne. jak tak pomyśle to nawet na basenie było tak samo. Mimo, że umiem pływać i nie boje się wody to nigdy w życiu nie wykonałm skoku do wody ze słupka. Nie wiem czego się bałam, bo ani nie wysokości, ani nie samej wody, ani nie tego, że nie wypłyne czy, że sie zakrztusze, utopie itd. Nic z tych rzeczy. Poprostu stając tam czułam jakaś blokade i za nic w swiecie nie byłam w stanie się odbic, jakbym była przyklejona. Może to też może swiadczyc o tej potrzebie kontroli? Może to jest tak, że czulam sie wporządku na tym słupku i w wodzie, ale bałam sie momentu odbicia i chwili kiedy bede w powietrzu... A np. taka sytuacja, że planuję z chłopakiem wspolna niedziele, jakis wypad, cos w tym stylu bo mamy wolny dzien. On widzi to tak: rano wstaniemy jak sie wyspimy, pomyslimy co bedziemy robic, ubierzemy sie pojedziemy tam i tam a w trakcie pomyslimy gdzie jeszcze pojdziemy. No bo przeciez po co sie spinac i planowac dokladnie skoro mamy caly dzien wolny, nic nie musimy robic, no to chyba obojetne co i wjakiej kolejnosci zrobimy skoro bedziemy tak czy siak caly dzien ze soba. I tu sie zaczyna problem bo ja musze juz dzien wczesniej miec zaplanowane. Wstajemy o tej, potem zjemy i sie ubierzemy, to bedzie godzina ta i ta, no to przykladowo na seans do kina pojdziemy na ta godzine, wiec z kina wyjdziemy mnej wiecej o tej no to jak w domu chcemy byc na ta to mamy jeszcze przykladowo 3 godz zeby gdzies jeszcze isc i ja oczywiscie od raazu sie domagam, żeby z gory zaplanowac gdzie. No jak na drugi dzien sie okaze ze z jakiegos powodu wyszlismy pol godz pozniej i np musimy isc na poniejszy seans a w zamian za to najpierw isc gdzie indziej no to dla mnie to juz jest nie to samo, bo cos caly czas bede czula ze jest nie tak, chodze potem poirytowana i nie raz bylo tak ze zepsulam nam przez to dzien A i tez mam tak ze dzien wczesniej (conajmniej) musze wiedziec czym pojde ubrana (narawde nie wynika to z proznosci, nie jestem jakas paniusia, ktora sie przymierza pol dnia zeby wygladac lepiej od kolezanek, wierzcie mi) raczej to troche dziwne jest, no wiem w sumie, że kobiety tak maja i może wszystko byloby ok gdyby nie to, że jesli zaplanuje np jakies lekkie ubranie a rano sie okaze, że pada i musze sie przebrac w inne ubranie, ktore nie jest jakies brzydkie i poszlabym w nim np na nastepny dzien to ja i tak bede juz caly dzien czula sie zle i brzydko no bo "nie tak mialo byc" z jednej strony moze to smieszne ale z drugiej to...... naprawde nie chcielibyscie tak. Gdyby jeszcze bylo tak, ze w zwiazku z tym musze jakies lachmany zalozyc no to ok, ale j ide ładnie ubrana tylko nie tak jak zaplanowałam wiec jest tragedia odrazu. Albo mam tak jak sie spoznie na tramwaj naprzykład. Sytuacja wyglada powiedzmy tak ze mam na 8. Zalozyłam sobie ze wyjade o takiej godzinie zeby gdzies tam byc za 15. I jak sie spoznie i sie okaze ze jestem za 5, wiec nic sie nie stalo bo sie nie spoznilam w dane miejsce, ani nic nie mialam wtedy zalatwic, z nikim sie nie umowilam i poporstu nie ma to zadnych konsekwencji to i tak zle sie z tym czuje no bo przeciez zaplanowane bylo inaczej... Jezu, to masakra jakas, dopiero teraz widze, że moglabym takich przykladow wymieniac i wymieniac.... Dobrze, że ktos zwrocil mi uwage na ta potrzebe kontroli... Naprawde cos ze mna nie tak, i to porzadnie... Powiedzcie mi w takim razie, czy ktos wie co z taka nadmierna potrzeba kontroli mozna robic? Jak sie tego pozbyc, bo to zatruwa normalne funkcjonowanie... I skad sie to moglo u mnie wziac, jakie moga byc tego przyczyny? -- 13 paź 2012, 11:48 -- Chociaż przyznam szczerze, że ta teoria o materacu i upadku wydaje mi sie troche dziwna, bo przeciez to raczej naturalny odruch czlowieka, żeby się chronic przed upadkiem. Równie dobrze mogę bać sie przewrocic, nie z potrzeby nadmiernej kontroli co poporstu z naturalnego strachu ze sobie krzywde zrobie, potluke sie itd. A to mi sie akurat wydaje normalnym odruchem Niemniej jednak i tak zwrocilo mi to uwage na jeszcze jeden rodzaj moich "odchyłow", więc tak jak napisałam prosze o rady co z tym robic i skad takie cos sie bierze. bede bardzo wdzieczna.
