Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dejvid

Użytkownik
  • Postów

    22
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Dejvid

  1. Nie mam już siły na nic... Całymi dniami, kiedy wracam z wydziału przychodzę i rozmyślam, zamiast wziąć się za coś to siedzę i myślę, co muszę zrobić, a jednocześnie non stop moja głowa ucieka do innego świata, gdzie jestem lepszym człowiekiem, bardziej pewnym siebie, atrakcyjniejszym, nie bał się, precyzyjnie wyrażał myśli. Czuje się taki samotny, gdyby nie dziewczyna to nie wiem, co bym ze sobą zrobił... Wszyscy wokół się cieszą, śmieją się, a mnie to wpienia i w głowie rodzi mi się myśl, że z przyjemnością zrobiłbym im krzywdę. Nienawidzę siebie i wszystkich właściwie oprócz dziewczyny... Minął właśnie 6 tydzień mojej terapii(połowa) grupowej i mimo, że trochę rzeczy poznałem o sobie to nadal czuje się źle... Zmarnowałem tyle wysiłku włożonego w odchudzanie się, znów zacząłem się objadać, mam dosyć wszystkiego...
  2. Dejvid

    Samotność

    No to niestety, jak ja nie napiszę, to rzadko kiedy ktoś pierwszy zacznie rozmowę
  3. Ja tak samo, bardzo tej bliskości potrzebuję. Ta potrzeba mnie do szału doprowadza. Ostatnio ciężko mi się funkcjonuje, podstawowe czynności są dla mnie katorgą. Najchętniej położyłbym się, leżał i zatracił świadomość.
  4. fatuma03, nie przejmuj się, mnie też sugerowano, że udaję, że mi się nic nie chce i to dlatego, że w ogóle to o co mi chodzi. Ja już odpuściłem i nie szukam zrozumienia wśród zdrowych, bo szkoda czasu i zachodu.
  5. Dejvid

    Samotność

    U mnie z konieczności, nigdy nie umiałem jakoś nawiązać kontaktu. Teraz siedzę sam, wczoraj siedziałem sam, zawsze jestem sam. Ludzi zasadniczo spotykam na wykładach i ćwiczeniach, ale to tylko właśnie takie znajomości. Na imprezach kilku w życiu też byłem, jednak tam najczęściej czuję się wyobcowany, inny niż reszta. Ogólnie staram się też unikać konfrontacji, bo wiem, że łatwo mnie zagiąć, a boję się upokorzenia. Powoli się do tego przyzwyczajam, wszak żyję już tak 19 lat.
  6. Do mnie nikt się nie zbliża więc zasadniczo to unikanie to tak samo z siebie wynika , odkąd pamiętam właściwie to sam byłem, sięgając najdawniejszych czasów. Kiedyś w sumie uznawałem to za coś normalnego i nie przywiązywałem do tego wagi. Z czasem dopiero ten dziwny stan niepokoju zaczął narastać. Od podstawówki gdzie był we wczesnym stadium, aż po LO gdzie było już apogeum mojej wariacji.
  7. W moim przypadku cisza i samotność=bezpieczeństwo i jednocześnie wariactwo. Z jednej strony dobrze mi samemu, z drugiej często nie ma się do kogo odezwać. Ogólnie boli też to, że czasem czuję się niezauważany i pomijany. Zasadniczo nie mam siły przebicia, na krytykę reaguję bardzo emocjonalnie i strasznie biorę ją sobie do serca, za co po pewnym czasie siebie nie cierpię.
  8. Cześć wszystkim. Również cierpię na to samo. Lekarz nie powiedział mi bezpośrednio, ale przed kwalifikacją na terapie grupową dał mi kartę do podpisania i tam było to "wspaniałe" f60,6. Ogólnie nie wiem, nie mam jakiegoś problemu z porozmawianiem z daną osobą, tylko często gęsto w pewnym momencie zostaje sam i się czuję nieswojo trochę. O relacjach damsko-męskich nie mówiąc. Przez to też nic mi się nie chcę, nie mam siły się uczyć, jak przychodzę z wykładów to godzinami leżę i w sufit patrze. Słucham też przy okazji jakiś melancholijnych piosenek żeby paradoksalnie jeszcze bardziej w ten stan wejść.
  9. Witam. Już kawałek siedzę na forum. Zarejestrowałem się bodaj w 2007 roku, ale nic nie napisałem, a i nicka nie pamiętam, więc rejestracji dokonałem jeszcze raz. Krótko o mnie: lat 19, średniego wzrostu, ze stwierdzonym f60,6, a czy coś jeszcze, to zobaczymy na wiosnę, kiedy będę w trakcie terapii grupowej. Jak ktoś chce pogadać to uderzać śmiało :).
  10. Dejvid

    [Kraków]

