Skocz do zawartości
Nerwica.com

noname12

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez noname12

  1. Dzięki za odpowiedzi:) Co do psychologa to nie pójdę. Napewno nie teraz. Muszę do tego dojrzeć. L.E chyba trafnie to określiłeś z tym dążeniem do celu. Chyba mnie to przerosło. silence_sadness stan tej "chandry" lub "depresji" trwa u mnie już miesiąc, ale z każdym dniem jest coraz gorzej. Jest tak , że chwilami jest ok, później jedno przypadkowe spojrzenie na coś co przypomina mi o moim marzeniu, jakaś ulotna myśl o tym powoduje że wszystko się wali. możliwość, żeby wrócić teoretycznie jest (nie nazwał bym tego studiami- wybacz, że tak ogólnikowo pisze, ale niech tak zostanie:) szczerze studia przy tym, przynajmniej moje obecne to żaden wysiłek), ale w praktyce moja poprzednia decyzja o rezygnacji może choć nie musi mi przeszkodzić. Myślałem o tym... Ale boję się. Po pierwsze boję się czekającego mnie kolejnego gigantycznego wysiłku, ab znów się przygotować. To byla naprawdę droga przez mękę. Po drugie boję się, że znów gdy mi się uda to będę się bał i zrezygnuje. Wtedy chyba bym naprawdę wolał skoczyć w jakaś przepaść albo coś. Po trzecie wstydził bym się przed innymi, jeżeli bym po raz kolejny próbował to chyba jakoś w tajemnicy przed wszystkimi, nawet przed rodziną (która notabene była raczej z lekka przeciwna mojemu pomysłowi na życie i raczej poparła moją decyzję o rezygnacii). Nie wiem czy potrafiłbym rozstać się z dziewczyną- bo osiągnięcie mojego celu w praktyce by to oznaczało. Ale najbardziej to boję się rozczarowania, konfrontacji rzeczywistości z wyobrażeniami, kiedy zdecydowałbym się na realizację marzenia (coraz więcej slyszę o tym, że rzeczywistość "tam" jest inna niż ta jaką sobie wyobrażałem). Nana13, ta "elytarna" uczelnia:D (ja tak nie uważam, ale znajomi i rodzina tak) na której obecnie studiuje to SGH. A studiuje chyba dlatego, że tak robią wszyscy:) Myślałem na kolejną próbą i ciągle o niej myślę. Może jednak warto zaryzykować, żeby kiedyś móc spojrzeć w lustro z dumą z tego kim się jest. W tajemnicy przed wszystkimi
  2. Witam wszystkich, Na wstępie chcę powiedzieć, że nigdy wcześniej w życiu nie przyszło mi na myśl, że kiedykolwiek będę przeglądał forum psychologiczne. Mam 20 lat, jestem młodym mężczyzną i nigdy wcześniej nie byłem w takim stanie jak teraz. Potrzebuję się wygadać, bo wstydzę się mówić o tym znajomym czy rodzinie. Otóż sam, wyłącznie sam, zawaliłem sobie życie. Od zawsze byłem świetnym uczniem, myślę że osobą raczej lubianą, nie mającą większych problemów. W sumie na przełomie gimnazjum i liceum postanowiłem co chcę robić w życiu. Wybrałem bardzo ambitną i niesamowicie trudną drogę- dlatego bo miałem marzenie, które nie dawało mi spać po nocach, o którym myślałem całymi dniami. To marzenie, pchało mnie ku celowi. Całe LO harowałem jak wół, nauczyłem się samodyscypliny, generalnie zmieniłem się na lepsze. Byłem bardzo zdeterminowany i ambitny. Ileż to godzin spędzałem dziennie, aby osiągnąć to co pragnąłem. Po maturze nadszedł w końcu dzień próby. Czułem się świetnie przygotowany. Czułem się sam z siebie dumny bo jeszcze przed kilkoma laty nie wierzyłem, że dojdę do takiego poziomu. I niestety zawaliłem... Miałem wprost niesamowitego pecha, jeden drobny błąd który przekreślił wszystko. Tego dnia wieczorem (pamiętam to jak dziś) poleciało kilka łez. Ale od razu po tym zdarzeniu zacisnąłem pieści i postanowiłem walczyć dalej. Zacząłem pracować jeszcze ciężej, chociaż to co już osiągnąłem z pewnością pozwoliło by mi spełnić moje marzenie gdyby nie ten pechowy wypadek. Poszedłem na studia, na "elitarny" kierunek, na jedną z najlepszych uczelni w Polsce. Mama się cieszyła, wszyscy mi gratulowali. Ale ja wiedziałem, że idę tam na tylko na jeden rok. Bo miałem swoje marzenie, które nie dawało mi spokoju, i które wciąż śniło mi się po nocach. Rok szybko przeleciał, ja nadal harowałem na swoje marzenie. Ale w trakcie tego roku zacząłem mieć wątpliwości- jeżeli osiągnę to co chcę to czy na pewno dam radę? czy konfrontacja wyobrażeń z marzeniami mnie nie przytłoczy? Po trochu wiedziałem, że być może z lekka idealizuje mój życiowy cel. Osiągnięcie go oznaczało by całkowitą zmianę życia. Nie widziałbym w ogóle rodziny, dziewczyny (to chyba była główna przyczna moich rozterek) i znajomych. Ale to był mój cel! Moje powołanie! Kiedy po raz drugi dane mi było przystąpić do naboru byłem najlepszy. Lata przygotowań dały piorunujący efekt. Osiągnąłem to czego chciałem. Wiele raz wyobrażałem sobie dzień w którym uda mi się zrealizować mój cel. Było to dla mnie coś jak święto. Ale w rzeczywistości w ogóle się nie cieszyłem. Zamiast tego cały czas rozmyślałem. Przez wakacje trochę się wyszalałem, poimprezowałem, kilka podróży i w końcu podjąłem decyzje , że rezygnuje... ulżyło mi. Dalej będę widywał się z dziewczyna, wiódł bezproblemowe życie studenta świetnej uczelni, spotykał się ze znajomymi, podróżował... Jestem teraz na drugim roku studiów. na początku roku akademickiego było dobrze. Można rzec zapomniałem o swoim marzeniu. Myślałem, że wyrosłem z tych romantycznych wyobrażeń. Jedank powoli zaczeły do mnie wracać i z każdym tygodniem jest coraz gorzej. Codziennie rano wstaję i pytam się samego siebie co ja najlepszego zrobiłem. Nie kontaktuje z otoczeniem. Wogóle się nie uczę, z uczelni mnie zapewne wywalą ale szczerze to mnie to nie obchodzi. Siedze całymi dniami przed monitorem i nic innego nie robię. Nie mam żadnego celu w życiu. Czasem mam chęć coś rozwalić, rozedrzeć ubranie. W myślach zrobiłem się niesamowicie agrseywny. Denerwują mnie wszyscy ludzie. Czuję taką pustkę... Nie mam po co żyć. Ostatnio miewam nawet myśli samobójcze. Widząc jadący pociąg na stacji myślę o tym żeby się pod niego rzucić. mało jem bo nie chce mi się przygotować posiłku. Leżąc gapie się w sufit i nic nie robie. Myślałem nad wizytą u psychologa. Ale to chyba nie dla mnie. Trochę się rozpisałem, ale potrzebowałem się wygadać. Pozdrawiam.
×