  2. Objawy somatyczne, ale czego? Jak rozumiem, masz na myśli objawy nerwicy, tak? Mam jeszcze pytanie, czy na taka psychoterapie, o której piszesz mogę się udać do psychologa czy konieczny jest psychiatra? Wiadomo, że dla każdego "psychiatra" brzmi jakoś przerażająco Sama studiuje medycynę i wiem, że chodzenie do psychiatry to nie powienien być, żaden wstyd, jestem świadoma, że to lekarz jak każdy inny i to nie nasza wina, że to czy tamto nam dolega, no ale wiadomo, że wszystko łatwo się mówi dopóki nie dotyczy to siebie samego. Czy można sobie z tym poradzić samemu? I chciałabym jeszcze zapytać kogoś dodatkowo o to moje liczenie kartek... Czy jeżeli robie to tak często, mimo, że już doskonale wiem ile ich jest i właściwie sama nie wiem w jakim celu to robię... chyba, żeby mieć jakaś kontrolę czy coś... no nie wiem. Najgorsze, że jak nie policze to mi to spokoju nie daje. Albo jak po chwili nie jestem pewna czy bylo 43 czy 44 strony to zaczynam cała zabawe od początku. Tak jakby ta jedna czy dwie strony były wogóle istotne.... :/ Myslicie, że jeśli to przybiera taka postać to jest to jeszcze dziwny nawyk czy juz przerodziło się w natręctwo? -- 13 paź 2012, 06:14 -- Oj, przepraszam Moniko, nie doczytałam nagłówku i odniosłam to do siebie. Chyba już poprostu za bardzo chce, żeby ktos wyjaśnił mi co ze mna jest nie tak Coż, w każdym razie to co napisałam wyżej i tak aktualne. Proszę o rady.
  3. Właśnie tego się obawiałam. Dziękuje bardzo za odpowiedź Czy mogę prosić jeszcze o jakieś rady i zdania na mój temat? Może jest ktoś wśród was, kto ma lub miał podobne objawy?
  4. Cześć wszystkim! Jestem tu nowa i bardzo przepraszam jeżeli niepotrzebnie zaczynam kolejny temat z cyklu "co mi jest?" podczas gdy mogłabym przeczytac inne posty i juz. Niestety mam tak dziwne, przerozne objawy nietrzymajace sie całości ( a moze tylko pozornie ). Nie wiem nawet czy dobry watek wybrałam, ale naprawde nie wiem co mi jest jednak mysle, że z nerwica może mieć to coś wspólnego. Wypisze wszystkie dreczące mnie objawy, może być to troche chaotyczne, dlatego, że jak powiedziałam niezbyt sensowne one w sumie razem sie wydaja, ale mam nadzieje, że ktoś będzie potrafil mi pomóc ;-) Na wstępie dodam, że robilam już wiele badań przede wszystkim pracy serca, EKG itd. , badanie krwi, moczu, kału. I Wyszło, że teoretycznie zdrowa jak ryba podczas gdy ja czuje sie zupełnie inaczej. Dodam, że większość objawów dokucza mi od około roku, niektóre były już wcześniej, ale na tyle słabe lub rzadkie, że wtedy nie zwracałam na nie większej uwagi. Natomiast największe nasilenie wszystkiego co opisze odczuwm od kilku miesięcy i jest to juz tak bardzo dokuczliwe, że naprawde źle mi z tym ;-( Dobrze, do rzeczy: przede wszystkim kołatanie serca, odczuwanie jakby bardzo szybkiego lub bardzo mocnego jego bicia, tak, że praktycznie przez cały czas odczuwam jego bicie w tak dużym stopniu, że poporstu mi to przeszkadza. Dodam, że nie istotne czy właśnie wchodziłam po schodam czy leże w łóżku, czy jestem poddenerwowana czy spokojnie ogladam telewizor. Towarzyszy temu uczucie jakby ciasnoty w klatce, tak, że raz na czas musze brać bardzo głęboki oddech, bo mam wrażenie jakby brakowało mi tchu. A do tego gdy faktycznie jestem chociaż troche zdenerwowana to wtedy serce wali jak oszalałe, mam wrażenie duszności, bardzo bardzo ciężko mi oddychać, co oczywiście ne jest adekwatne do wielkości stresu. Poza tym uczucie ciagłego nieuzasadnionego niepokoju, nie jest to jakiś lęk paraiżujący ale jest bardzo uciążliwy, nie jest to lęk przed czymś