Skocz do zawartości
Nerwica.com

Yumekui

Użytkownik
  • Postów

    71
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Yumekui

  1. 3 lata temu miałem podobną sytuację. Pozostawiłem studia bo chciałem za pół roku podjąć nowe. Negatywnie odbiło się to na moich relacjach z "przyjaciółmi". Zerwałem kontakt z większością ze znajomych, później relacje z "przyjaciółmi" upadały jedna po drugiej.

     

    Po upływie czasu muszę powiedzieć że sam sobie byłem winien. Okazałem słabość [chociaż to była moja decyzja wszyscy myśleli że nie dałem rady na tamtym kierunku, później kilka miesięcy bezowocnych poszukiwań tymczasowej pracy]. Stałem się nieprzydatny, a ludzie relacje są budowane z myślą o sobie. Ile można z danej osoby wydobyć dla siebie. Niewiele byłem w stanie wówczas zaoferować.

     

    Piszę to po to abyś zrozumiał, że kolejne miesiące będą trudne. Brak stałego zatrudnienia/edukacji wiąże się z narzucaniem presji. Nie wiem jakich masz ludzi wokół siebie, ale możesz spodziewać się że każda porażka może być surowo piętnowana.

     

    Postaraj się być zajętym człowiekiem. Trzymaj grafik, ucz się np. języka obcego i koniecznie uprawiaj jakiś sport lub choć na siłownie min. 3 razy na tydzień.

  2. HansKlosz, zapewniam Cię ze nie mam roblemów z pewnością siebie. Piszę jak jest, żebyście mogli zrozumieć sytuację. Jak mówię społecznie bez wartości to nie w sensie jestem brzydal-nieudacznik, tylko podaję najobiektywniej jak się da że ludzie nie są mną zainteresowani [i wcale się z tym nie godzę]. I niestety, nic nie osiągnąłem, dlatego nie mam się czym budować. Jestem ambitnym człowiekiem, któremu bardzo niewiele się udaje. Nie oczekuję od Was naprawy mego sponiewieranego umysłu. Moje życie jest problemem, jak je naprawić? Pieniądze byłyby lekarstwem niemal na wszystko. Nikomu na mnie nie zależy, na nikim mi nie zależy; przecież dzieci nie mam, jakbym robił jakikolwiek progres albo widział światło to wiele spraw mógłbym mieć w 4 literach i iść dalej. Stagnacja mnie niszczy, czas ucieka.

     

    Sam sobie chyba odpowiedziałem, że potrzebuję pracy, a tej pracy nie ma. Co zrobić? Bez $ nie zbuduję niczego.

  3. Powietrzny Kowal, wręcz przeciwnie, to ma wiele wspólnego. W moich środowiskach internetowych 'co druga osoba' ma syndrom Aspergera albo taki 'dorosły półautyzm'. Życie nie dla wszystkich jest bajką. Czasem taka ucieczka w fantazje, zaprzeczenie realności tego świata etc, pozwalają przetrwać. Tylko potem nie ma powrotu do normalności, bo czegoś w nas brakuje. Czegoś nie doświadczyliśmy i już nigdy nie będzie okazji do tego wrócic. Inną sprawą jest fakt, że całe moje spostrzeżenie nijak ma się do sytuacji autorki wątku. :mrgreen: Ja tam uczuć nie mam i ich nie rozumiem. Jak ktoś próbuje działać na moją niekorzyść to racjonalnie wymuszam w sobie myślenie, że trzeba odpowiedzieć agresją. Udaję, uczę się jako aktor i w końcu zaczyna to w miarę naturalnie wyglądać. Polecam... naprawdę, normalni ludzie nie rozumieją czemu masz na skrają sytuację x kamienną minę. Trzeba udawać, bo inaczej biorą cię za spychopatę. Miracidium podobnie jak Ty nie tęsknię i nigdy się w nikim nie zauroczyłem. Tylko że ja tak mam od zawsze, więc to pewnie zupełnie odmienna sytuacja. [może jakbym miał za kim tęsknić to bym się tego nauczył?]

     

    Sory za wycieczkę personalną, chcę tylko powiedzieć że nie powinnaś czuć się gorsza z tego powodu, i że są ludzie którzy mają podobnie. Podobnie, nie twierdzę że dam radę wejść w Twoją skórę.

     

    PS. Widzicie emotikonę i w jak dobrym miejscu stoi.

