na depresję choruje od zawsze, czyli mniej więcej od 10 lat. rok temu podjęłam leczenie z marnym skutkiem. z pozoru tego nie widać, bo staram się nie płakać i nie użalać nad sobą, ale jest ze mną źle. mam 22 lata, nie mam przyjaciół, znajomych, na studiach zaliczyłam tylko rok (obecnie jestem na urlopie dziekańśkim), nie mam motywacji do dalszego studiowania, bo przyszłość "jawi" mi się jako męka bez końca. od jakiegoś czasu nie potrafię kreatywnie myśleć, przez całe życie wegetowałam w zupełnej izolacji od ludzi, wszelakich rozrywek i takich tam. niejednokrotnie próbowałam wołać o pomoc, ale najbliższe otoczenie (rodzice) pozostają głusi, twierdząc, że mam "trudny charakter". nie dziwi ich, że potrafię przesiedzieć dwa miesiące (sic!) w domu. przez cały dzień śpię (usypiam się tabletkami) lub patrzę w sufit, okno, cokolwiek. obrzydło mi już nawet czytanie książek.
nie mogę tak dłużej żyć. od kilku dni myślę o samobójstwie. nie wiem po co, to tutaj piszę. być może dlatego, że podświadomie chcę żyć, ale nie mam z kim porozmawiać. nie wyobrażam sobie rozmowy z moim psychiatrą.
K.
ryzapotworzyca@gmail.com