Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mich4el

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Mich4el

  1. Też tak mam. W kościele, w sklepie, jadąc autem. Często. Szybkie bicie serca, uderzenia gorąca, lęk, stres i takie przeświadczenie, że zaraz umrę. Najgorsze jest to, że męczę się z tym od 1 klasy technikum i mimo leczenia u psychiatry, psychologa jestem dalej w takim samym stanie. Nie ma dla mnie ratunku. Nawet dziewczyna w której pokładałem nadzieję i czerpałem motywację czuje, że mnie powoli ma dość po roku związku na odległość. Spotkalismy się dwa razy i te dwa razy były dla mnie udręką. Boje się jej, przez nią kilkukrotnie cierpiałem przez kłamstwa i przykrości.
  2. Bardzo dobrze się znamy, w końcu piszemy dwa lata(rok w związku). Znamy każdy swój sekret, mówimy sobie o wszystkim, przynajmniej ja mówię. Pomagamy sobie jeśli jest taka możliwość, a gdy się już spotkaliśmy nie odeszliśmy praktycznie na krok od siebie. Na dzień mówi mi co najmniej 10 razy, że mnie kocha i nigdy nie zostawi. Nie potrafi beze mnie żyć, ja bez niej też. Lat mam 19, ona prawie 19. Napisała, że tak już jest nauczona, dla niej kłamstwo to nic złego. Przyznaje miała trudne dzieciństwo, nie ma rodziców. Oboje pili i umarli, wychowali ją dziadkowie wraz z jej siostrą. Wszystko jednak wskazuje, że traktuje. Już ustaliła ze mną imiona naszych dzieci. Tylko gdy skończy studia chce ze mną zamieszkać. Dodam, że spotkania są utrudnione przez mój lęk i sytuację u niej w rodzinie. Mieszka teraz u cioci z babcią. Pierwotnie mówiła, że nie zaakceptowały by tego związku, a teraz gdy wie, że ciężko mi do niej jechać to mówi, że gdyby powiedziała swojej cioci o mnie to ona kazała by mi przyjechać. I to jest takie dwuznaczne - nagle się zmieniło coś? Przecież ta ciocia i babcia nic o mnie nie wiedzą, a ona ją zna dobrze... Jeszcze była jedna sytuacja. Przed drugim spotkaniem w którym ona miała przyjechać nagle zaczęła się wymigiwać, że nie ma czasu mimo, że obiecywała od kilku miesięcy, że przyjedzie w tym terminie. Też pozwoliłem jej jechać na obóz, który trwał tydzień pod warunkiem, że przyjedzie. I tak pojechała na obóz bez problemu, jeździła codziennie 40km by tam być, bo miała też nauki do prawa jazdy w innym mieście. Byłem pewien, że skoro tam sobie jeździła to nie będzie z tym problemu no, ale tak jak mówię chyba dzięki temu, że jej to wytknąłem przyjechała na głupie 3 dni. Nie chciałem się narzucać bardzo, ale bolało mnie to, że na obóz jeździła, a do mnie nie mogła. Dziś przyznaję, że sama powinna dotrzymać obietnicy i po prostu przyjechać. Potem obiecała, że przyjdzie za miesiąc, ale mimo, że miała czas to nie przyjechała.
  3. Napisałem, że tak. Dwukrotnie.
  4. Hej. Mam tak samo z głową, ponadto problem z "chorym sercem". Na chwilę obecną badałem tylko serce. Ale ostatnimi czasy miewam często bóle głowy po prawej stronie, oka. Też czuję to rozpieranie. Poza tym mam silne lęki przed wyjściem do szkoły, gdzie przeżyłem piekło. Jestem już w 4 klasie technikum i czuje, że powoli tracę już siły. Kiedyś gdy miewałem częste bóle głowy też wmówiłem sobie, że mam guza i przez około miesiąc żyłem jak w matriksie i czułem, że umrę. Przeszło mi gdy wylądowałem w szpitalu na serce. Dziś również głowa boli i nie wiem, czy iść do lekarza, zazwyczaj mi to pomagało. Nie mogę sobie wmówić w 100%, że nic mi nie jest, choć powinienem po tych wielu razach, które spędziłem u różnych specjalistów, też z brzuchem, gardłem itd. Jeśli Ci nic nie jest i masz chłopaka to skup się na nim i ew. pracą, najlepiej pomaga nie myślenie o problemach. Pozdrawiam i życzę zdrowia!
