Witam wszystkich forumowiczów.
Własciwie to nie wiem, w którym temacie powinnam najpierw pisać - zaburzenia odżywiania czy nerwica lękowa... Zacznę tutaj.
Na bulimię chorowałam przez 13 lat. W tej chwili mam 32. Dolicz do tego 1,5 roku przerwy.
Od 6 miesięcy powoli choroba wracała. Dziś czuję, że przegrałam, wymiotuję raz dziennie.
Już zapominałam jak straszne jest to uczucie oszołomienia, transu, jak wijesz się pozbawiona logicznego myślenia i robisz coś - okłamujesz siebie aby za chwilę z twarzą mokrą od łęz patrzeć w lustro i przysięgać, że to po raz ostatni.
Przerwa w chorobie byłą cudowna, tak bardzo cudowna, że wspominam to jak najpięknieszy okres mojego życia.
Któregoś dnia, biegając w lesie zemdlałam. ... Było niskie ciśnienie, towarzyszył mi dziwny, irracjonalny lęk. Trafiłam do szpitala, badania nic nie wykazały - okazało się, że lęk, nerwica lękowa.
Pomyslałam sobie wtedy, że już nigdy nie zwymiotuję, gdyż włąśnie trwająca latami bulimia spowodowała dalsze problemy ukłądu nerwowego - psychiki.
Zapisałam się na terapię na dzienny oddział psychiatryczny. Bardzo mi to pomoglo, codziennie miałam 4 godziny zajęć, wracałam do domu jak nowo narodzona, choć początkowo miałam wielkie nasilenie objawów lękowych. Jednak jeśli chodzi o bulimię - jak ręką odjął, nie czułam najmniejszej potrzeby wymiotowania, zapominałam, że jestem chora. Byląm przekonana, że wyszłam z tego obronną ręką, cudem.
Jak widać - nie. Wróciło.
Na terapię zapisać się nie mogę, nie mam czasu na uczęszczanie na nią.
Moje życie jest bardzo stresujące, jestem mamą niepełnosprawnego dziecka, związane z tym napięcia są trudne do przezwyciężenia, choć radziłam sobie z tym dobrze przez pewien czas.
Nigdy nie bralam leków. Miałam okresy lepszego i gorszego z tym funkcjonowania.
Teraz jest mi źle, czuję, że przegralam.
Nie chcę się poddać. Myślę o farmakologii.... Choć przekonania nie mam.
Taka oto moja historia, nic szczególnego...
Ulżyło mi, że to napisałam, naprawdę.