konkretnym tylko raczej taki delikatny wewnetrzy jakby częściowo podswiadomy... On prawie cały czas siedzi we mnie, nawet jak jestem spokojna, śmieje się ze znajomymi to mimo wszystko jak na chwile się wycisze to czuje to. No i zdarzają się takie jakby napady tego lęku, nie jest to panika, ani strach przed jakimś niebezpieczeństwem czy coś takiego tylko taki wzmożony lęk, coś jakby...hmm.. porównała bym to do uczucia jakie sie ma powiedzmy 2 godziny przed egzaminem, nie jest to jakiś otwarty strach tylko bardzo nasilony lęk, stres aczkolwiek niczym konkretnym nieuzasadniony no i oczywscie nie musze chyba dodawać, że przy tych "niby Napadach" wydaje mi sie, że serce wli tak jakby miało wyskoczyc... Naprawde bardzo nieprzyjemne ;( Następne to to, że czasami odczuwam takie dziwne drżenie i tak jakby uczucie zimna, mimo, że zimno nie jest...czasami jak z kimś rozmawiam przy czym nie jest to jakaś stresująca, oficjalna rozmowa tylko np z rodzicami na luźny temt... ale też czasami nie podczas rozmowy tylko tak normalnie jak sobie poprostu siedze... nie wiem czy inni widza to drżenie, bo nie jestem nawet pewna czy tak to wyglada w rzeczywistości w kązdym razie moje odczucie jest takie jakbym cała dygotała. Do tego od około roku mam bardzo duże problemy z nauką. Od razu mówie, że nie wynika to z lenistwa bo zdałam super mature, chodziłam na dodatkowe lekcje itd... dostałam sie na medycyne i z powodzeniem jak dotad przeszłam wszystkie egzaminy... niby wszystko ok ale od jakiegoś czasu kosztuje mnie to ogromna ilośc wysiłku. Nie tyle fizycznie poswieconego czasu, snu itd co poprostu psychicznie nie wyrabiam bo dziwne rzeczy mnie drecza mianowice brak ambicji i motywcji, taki jakby natrętne myślenie, ale nie sa to mysli jakies zle, straszne, ktore by byly dla mnie problemem same w sobie... sa to normalne mysli typu co bede jutro robic, co mam do zalatwienia, cos tam o znajomych, co sobie jutro ubiore, ale ze zrobie pranie, co ogladne w telewizji, czego sie mam nauczyc, co ktos mi powiedzial bla bla bla no poprostu normalne codzienne myśli tyle, że w takim natłoku, że prawie sie od nich opedzic nie moge.nie jestem pewna czy je kontroluje.. może to dziwnie brzmi ale naprawde nie wiem czy mysle o tym bo chce to czy owo przemyslec czy bardziej jest tak ze te mysli do mnie przychodza i musze sie nad tym rozwodzic bo inaczej nie odejda ode mnie... szczerze mówiac bardzej to drugie i rzychodzi to wtedy gdy probuje sie skoncentrowac, wyciszyc, wyłaczyc.... jak mi sie uda to naprawde graniczy to z cudem. Poza tym mówie do siebie.... to mnie przeraza... wiem, że mowienie do siebie to nic zlego ale u mnie przybralo juz jakas dziwna postac. Tzn. prowadze monologi,albo wyobrazam sobie ze cos komus opowiadam, wymyslam jakies sytuacje, ale odtwarzam te ktore byly tylko np zmieniam to co mowiłam itd. nie odpowiadam sobie i kontroluje to, w zupelnosci zdaje sobie z tego sprawe i robie to tylko gdy jestem sama takze napewo nie jest to cos psychotycznegoo, jednak mimo to ta moja kontrola nad tym wydaje mi sie czasem troche złudna bo.. az wstyd powiedziec ale czasem potrafi mowic do siebie kilka godzin... niby wiem ze mowie ale jak juz zaczne gadac to czasami nie moge wychamowac... zdarza sie, że patrze na zegarek a tu 3-4 godz minely nie wiem kiedy... oczywiscie snuje tez na glos plany mowie sobie po kolei co bede robic itd. Od jakiegos czasu tez rozwinelo sie u mnie takie dziwne natrectwo w postaci liczenia stron do nauczenia. Ok wiem ze to nic zlego a nawet dobrze przeliczyc ile stron w stosunku do ilosci