  5. Witam, od dwóch lat zmagam się ze swoimi lękami z miernym skutkiem - wszelkie próby leczenia farmakologicznego i psychologicznego zawiodły. Ale do rzeczy. Od prawie roku jestem z dziewczyną w związku na odległość. W trakcie gdy ją już znałem kilkukrotnie byłem źle potraktowany przez inne dziewczyny mieszkające blisko. Po tym postanowiłem się związać z osobą, która mieszka dość daleko, czyli tą z którą teraz jestem. Już od samego początku zaczęło mi bardzo na niej zależeć. Czułem, że jest dla mnie jedyną osobą na tym świecie na której mogę polegać gdyż wtedy (jak i teraz) nie miałem żadnych znajomych, byłem przez ludzi delikatnie mówiąc poniewierany. Rola kozła ofiarnego w szkole mnie mocno dobiła tym bardziej, że kiedyś byłem bardzo lubiany. Wracając do dziewczyny, pisałem z nią godzinami, później były rozmowy przez telefon, jednym słowem przywiązywałem się do niej coraz bliżej. W międzyczasie wyjawiła mi kilka bolesnych spraw, które mnie bardzo dobiły, były związane z jej przeszłością i związkami. Potem doszło jeszcze to, że szła na trzy imprezy, studniówkę, gdzie piła alkohol. Czego ja nie tolerowałem. Gdy dowiedziałem się, że pisze ponadto z innymi facetami na facebooku, w tym raz bardzo intymnie zacząłem tracić do niej zaufanie i zacząłem być zazdrosny. Od tego momentu, gdy dowiaduję się z pisze z jakimś chłopakiem, wychodzi gdzieś, bądź mnie perfidnie okłamuje miewam ataki lęków, czuje, że umieram. A mimo ciągłych zapewnień, że mnie bardzo kocha, planuje ze mną przyszłość zdarza się jej czynić to dalej. Była nie dawno raz sytuacja, w której ona przyrzekała na nasz związek, że nie pójdzie nie imprezę i pozwoliłem jej pojechać na obóz. Tam nie dość, że poszła to jeszcze piła i dzień po zapewniała, że tego nie robiła. Żyłem miesiąc w nieświadomości do czasu, gdy jej koleżanka zamieściła zdjęcia i się wydało. Tego dnia mi wyjaśniła, że była, ale piła łyka i przysięgła, że mnie nigdy nie okłamie już i mnie kocha itd., a nazajutrz się okazało, że była dwa razy na imprezach i piła więcej. Już nie byłem w stanie się odezwać do niej, ale tylko dzień. Nienawidzę kłamstwa, dlatego strasznie z tego powodu cierpiałem. Straciłem do niej resztki zaufania i od tego czasu coraz częściej boje się, że skoro mogła mnie okłamać to i może znaleźć sobie kogoś innego. Nie jestem w stanie się na niczym skupić, ponadto miewam koszmary w których mnie zdradza. Chciałbym jej zaufać by żyło mi się lżej, ale nie mogę. Gdy dwukrotnie się z nią spotkałem - na początku związku i nie dawno czułem się przy niej tragicznie, nie byłem w stanie nic przełknąć, tętno wariowało i nic nie pomagało. To były cztery dni w których namęczyłem się niemiłosiernie, uważam, że ma to związek z traumatyczną przeszłością i tym, że mnie raniła. Co sądzicie?
  6. Mich4el

    Wieczne lęki?