  4. Pasjonowanie się rysami twarzy pięknych osób to nie grzech. Dlatego mówi się o ludziach że mają urok, ponieważ przyciągają uwagę nieprawdaż? Osób tej samej płci również, z zazdrości, żeby się porównać, dowartościować lub sprowadzić na ziemię itd.

     

    Nie przejmuj się tym tak, to przecież nie wyrok, gdyby okazało się że jesteś homoseksualistą.

  5. darksky18 mam generalnie identyczne podejście i ani lekarzom, ani innym ludziom już nigdy nie zaufam. Gdy miałem jakieś poważniejsze problemy to wszyscy błyskawicznie uciekali z tonącego okrętu, a nie było tak że oczekiwałem od nich pomocy, ale sytuacja wskazywała, że za chwilę mogę zacząć potrzebować wsparcia[czy to nie zabawne?]. Po co się przejmować, jeśli nie ma w tym profitu. Zastrzegam, że nie jest tak, iż znajduję się w beznadziejnej sytuacji z winy osób trzecich, ale przy ich udziale zdecydowanie mocniej obiłem gębę o dno. Z lekarzami jest jeszcze gorzej i nie będę się zagłębiać, w skrócie, nigdy nie przejawiono najmniejszej chęci pomocy. Po co o tym mówię? Swoją złość/nienawiść zawsze obracam w motywację. Udało mi się poczynić dzięki temu kilka kroków wprzód, cóż, życie nadal jest gówno warte, i nie zaznałem za grosz szczęścia, aczkolwiek nadal jestem w grze.

     

    Normalni ludzie nie są w stanie postawić siebie w podobnej sytuacji. Życie jest cholernie niesprawiedliwe i jak zaczynasz z bardzo trudnej pozycji to nie tylko nie masz szansy zostać kimś wielkim, ale założenie dogonienia normalności jest nierealne. Problemy rodzą kolejne. Nie robisz progresu i z każdym dniem jest tylko trudniej. Ale musisz walczyć. Jeśli się poddasz to każdy, kto w Ciebie nie wierzył odniesie triumf.

     

    1. Wyrobienie sylwetki. Nie ważne jak trudne to dla Ciebie jest [uwarunkowania genetyczne itd.] musisz wziąć się w garść nigdy nie odpuszczać treningu, ściśle przestrzegać diety. To wymaga ponadnaturalnej siły woli, ale tylko to nam podobnych może uratować.

    2. Poukładać sobie w głowie, na tyle, na ile jest to możliwe. Brak przyjaciół, partnera- to zawsze będzie się odbijać, tj. non stop zdarzać się będą słabsze momenty. Zrób tyle ile możesz. Zainteresuj się medytacją, by mniej się wszystkim przejmować.

     

    Nikt nie mówi, że będzie łatwo, ale też nikt nie pyta nas czy chcemy wyjść na ten świat. Teraz musisz walczyć.

  6. Z tego co rozumiem, dużą rolę w Twoim trzymaniu się na uboczu stanowi postrzeganie siebie jako osoby innej. Uwierz, każdy ma swoje 'nienormalności'. Może Twoje się w tej chwili odrobinę bardziej uwidoczniają, ale każdy, każdy człowiek bez wyjątku ma swoje demony, które skrzętnie bądź mniej umiejętnie maskuje.

  7. Pochodzę z patologicznej rodziny. Staram się przetrwać każdy dzień, ale jestem bardzo niezadowolony z efektów. Depresja, która towarzyszy mi od zawsze, powraca. Gdy coś zaczyna się układać okazuje się, że był to jedynie stan przejściowy. ... ale może całość skrócę:

    -brak kasy, staram się skończyć przynajmiej licencjat, żeby mieć szansę na jakąkolwiek pracę[dziennie]

    -społecznie bez wartości [nie mam co ludziom zaoferować]

     

    Innymi słowy jestem w czarnej du*ie. Nie leczę się, bo nie głowa jest tu przyczyną depresji. Nie dostałem od życia nic. Nie mogę nawet powiedzieć, że żyję /kiedykolwiek żyłem. Co jest paradoksem nie mam problemów z pewnością siebie, znam swoje walory tyle, że ich zapotrzebowanie na rynku jest dokładnie 0we. Co jestem w stanie zrobic by poprawić swoją dolę?

    ->pracuję nad sylwetką, ale to nadal melodia przyszłości [teraz 5'10 i niecałe 150 funtów]

    ->znaleźć pracę? w mieście jest straszna bieda, za czapkę gruszek ludzie pracują, a pracodawca ma 10x na ich miejsce, do tego studia... no wiadomo jeszcze bez wyksztalcenia, a pół dnia przy książkach

    ->znaleść przyjaciół. Było mówione, nie jestem nikomu do szczęścia potrzebny. W tło się niestety nie wtopię, a takiego jakim jestem nikt mnie nie akceptuje.