czasu na nauke i to rozplanowac. Tak, wiem. Ale w skrajnych przypadkach potrafe zrobic to kilkanascie a nawet kilkadziesiat razy dziennie, czasami juz wiem na pamiec ile dane rozdzialy maja tych stron a mimo to dalej licze, nie wiem dlaczego ;( zawsze zanim zaczne sie czegos uczyc musze przeliczyc bo inaczej nie bedzie mi to dawalo spokoju i dam rady sie uczyc dopoki nie sprawdze. Czasami zdarza sie dzien kiedy siedze nad ksiazka 8 godzin i staram sie uczyc i nagle budze sie ze jest prawie wieczor i okazuje sie ze caly dzien spedzilam na liczeniu, sprawdzaniu, planowaniu, mysleniu nad tymi rzeczami ktore mi bez przerwy biegaja po glowie no i mowieniu do siebie. i Chyba naprawde nie do konca to kontroluje kiedy okazuje sie, ze siedzialam caly dzien przy stole nad ksiazka a nie leniłam sie np ogladajac telewizor, a mimo to nie wiem jak to sie stalo ze nic sie nie nauczylam i nie mam pojecia kiedy minelo tyle godzin ;( Do tego jeszcze od kilku miesiecy mam taka sklonnosc do planowania, mimo, ze nie jestem perfekcjonistka praktycznie w niczym, to musze codziennie przynajmniej w glowie miec ulozony plan kazdego dni co bede robic od tej do tej bo inaczej nie bede mogla nic efektywnie zrbic, ale chyba nie musze dodawac, że ze wzgledy na to co opisalam wyżej rzadko kiedy ten plan wykonuje tak jak sobie ustalilam no a wtedy to juz katastrofa, jak moj plan przesunal sie o godzine to juz musze to robic od nowa bo znowu sie nie skupie no i tak to sie nakreca ;( Poza tym jeszcze ogromne zmiany nastrojow, moge byc szczesliwa a za pol godziny plakac bez powodu i oczywiscie jestem wtedy beznadziejna, glupi, brzydka, gruba itd itd... wiadomo. ogolnie rzecz biarac mam raczej niskie poczucie wlasnej wartosci nawet w "normalnych" stanach, za bardzo sie wszystim przejmuje, kiepsko radze sobie ze stresem, a np. chociaz to sie z tym gryzie to nie mam problemu z nawiazywaniem kontaktow, nie jestem niesmiala, chociaz swiadomosc tego, że przykladowo jutro mam isc poznac nowych ludzi prawie mnie paralizuje, no strasznie to wszystko dziwne i zle mi z tym ;( Dodam jeszcze ze panicznie boje ie pajakow. Nie wiem czy ma to jakis zwiazek ale juz napisze wszystko co mnie dreczy. Jak zobacze nawet nie duzego pajak to wpadam w panike od razu przyspieszenie akcji serca, ogromna adrenalina, pocenie sie, slabo mi, duuszno i to wszystko praktycznie w sekunde sie dzieje. A najgorsze jest to ze ja nie boje sie ze on mnie ugryzie czy zrobi mi jakas krzywde tylko w panike wpadam przez mysl ze on moglby na mnie wejsc i byc na mnie. To jest dla mnie tak przerazajace ze natychmiast musze go zabic poki wiem gdzie jest bo jak mi zniknie z oczu to potem pol dnia bede przekonana ze siedzi na mnie i bede panikowac. Dodam jeszcze, tez nie wiem czy ma to zwiazek jakis, ze cierpie na zaparcia bardzo duze, bole glowy praktycznie calymi dniami, nie jakies nieznosne ale caly dzien takie przycmienie odczuwam albo ucisk niezaleznie od stanu zmeczenia czy pogody, chociaz przy niskim cisnieniu sie to nasila. Czesto tez odczuwam swedzenie skory najczesniej nog ale takie duze ze czasem sie tak bardzo drapie ze potem mam slady. No i mimo, że jestem ogolnie "zmarzluchem" to czesto tez mam uderzenia goraca i tym bardziej to dziwne bo wszystkie podstawowe badania zrobilam no i nic ;-( Przepraszam za ogromny chaos mojej wypowiedzi ijej dlugosc ale pisalam spontanicznie jak to odczuwam i co zdolalam sobie przypomniec i ubrac to w slowa. mam nadzieje ze komus bedzie chcialo sie to czytac i bedzie umial mi pomoc. Z gorz bardzo dziekuje za pomoc. Natalia
×