    Cześć, od przeszło dwóch lat zmagam się problemami na podłożu psychicznym. Wszystko zaczęło się to od momentu gdy wstąpiłem do szkoły średniej. W niej delikatnie mówiąc byłem nielubiany, padałem ofiarą szyderstw i znęcania psychicznego. Niemal każdego dnia przeżywałem podobne udręczenia. Czas mijał aż w końcu coś we mnie ubumarło, to była moja linia obrony. Reakcja organizmu była gwałtowna, skończyłem w szpitalu nie wiedząc co mi dolega - kołatanie serca, duszności, lęk przed nieznanym - i tak to się napędzało dopóki nie przeszedłem wszelkich badań, które niczego nie wykazały. Minęło kilka miesięcy względnego spokoju po czym podobne sytuacje zaczęły zdarzać mi się coraz częściej i częściej, zdawałem sobie poniekąd sprawę w czym tkwi problem, ale nadal do mnie to nie docierało. Przypisywałem sobie najróżniejsze choroby zwykle posiłkując się internetem. Przez około 3 tygodnie doświadczałem bólu głowy i zaburzeń koncentracji i wręcz świadomości, wmówiłem sobie, że mam guza i dopóki nie odwiedziłem kilku lekarzy mój stan się pogłębiał, po jakimś czasie moje problemy ustały jednak nie na zawsze, bo jeszcze kilka razy doświadczyłem podobnych stanów z innymi częściami mojego ciała, wystarczyło, że coś mnie zabolało. Jednocześnie musiałem zmagać się z nieustającą sytuacją w szkole i coraz to większym stresem przed wyjściem do niej. Stopniowo lęk przed wyjściem wzrastał i coraz częściej opuszczałem zajęcia. Trwa on do dziś i jego objawia się nudnościami, wymiotami, przyspieszonym biciem serca ogólnym złym samopoczuciu i trwa do momentu gdy przejdę przez próg szkoły, wtedy wszystko przeważnie wraca do normy. Choć nie zawsze. Nie wiedziałem co dalej, utraciłem wiarę w siebie i mimo okresów, które dawały mi motywację - twarde słowa ojca, pogrążałem się w depresji. Najbardziej odczuwałem pustkę, potęgowała moje problemy. Nie miałem przyjaciół, kolegów, koleżanek, dziewczyny, nikogo. Nie wychodziłem wręcz nigdzie z domu poza szkołą. Zanurzałem się w wirtualnej przestrzeni jako ratunek przed rzeczywistością. Zdawało mi się poprawiać samopoczucie, jednak w dłuższej perspektywie nie rozwiązywało mojego problemu. Starałem się poznać kogoś w Internecie na czacie jednak zwykle taka znajomość kończyła się tego dnia, którego się zaczęła. Poznałem też kilka ciekawych osób z którymi pisałem dłużej, do kilku miesięcy. Zdarzyło mi się spotkać trzykrotnie, ale tylko z jedną udało się ciągnąć dalej aż do dziś. Ta osoba jest moją dziewczyną, znam ją 1,5 roku, spotkałem się dwa razy w lutym i sierpniu tego roku, piszemy ze sobą na okrągło. Jednak tu też los nie jest łaskawy. Fakt, że dzieli nas 200km nijak się ma do stresu i lęku jaki przeżywam w jej obecności. Zarówno kiedy pojechałem do niej w lutym jak i w sierpniu doświadczyłem tego samego co przed szkołą - lęk, nudności, wymioty, skręcanie w brzuchu, złe samopoczucie. Gdy tylko na moment od niej odszedłem od razu czułem się lepiej. Czułem się kilkukrotnie przez nią zraniony, ale nie sądziłem, że mogę się bać osoby, którą kocham i bardzo mi na niej zależy. Podobny stan odczuwam gdy nie ma jej w pobliżu i nadchodzi sytuacja w której zwyczajnie się o nią boję. To tylko najważniejsze z moich problemów, które mimo świadomości ich występowania wciąż nie opuszczają mojego organizmu. Postanowiłem działać dopiero