    Jakby się coś urodziło, to dajcie znać. Też jestem chętny na spotkanie.
  11. Psychoterapie grupową będę miał od końca stycznia. Wcześniej byłem 3 razy w takiej hmm poradni jakby. 1 raz na rejestracje, 2 raz żeby zrobić jakiś test składający się z 500 pytań i 3 raz, kiedy usłyszałem, że powinienem udać się do ośrodka jakiegoś, np. do Morawicy czy Krychnowic, bo to samo nie minie(stwierdził zaburzenia osobowości). Przeraziłem się bardzo i więcej już nie poszedłem(po prostu uważałem, że tam idą ludzie, którym na prawdę wali się życie, a moje problemy starałem się jakoś bagatelizować, w czym skutecznie mi rodzina "pomagała") Znalazłem prywatnie psychologa. Opowiedziałem wszystko jw. Ten stwierdził, że nie ma potrzeby bym był w takim ośrodku i zalecił psychoterapie grupową w Krakowie(pochodzę z małej miejscowości, w Krakowie studiuję od tego roku akademickiego). W owym zakładzie wykonałem kilka badań testów. Lekarze potwierdzili diagnozę psychologa, który mi owy zakład polecił. Co do relacji z rodziną, może to zabrzmi egoistycznie, ale jestem już blisko 2 miesiąc. Nie było nawet 1 chwili, żebym zatęsknił. Odkąd jestem w Krakowie trochę odżyłem. Jeszcze pół roku temu nie miałbym odwagi napisać tego posta. Ogólnie to tak parodystycznie jest. Wszyscy walczą o dom w sensie budynku. Dochodziło do absurdu, kiedy teściowa mówiła mi ile % domu należy się mnie, a ile mojemu bratu(pochodzi z poprzedniego małżeństwa mamy) Ojciec od początku małżeństwa słucha swojej mamusi(czyli mojej babci) we wszystkim właściwie. Sam pracuje za granicą i rzadko go widuje. Wszystko jest udawane. Przez to też mama wpadła w nerwicę. Mnie wychowywano tak, żebym najlepiej był blisko domu, najlepiej na podwórku i coś ze sobą robił. Ja przesiadywałem godzinami przed komputerem. Właściwie to moje jedyne życie było przez kilka ostatnich lat, za co od mamy dostawałem wielokrotnie ochrzan. Kiedy natomiast dochodziło do sytuacji, żebym mógł gdzieś wyjść z kimkolwiek, to oczywiście nie wchodzi w grę, bo mnie zabiją/powieszą/porwią/zrobią krzywdę itd. No i tak sobie żyłem do klasy maturalnej kiedy wszystko wszystko we mnie pękło. Kiedy byłem sam zacząłem wariować(przeklinałem, uderzałem pięściami w przedmioty), wszyscy mieli mnie za wariata. Domu jako budynku nienawidziłem. Zrobić przy nim nic nie chciałem, gdybym natomiast mógł to zniszczył bym go czymkolwiek. W święta i ferie zimowe przytyłem ponad 15kg. Nic nie robiłem tylko się objadałem. Stres spowodowany maturą, prawem jazdy spowodował, że było mi dość ciężko. Ostatecznie maturę jako tako zdałem, prawo jazdy też. Dostałem się tam, gdzie chciałem. Na studiach poznałem dużo fajnych osób. Z jedną po 8h rozmowy czułem, jakbyśmy się od dziecka znali i powiedziałem jej o wszystkim. Poznałem wielu ludzi, mam trochę bliższe i dalsze kontakty, ale tej 2 połówki mi brakuje. Czasem potrafię przeleżeć kilka godzin i patrzeć się w sufit. Jest mi z tym źle. Czasem śni mi się, że mam żonę i córkę. Ogólnie muszę jakość wziąć się w garść bo funkcjonować tak nie mogę. Obecnie chodzę do dietetyka, w styczniu rozpocznę psychoterapie. Do domu wracać nie chcę. Jak mam jechać na wszystkich świętych to się we mnie gotuje. Nawet nie chce myśleć o świętach Bożego Narodzenia. Ogólnie to tak w skrócie tyle.
  12. Witam. Mam 19 lat. Od dziecka właściwie choruję na nerwicę, początkowo związaną ze szkołą, później także z sytuacjami w życiu codziennym. Dzisiaj lekarz stwierdził zaburzenia osobowści F60,6. Będę próbował się tego dziadostwa pozbyć. Tyle tytułem wstępu. Teraz do rzeczy. I na jawie, i we śnie wyobrażam sobie, że mam swoją 2 połówkę. Startowałem do wielu dziewczyn. Zazwyczaj kończyło się to na tym, że brzydki, że ona zajęta, że możemy zostać przyjaciółmi etc. Ostatnio także zarzucono mi po szczerym wyznaniu, że chodzi mi tylko o jedno, a ja właściwie marzeń erotycznych nie mam. Pragnę tylko bliskości, z kimś pospacerować, przytulić się, wyżalić, być też oparciem dla 2 osoby. Wykorzystanie i pozostawienie nigdy mi do głowy nie przyszło i nie przyjdzie. Ostatnio już sobie wyobrażałem kolacje przy świecach i wspólny taniec. A na 2 dzień wszystko pękło- "możemy zostać przyjaciółmi". Tak bardzo to wszystko boli...
×