Witajcie!
Mam na imię Przemek i choruję na nerwicę natręctw (OCD).
Jakiś czas temu założyłem konto na tym forum. Przez kilka dni tu zaglądałem, po czym - uciekłem.
Wszystko przez to, że nie potrafiłem przyznać się sam przed sobą, że mam problem.
Druga przyczyna jest taka, że moja nerwica broni się, atakując wszystko, co może mi pomóc.
Na a to forum na pewno jest pomocne.
Pozwólcie, że w pokrótce opiszę moją drogę z nerwicą na głowie, a właściwie - w głowie.
Obecnie mam blisko 26 lat. Jestem prawnikiem.
Pierwsze symptomy OCD pokazały się u mnie na początku okresu dojrzewania, gdy miałem ok. 13 lat.
Związane były z przymusem bardzo dokładnego sprzątania, tak, żeby nie pominąć żadnego kawałeczka podłogi/chodnika.
Następnie przerzuciło mi się na sferę religijną. Gdy miałem 15 lat pojechałem na rekolekcje oazowe. W ich czasie zaczęły męczyć
mnie natrętne myśli zarzucające mi różne grzechy. Mimo, że tak naprawdę nic złego nie zrobiłem, nie potrafiłem sobie z tymi myślami poradzić. Następnie nerwica opanowała całe moje życie religijne. Wciąż się za coś obwiniałem, zarzucałem sobie nawet rzeczy, których nie zrobiłem. Czułem przymus odmawiania określonych modlitw. Zaczęły pojawiać się też przymusy typowe dla OCD - konieczność omijania danych płytek chodnikowych, dotykania czegoś, sprawdzania czy drzwi aby na pewno są zamknięte.
W klasie maturalnej miałem wszystkiego dość i dlatego przestałem przejmować się kwestiami religijnymi. Objawy pojawiały się u mnie tylko od czasu do czasu. Dobre samopoczucie miałem jednak tylko przez rok. Po roku ogarnął mnie straszny lęk, poczucie obcości, nierealności. Wtedy nie wiedziałem, że to objawy nerwicy. Do tego – nie miałem żadnej nadziei na poprawę i bałem się o tym mówić komukolwiek. Okres studiów, który miał być najlepszym w moim życiu, okazał się najgorszym, prawdziwym piekłem. Do psychiatry poszedłem dopiero po 2,5 roku. Leki pomogły opanować nieco gonitwy myśli, ułatwiły funkcjonowanie. Wciąż jednak bardzo cierpiałem. Bardzo też bałem się psychoterapii. Zaczynałem ją u bodajże 7 psychologów i uciekałem. Teraz wiem, że to był mechanizm obronny mojej nerwicy. Obecnie, od 8 miesięcy chodzę na indywidualną terapię psychodynamiczną.
Myślę, że jestem na dobrej drodze – coraz lepiej rozumiem rządzące mną mechanizmy, docieram do skrywanych uczuć, do przyczyn moich problemów. Jest spora szansa, że od września zintensyfikuję terapię z 1 do 2 dni w tygodniu, co powinno przyspieszyć zdrowienie. W odwodzie zostaje jeszcze stacjonarny pobyt w ośrodku leczenia nerwic.
Moje obecne życie wydaje się bardzo udane – niezła praca (mam nawet czas, by pisać na forum;), aplikacja, fajna dziewczyna. Nadal jednak nie odczuwam satysfakcji, radości. Mam w sobie lęk, napięcie, natrętne myśli, bezpodstawne wyrzuty. Wierzę jednak, że niebawem odzyskam spokój i smak. Również dzięki temu forum .