po drugim pobycie w szpitalu, który zdarzył się kilka miesięcy po tym jak to się wszystko zaczęło. Wtedy zostałem skierowany do specjalistów - psychologa, oraz psychiatry. Dotarło do mnie, że udawanie nie ma sensu i tylko pogłębia moje cierpienie i rozpocząłem terapię, którą szybko zakończyłem. Nie jestem pewien, czy to wizja zażywania leków i spowiadania się za pieniądze mnie zniechęciła. Popełniłem błąd, bo pozostałem sam sobie, nic nie czyniąc. Stawałem coraz bliżej przepaści, później były okresy w których przez kilka dni nie opuszczałem pokoju. Aż nagle coś we mnie tchnęło i się wydźwignąłem. Powiedziałem sobie, że nie muszę dalej z tym żyć, że jestem w stanie sam to odwrócić i faktycznie. Poprawiłem swój mizerny wygląd regularnie ćwicząc, podciągnąłem się w nauce wierząc, że coś mogę osiągnąć, wyszło mi z dziewczyną, z którą tak długo pisałem, zdałem prawko mimo trudnego okresu w życiu, miałem niezłe wyniki w nauce i w końcu zacząłem chodzić do kościoła od czasów bierzmowania i modlić się, jednym słowem uwierzyłem w siebie. Poszedłem do innych specjalistów, dostałem lek, który dał mi wytchnąć, poczułem, że mogę wreszcie funkcjonować, nie spodziewałem się, że mogę otrzymać wszystko o czym jeszcze kilka miesięcy wcześniej mogłem pomarzyć. Mimo tych osiągnięć wróciłem po pewnym czasie do punktu wyjścia, tak jak wspomniałem o uczucie jakie mi towarzyszy podczas spotkania z dziewczyną ten koszmar nadal trwa. Dziś idę do szkoły, jestem w IV klasie technikum i każdego dnia przeżywam to co przeżywałem wcześniej, wydane setki zł na wielu specjalistów nic nie pomogły, moje starania również. Nie chce już żyć!
  7. Witam, moje problemy na tle psychicznym ciągną się za mną od urodzenia, albo i od momentu kiedy zacząłem być świadomy tego co jest wokół mnie. Ale tak na dobrą sprawę wszystko się spotęgowało tuż po pójściu do szkoły średniej. Powodem był brak akceptacji ze strony rówieśników, który w mniejszym, lub większym stopniu doskwierał mi wcześniej, jednak dopiero właśnie wtedy, w szkole średniej miałem ciężko. Zacznijmy od tego, że na początku byłem przejęty, że nie mogę się odnaleźć w nowym towarzystwie, mimo, że wcześniej byłem raczej duszą towarzystwa. Osoby otaczające mnie czuły do mnie nie chęć, wprawdzie znalazłem kogoś z kim mogłem pogadać i nadal jest ta osoba z mojej grupie, to jakby ten minimalizm, niepowodzenie w zdobywaniu innych znajomości, kolegów przede wszystkim w mojej szkole sprawił, że popadałem powoli w marazm. Fakt, że trwało do dość powoli, ale wiadomo, że nie byłem świadom tego i nawet nie wiedziałem, że psychika może takie rzeczy powodować, byłem zielony w tej sferze. Otóż pewnego wieczora miałem dziwne symptomy związane z sercem: kołatanie, ból w klatce, niepokój, od razu pojechałem do szpitala. Tam mnie przebadano i nic takiego nie wykazało co mogło spowodować w/w objawy więc odesłano mnie do domu. Przez jakiś okres czasu było okej, czasem miałem jakieś dolegliwości. Dopiero przed 2.klasą, pod koniec sierpnia zacząłem mieć "jazdy", ból głowy, zaburzenia widzenia, osłabienie, brak nastroju i lęk. Wtedy to też nie byłem niczego świadom i przypisywałem te objawy do jakiejś poważniejszej choroby, przez co się bardziej nakręcałem. Już pewnego dnia się tak to skumulowało(byłem na skraju wyczerpania z koszmarnym lękiem), że