Skocz do zawartości
Nerwica.com

Damianero

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Damianero

  1. Witam, Piszę tutaj, ponieważ chcę podzielić się moim problemem. Może ludzie, którzy mają podobną udrękę mnie zrozumieją, bo chyba właśnie tego najbardziej potrzebuje - zrozumienia. Być może również ktoś w jakiś sposób mi pomoże, chociaż w to wątpię. Mam prawie 19 lat, nie mam przyjaciół ani nawet kolegów, nie mówiąc już o dziewczynie. Jestem nieśmiały i boje się kontaktów z ludźmi. Nie potrafię z nimi rozmawiać, często plącze mi się język i mówię niewyraźnie. Zaczęło się to chyba od gimnazjum. W podstawówce mimo mojej nieśmiałości (od zawsze taki byłem) miałem wielu kolegów, a nawet przyjaciela. Nie nawiązywałem łatwo kontaktów z nowymi ludźmi ale przynajmniej nie krępowałem się rozmawiając z nieznajomymi. Problemy zaczęły się, gdy skończyłem szkołę podstawową. W gimnazjum trafiłem do klasy w której nikogo nie znałem. Bałem się do kogokolwiek odezwać. Nie wiem co było tego powodem. W tym czasie traciłem kontakt z dawnymi kolegami z podstawówki, a oddawałem się komputerowi, przy którym spędzałem coraz więcej czasu. Stresowało mnie chodzenie do szkoły, przebywanie z ludźmi, których nie znałem. Na przerwach stałem zawsze sam gdzieś w kącie opierając się o ścianę. Unikałem z każdym kontaktu wzrokowego. Po jakimś czasie poznałem jednak dwóch chłopaków z klasy. Jakoś się zakumplowaliśmy i chodzenie do szkoły stało się dla mnie chociaż trochę przyjemniejsze. Przynajmniej mogłem z kimś pogadać. Nie spotykałem się jednak z nimi poza lekcjami. W tym czasie utraciłem całkowity kontakt z moim przyjacielem z podstawówki. Nie miałem już żadnych znajomych z którymi mógłbym się spotkać, dlatego całe dnie spędzałem przy komputerze. Tak minęło gimnazjum. W liceum było jeszcze gorzej. Ponownie trafiłem do klasy w której nikogo nie znałem. W pierwszych dniach szkoły wraz z klasą wyjechaliśmy na 3-dniową wycieczkę integracyjną. Była ona dla mnie prawdziwą mordęgą. Do nikogo się nie odzywałem, cały wolny czas spędzałem na moim łóżku w pokoju. Chciałem żeby to jak najszybciej się skończyło. W szkole nie było lepiej, zawsze sam, zawsze milczący i uważany przez innych za gorszego. W tym okresie moje życie towarzyskie kompletnie nie istniało. Pogłębiłem się w mojej chorobliwej nieśmiałości. Tak wytrzymałem dwie klasy. Mama widziała mój problem i w końcu postanowiła działać. Zapisała mnie do psychologa. Ja opierałem się, mówiłem jej, że nigdzie nie pójdę, nie chcę tego itp. Jednak w głębi chciałem tego, chciałem by ktoś mi pomógł, chciałem być normalny, taki jak inni. Byłem na 4 czy 5 wizytach, jednak nie przynosiło to żadnego efektu, nie było ani trochę poprawy. Z początkiem 3 klasy zmieniłem szkołę. Nie mogłem wytrzymać tego, że jestem takim odludkiem, że cała klasa jest zgrana tylko ja pozostaje na uboczu. To było bardzo ciężkie. W nowej szkole (do której nadal uczęszczam) sytuacja wygląda podobnie. Na przerwach zawsze sam, a poza szkołą tylko w domu. Tak wygląda historia mojego problemu, a teraz skupię się na nim samym. Jak wspomniałem wyżej, mam prawie 19 lat, a czuję jak życie mi umyka. Moi rówieśnicy chodzą na imprezy, spotykają się, mają dziewczyny, przyjaciół, a ja jestem sam. To tylko i wyłącznie moja wina, jestem tego świadomy. Moja chorobliwa nieśmiałość i nieumiejętność rozmawiania, a nawet przebywania z ludźmi doprowadziła do tego, że nawet takie wyjście do sklepu jest dla mnie czymś trudnym. Często też nie odbieram nawet telefonów, gdyż boję się z kimkolwiek rozmawiać. Nie wiem czego konkretnie się boje. W domu to taki dobry kontakt mam tylko z mamą oraz siostrą (chociaż ta nie mieszka już z nami, jednak często wpada), mogę rozmawiać z nimi swobodnie. Z bratem jest różnie, podobnie z ojcem, którzy uważają mnie za dziwoląga. Często karzą wyjść mi gdzieś z domu do ludzi, nie rozumieją mojego problemu i nawet nie chcą go zrozumieć. Podczas rozmowy z kimkolwiek z poza tego grona, cały się pocę i plącze mi się język. Mie mogę patrzeć tej osobie w oczy. Krępuje się w obcym towarzystwie, po prostu boje się ludzi. Odzwyczaiłem się od przebywania z nimi. Czasami nauczyciel na lekcji zadaje pytanie do klasy i mimo że znam odpowiedź to wstydzę się powiedzieć. Wydaje mi się, że boję się reakcji innych, tego że wszyscy będą na mnie patrzeć, albo że powiem jakąś głupotę i będą się śmiać. Wiem, że nie jestem osobą lubianą. W szkole np. ludzie unikają ze mną kontaktu. Nie chcą przebywać w moim towarzystwie, bo wiedzą, ze nie można ze mną pogadać. Sam siebie nie lubię. Rozumiem, że za mój stan odpowiedzialny jest komputer. Uciekałem przed światem do niego. Zakładałem słuchawki i odpalałem grę/muzykę i odcinałem się od wszystkiego. Nie potrafię normalnie żyć. Nawet gdy wyjeżdżam do rodziny na święta to czuję się paskudnie. Przy stole każdy z kimś rozmawia, a ja siedzę jak taki kołek i mam wrażenie, że lepiej jakby mnie nie było. Nikt nie odczuł by mojej straty. Nie jestem nikomu potrzebny. Czasami cholernie chce mi się płakać. Najlepsze lata mojego życia uciekają bezpowrotnie. Nie mam NIKOGO i nie zanosi się na to, by miało to ulec zmianie... Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali to do końca i jednocześnie przepraszam, że tak się rozpisałem.
×