    ->znaleźć dziewczynę. Kiepsko mi to idzie, przy ostatniej próbie mocno się spażyłem [później okazała się niezrównoważona psychicznie]

     

    ???

     

    Chyba zostaje rzucić się pod pociąg. Mówię to półserio, bo będę jeszcze walczył i prędzej trafię do więzienia niż sam sie poddam.

     

    Ktoś ma jakieś pomysły, to będę b. wdzięczny. Tylko nie mówcie że wszystko będzie dobrze, bo takie słowa nic nie znaczą. Nic w moim życiu nie było normalne, dlatego nie można oczekiwać ode mnie normalności.

     

    PS. Tytuł wątku jest powiązany, jak tak dalej pójdzie zostanę "kucharzem". :pirate:

  8. L.E., nie specjalnie rozumiem co masz na myśli.

     

    Można wyjść z feministycznego punktu widzenia, dziewczyna ma prawo za siebie decydować i jak obije się o dno to z własnej głupoty [bądź nie obije, bo związek przetrwa długie dekady]. Pieniądze jako prirytet itd. Dobrze, tylko jej decyzje mają wpływ na innych. Popierajac ją, pośrednio obarczasz całą winą autora wątku, że źle zainwestował swój czas [brzydko mówiąc :mrgreen: ] dlatego ma na co załóżył. Moje zdanie, przedstawione może niezrozumniale i naznaczone niezwiazaną myślą która chodziła mi po głowie, to mniej więcej to, co zostało napisane przez pozostałych użtkowników. Strata takiej osoby nie powinna być odbierana jako ciężar, lecz ulga.

  9. Nie mogę uwierzyć, że założyliscie w tym temacie mały fanklub tej dziewczyny. Osoba ma zdefiniowany, skrajny światopogląd po czym obraca go o 180 stopni. Wniosek jest prosty, nie potrafi myśleć za siebie. Gotowa była związać się z tym obleśnym dziadkiem od zawsze, barierą była jedynie myśl że otoczenie tego nie zaakceptuje. Ludzie wolą myśleć, że osoba ktora znali od lat dopuściła sie czegoś nieoczekiwanego, bo nagle zmieniła się/miała słabszy moment itd.

     

    Realmilan, powinieneś cieszyć się że już z nią nie jesteś. Dziewczyna zaciągnęłaby Cię na dno lub wbiła nóż w plecy przy pierwszej innej okazji.

  10. Jakby ktoś chciał pogadać, depresja i te sprawy to piszcie na pw to podam swoje gg. Chodzi mi o osoby z mojego wieku lub okolic powiedzmy 16-26. Ludzie z potarganym umysłem powinni się dogadać, jak to się mówi, jak swój ze swoim. 8)

  11. Nie chcę nic mówić, ale w przypadku kobiet tylko jakieś poważne deformacje ciała, choroba czy zaniedbanie mogą stać na przeszkodzie w byciu atrakcyjną. Jesteś facetem: brak kasy - ło boże co za ciamajda, niewysportowana sylwetka - nie będę z kimś przy kim nie czuję się bezpieczna, niski wzrost - nie gustuję w karłach itd. Jeszcze będąc dzieckiem, jak ci się powinie noga to możesz mieć przekreślone przyszłe życie... Nie wiem czy w dobrym temacie to piszę :D Kobiety w wieku 18-26 są ultra wymagające biorąc przewagę, że są to najlepsze lata ich życia [tzn. rozdają karty].

  12. ...ech tak już działa karma. Dwa lata temu najlepszy przyjaciel przechodził bardzo trudne chwile. Dziewczyna owinęła go sobie wogól palca i tak mentalnie sponiewierała, że nie byłem w stanie mu w niczym pomóc, nie wiem czy nie zbagatelizowałem tej sprawy, tak czy inaczej głęboko go zawiodłem. Byłem ostatnią osobą na którą mógł liczyć. Teraz analogiczna sytuacja dotknęła mnie, tj. miałem problemy i jednoosobowe oparcie. Wkrótce zostałem sam. Jestem jednak silniejszy psychicznie, dam radę się z tego podnieść bez pomocy specjalistów. Żal ... nawet nie tego że w efekcie końcowym jestem tutaj z Wami, że jestem sam, boli mnie fakt przykrego zakonczenia kilkuletnich znajomości.

×