znów zostałem pacjentem szpitala, tym razem jako, że już byłem przebadany. Postanowili zmienić metodę i dali mnie do psychologa. Psycholog stwierdził, że mam depresję nerwicową i powinienem się leczyć u specjalisty. Ja byłem raz po tym u psychologa, przepisał lek no i nawet nie brałem tylko nic sobie z tego nie robiąc dalej wiodłem swoje marne życie(szkola, dom-komputer, sen itd.). I miałem tam pojedyncze ekscesy, wtedy byłem uświadomiony już, że mam jakieś zaburzenia psychiczne i wynikające z tego objawy somatyczne. Pewnego razu zasłabłem w autobusie, którym podróżowałem do szkoły. No i odtąd odczuwam lęk przed każdym wyjściem ze szkoły, z tego lęku nie mogę niczego zjeść, już na samą myśl mnie cofa. W dodatku jestem zdemotywowany do działania. Po prostu swego rodzaju paraliż. Teraz za żadne skarby nie przestaje mi towarzyszyć i już nie tylko przed wyjściem do szkoly, albo gdziekolwiek między ludzi. Tak ludzie to wy mnie zniszczyliście, przez tyle czasu musiałem znosić te kpiny, obelgi z waszej strony, nie mogliście się zająć sobą... teraz mój uraz na psychice mnie dołuje. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że nie jedząc chudnę, a to, że jestem bardzo chudy pogarsza sytuacje, bo mój wygląd sprzyja naśmiewaniu się ze mnie. Fakt, że miałem całe wakacje wytchnienia i moglem wtedy spokojnie jeść i ćwiczyć nie bardzo mnie zadowala, bo przytyłem zaledwie kg mimo ogromnych starań jakie w to wkładałem by teraz to wszystko zniweczyć. Koło się zamyka, a ja jestem uwięziony. Teraz jak i w wakacje jest konsultuje się z psychologiem. Psychiatra to już ostateczność bralem tyle leków, i większość mi tylko szkodziła, że wolę już się nie pakować w to. Kiedy minie ten koszmar?! Teraz jestem w 3 klasie technikum...
  8. Nie pisałem, najwyraźniej nie tylko ja się borykam z takimi problemami. No mam tą wizytę, ale nie wiem co będzie przez ten miesiąc, jeśli tak będzie dalej to nie wytrzymam psychicznie, już chyba popadam w depresję.
  9. Witam, jestem chłopakiem mam 17lat za niedługo 18. Przejdę od razu do rzeczy. Jestem wysoki i przy tym bardzo szczupły, sport jeśli to można tak nazwać uprawiam bardzo sporadycznie. Z natury jestem osobą wrażliwą, całe dzieciństwo przeleciało mi na stresie, wszystko bardzo przeżywałem(śmierć bliskiej osoby np) nie rzadko miałem bardzo duże lęki i drgawki o byle co. W podstawówce to prawie zawsze przed wyjściem do szkoły bolał mnie brzuch i miałem też inne dolegliwości, np. lęk przed połykaniem czegoś. Tysiące razy stresowałem się w sytuacjach gdy brałem jakiś przedmiot mały gdzieś go zostawiałem i potem obawiałem się, że go połknąłem. To naprawdę była dramaturgia, bardzo histeryzowałem itd. Wszystko to prawdopodobnie się zaczęło po tym jak połknąłem małą kość z zupy w wieku 6lat, która niestety utkwiła mi w gardle, nie pamiętam szczegółów. Mam też lęk wysokości, co jest raczej częstym zjawiskiem. Co do osobowości - Czuję się osobą nie akceptowalną przez społeczeństwo, mało kto się ze mną przyjaźni(koleguje). Często rówieśnicy się ze mnie naśmiewali, wytkali mi moje wady, np. że dziwnie chodzę, a ja to przeżywałem i to bardzo. Dosłownie byłem kozłem ofiarnym, czy to w gimnazjum, czy w szkole średniej. Właśnie po pójściu do technikum wszystko się pogorszyło. Miałem szczere nadzieje, że ludzie mnie zaakceptują takim jaki jestem, a jestem w opinii mojej, czy też rodziny normalną osobą. Ale się zawiodłem, znów powróciły bóle brzucha przed pójściem do szkoły, stresy, wydaje mi się, że każdą czynność którą wykonam muszę kilka razy przemyśleć, czy to nie było głupie, czy tego ktoś nie zaakceptuje itd, a wszystko przez to środowisko(Szkoła do, której chodzę niby mi się podoba nie jest ciężko, na pewno nie stresuje się przed sprawdzianami). Zimą(Styczeń 2012) pojawiło się u mnie pierwszy raz zasłabłem przy czym miałem kołatanie serca, dezorientację, arytmię(wydaje mi się, że miałem ją wcześniej, ale nie zwracałem uwagi). Wtedy akurat byłem w domu miałem się kłaść spać i nie stresowałem się. Pojechałem na pogotowie, tam skierowali mnie do szpitala na badanie serca. Podczas kilku stresujących dni pobytu w szpitalu wykonano następujące badanie: EKG, Holter, Echo, Rentgen, Krew+Mocz. Stwierdzono śladową niedomykalność zastawki mitralnej, co było tylko wykryciem przypadkowym zupełnie nie związanym z w/w dolegliwościami. Stwierdzono też prawdopodobieństwo występowania u mnie Zespołu Marfana, ale dalej nic w tym celu nie zostało uczynione. W szpitalu podawali mi Potas, bo był niski. A ciśnienie mierzone kilka razy w ciągu dnia było w normie. I po paru dniach wyszedłem i wszystko wróciło do normy. Było okej, aż do maja kiedy to raz idąc do szkoły zasłabłem, ale nic wielkiego się nie stało, zwolniłem się z lekcji i nazajutrz wróciłem do szkoły. W te wakacje wróciło mi na 1-2 dni kołatanie serca gdzieś na początku lipca, o ile pamiętam nie miałem stresu wtedy. To było jak kładłem się spać, serce mi waliło jak szalone, miałem arytmie(serce bije, na chwilę się zatrzymuje i zabije raz z podwójną siłą, bądź wystąpią dwa uderzenia w bardzo krótkim odstępie czasu, mniej niż 0,5s). Pojechałem na pogotowie zmierzono mi ciśnienie, - ok, EKG - ok. Dostałem tabletkę na nerwy nie wiem co to dokładnie było i wróciłem do domu, nazajutrz było już ok. No i teraz to najgorsze. Pod koniec Sierpnia przed powrotem do szkoły, brat zachorował na coś w stylu grypy żołądkowej, widząc jak się męczył postanowiłem się przed tym zabezpieczyć wiem to zabrzmi dziwnie, ale co kilkanaście minut myłem ręce, nie zbliżałem się do niego, brałem WitC i inne witaminy i wszystko by się nie zarazić, bałem się mimo wszystko, że to złapę. Okazało się, że nie miał grypy żołądkowej, tylko zatrucie i ja nie zachorowałem. Dzień później wystąpiły u mnie: bóle głowy i oczu, zaburzenia widzenia, taka jakby dezorientacja, mroczki przed oczami i ogólnie słabe samopoczucie, podejrzewałem, że to przez komputer, który to dosyć mocno eksploatuje. I zacząłem wtedy przypisywać sobie choroby, np. rak mózgu, stwardnienie rozsiane i to chyba pogłębiło się. Byłem u lekarza rodzinnego, miałem EKG, cukier, krew+mocz, wszystko wyszło ok, poza lekkim nie doborem potasu. Poszedłem z badaniami do doktora, któremu wytłumaczyłem wyraźnie moje dolegliwości i nie wiedział co mi jest i chciał skierować do szpitala, podsunąłem mu wtedy to co przeczytałem, że to może być nerwica. On zaliczył to jako prawdopodobne i zalecił mi stosowanie: Potas oraz Magnez+B6. W między czasie chodziłem do szkoły(Pierwszy tydzień), główną dolegliwością, która występuje od tego momentu było osłabienie i złe samopoczucie, a także uderzenia gorąca, nadmierne pocenia itd. Dodam, że wtedy się również niczym nie stresowałem, jednak jakiś niepokój odczuwałem, bo nadal nie wiedziałem co mi dolega. W ubiegłą Sobotę znów dostałem kołatania i tej arytmii do tego pierwszy raz dostałem duszności, męczyłem się do 4 nad ranem i wtedy zawołałem mamę, która już miała wzywać pogotowie. Jakoś ją przekonałem, żeby tego nie robiła no i zasnąłem. Nazajutrz(Niedziela) czułem się źle, w kościele miałem znowu duszności, uderzenia gorąca no i kołatanie serca. (Ubiegły tydzień) Poszedłem więc do szkoły i było wszystko ok. Ćwiczyłem na WF-ie. Czasem miałem lekkie pocenie się i to jak wspomniałem uczucie gorąca. W Środę źle się czułem i miałem znów duszności jakoś się z tym uporałem, a potem z kolei w szkole było kilka momentów, w których czułem się słabo, tak jakbym miał zaraz zemdleć do tego wróciły duszności. Reszta tygodnia tak zleciała. I było w miarę ok. Czasem się budziłem w nocy i odczuwałem niepokój, nie wiem czy to też z tym związane, ale to bagatelizowałem. Przedwczoraj nagle podczas bezstresowego siedzenia sobie w domu przestałem oddychać(nie wiem jak to nazwać) i odczułem duże duszności, teraz musiałem kontrolować oddech i nie mogłem się na niczym innym skupić. To samo w niedzielę(wczoraj). W kościele też(do tego kołatanie serca i gorąco). Dzisiejszej nocy budziłem się ze trzy razy z niepokojem, wstałem rano do szkoły mimo, że miałem cały czas duszności i poszedłem do szkoły. Po pierwszej lekcji się zwolniłem, bo uznałem, że nie dam rady 8godzin przesiedzieć, tym bardziej, że jak jechałem autobusem było mi słabo jak bym miał zemdleć, a koszulkę to miałem jakby umoczoną w wiadrze wody. Wróciłem do domu i teraz staram się czymś zająć, ale mam takie dolegliwości: źle się czuje, duszności mam dość częste, kołatanie+arytmia serca, stan podgorączkowy, brak apetytu. Dzisiejszy obiad(rosół), zwymiotowałem po 5min. No i teraz leżę, ale aż mi się chce płakać, przez co ja muszę się ucierpieć. Na niczym się skupić nie mogę, chociaż teraz jak piszę to przynajmniej jest minimalnie lepiej. Co do tego braku apetytu, to nie mogę jeść już odkąd mi się to zaczęło(pod koniec sierpnia). Cokolwiek chce zjeść więcej to mi nie wchodzi i czuję, że to zaraz zwymiotuje i mało jem przez to. Co tu jeszcze, no ogólnie mi się odechciewa życia, od tych 2-3tyg. tak się męczę, że na prawdę zaczynam postrzegać świat w inny sposób. Nic mnie nie jest wstanie ucieszyć, jestem smutny i nie mam na nic praktycznie chęci. To chyba wszystko, dopiszę jeśli coś mi przyjdzie do głowy. Proszę was o odpowiedź, co ja mam ze sobą zrobić. Nawet nie jestem pewien czy to nerwica, bo nie byłem jeszcze u psychiatry(mam na 16.Października). Gdzie mam się udać. Pomóżcie proszę! Przepraszam, że się tak rozpisałem.
  10. Mich4el

    Siemanko

    Cześć. Nazywam się Michał i mam 17lat, niedługo skończę 18. Jestem osobą wrażliwą i często stresuje się o byle co. Ostatnio zaczęły mnie męczyć pewne objawy, które po wpisaniu w wyszukiwarkę były często łączone z nerwicą. Pierwszy raz się spotkałem z tym określeniem i poczytałem trochę na ten temat i mam mimo to pewne wątpliwości w celu ich rozwiania utworzyłem sobie tu konto by móc się poradzić z wami. A więc witam was wszystkich jeszcze raz i mam nadzieję, że dzięki wam uda mi rozwikłać mój problem.
×