Skocz do zawartości
Nerwica.com

bellakrk

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez bellakrk

  1. Hej! Dołączam się do wątku. Sama jestem neurotyczką, na dodatek z osobowością masochistyczną -każdy stan, który wywołuje we mnie neurotyzm, masochizm uwielbia podtrzymywać. Cholerne błędne koło... Nie wiem już sama tak naprawdę czego się boję. A boję się wiecznie i przez cały czas. Głównie właśnie o sprawy sercowe. Miałam wielu facetow, każdy związek kończył się porażką. No i w końcu stwierdziłam, że to moja wina. Wina...tak, tego słowa zabronił mi używać mój terapeuta. Bo jak wina to i kara, tak? A że ja się karać lubię, no to trzeba się tego pozbyć. Neurotyzm to chyba największy dar i największe przekleństwo...mój lekarz mowi, że to cecha jak najbardziej pozytywna. Ale jak pozytywna cecha charakteru może tak negatywnie oddziaływać na życie? Czasem mi się wydaje, że zdrowe funkcjonowanie z tym jest po prostu niemożliwe. Boję się, że to, że kogoś kocham, to tak naprawdę nie miłość. Tylko moja gigantyczna potrzeba bezpieczeństwa. W niektóre związki wchodziłam w zasadzie z nie do końca wiadomego mi powodu. Niby miłość, a niby niemiłość. Podobno w neurotycznej miłości tak to jest, że nie ma stałości uczuć, że jeśli coś nie idzie po naszej myśli to potrafimy z dnia na dzień przestać coś do kogoś czuć. Miałam tak wiele razy. Aż teraz nadszedł czas, że moje uczucie się nie kończy... Związałam się niedawno z chłopakiem, z którym byłam dawnych latach. Rozstaliśmy się raczej przez różnicę wieku i doświadczenie, teraz ta różnica w zasadzie...nie robi różnicy. Tylko, że on postanowił zrobić sobie przerwę. Moja ciągła zazdrośc, podejrzenia, brak dystansu do wszystkiego co się dzieje, i to wieczne poczucie, że on robi za mało. No i na dodatek strach przed odrzuceniem, który w końcu doprowadził do tego, że mnie odrzucił. Niby to tylko przerwa. Pisze do mnie, że nie ma nikogo na boku, tylko że prostuje swoje sprawy, i że ja też powinnam zająć się swoimi sprawami. To takie bolesne. Ufam mu całą sobą, a naprawdę ciężko mi to przychodzi. Ale ten mały wstrętny gnom, który siedzi mi w środku, ciągle trzęsie się jak galareta. A co będzie w przyszłości? A może on kłamie? A może on tak z litości? A może to nie jest przerwa i już nigdy nie będziemy razem? Aż w końcu zdaje sobie sprawę z tego, co znowu dzieje się w mojej głowie i myślę sobie: matko...jak on ma ze mną wytrzymać? Przecież to jak całe życie na rollecoasterze! Podobno neurotycy potrzebują wsparcia, ciepła, wsparcia, ciepła...i tak w kółko. Ale w moim wieku (mam 20 lat) naprawdę trudno znaleźć partnera, który nie pomyślałby sobie 'A ch*j, przecież znajdę inną'. No bo po co komu ktoś z zaburzeniami osobowości, na dodatek neurotycznego... Ciężko z tym żyć. Tylko drugi neurotyk może to zrozumieć.
  2. bellakrk

    [Kraków]

    Hej :) no jestem nowa. Hmm. A tu się chyba wszyscy znają. No, ale raz kozie śmierć! Stwierdzono u mnie neurotyzm i osobowość masochistyczną. Kurde no piszę jak analfabeta, ale nie mam pojęcia co mam pisać! Więc emm...może ktoś się boryka tu z podobnym problemem? Jacyś neurotycy? Mam dopiero 20 lat a już życie w du*e daje...za przeproszeniem. Byłoby miło poznać kogoś i pogadać z kimś kto takie rzeczy rozumie, a niestety większość moich znajomych moze sobie jedynie wyobrazić co i jak
  3. mjnbkjj masz depresje bo kobiety są uznawane za piękniejsze od mężczyzn? bo nie rozumiem
  4. Nie jestem w toksycznym związku tylko byłam, a gdyby były to wyrzuty sumienia to bym to czuła, przecież też je czasem mam, jak każdy normalny człowiek. Problem w tym, że nie obwiniam się za to co się działo ten rok temu, bo ja sobie niczym na to nie zasłużyłam i wiem, że tylko on jest temu winny. A głos w mojej głowie nie mówi o tym co było tylko o tym co będzie, a raczej o tym czego i kogo nie powinno być...zobaczymy co lekarz na to powie.
  5. Przeglądnęłam sporo postów na forum i nigdzie nie znalazłam czegoś, co bardzo mnie nurtuje. Znaczy, to co miałam znaleźć, znalazłam...To może od początku. Nie byłam jeszcze u żadnego lekarza -odkładałam to już od ponad roku. No wiecie, wszystko się ułoży, będzie dobrze, twarda byłaś całe życie to i teraz sobie poradzisz... Mam 18 lat a już przeżyłam dość wiele. Dziś przeczytałam forum w poszukiwaniu odpowiedzi i okazuje się że mam każdy objaw depresji, może z odjęciem trzech czy czterech. Ponad rok temu miałam chłopaka który się nade mną znęcał. Zawsze to ja górowałam nad nim. W pewnym momencie to on przejął kontrolę, bo ja zaczęłam mieć problemy -tata jest alkoholikiem, uprawiał hazard, narobił długów i mama chciała rozwodu. Mimo tego że bardzo kocham tatę to wcale się nie dziwię. W każdym razie chłopak połapał się że jestem słaba i zaczęło się piekło. Dostawałam w twarz za każdy sprzeciw, nie uznawał sprzeciwu nawet w sprawach seksu co kończyło się dla mnie naprawdę boleśnie. W pewnym momencie zostawił mnie na kilka tygodni samą z twierdzeniem , że jestem 'poje****' i żebym 'zadzwoniła jak mi przejdzie' a tymczasem on poszedł jarać maryśkę z kumplami. Przez te 2 tygodnie schudłam 8 kilo, nie jadłam, łykałam byle tabletki, popadłam w taki jakby stan nie stwierdzonej lekarsko depresji. Gdy wszystko się ułożyło i chłopaka 'kopnęłam', myślałam że sobie poradzę. Po jakimś czasie poznałam kolejnego, z którym jestem do dziś i jestem z nim bardzo szczęśliwa. Tya...oczywiście na tyle na ile może być szczęśliwa osoba z jeszcze nie stwierdzoną depresją, myślami samobójczymi itp. Szczęście to pojęcie bardzo względne, a bycie szczęśliwym już szczególnie. Ponad rok wmawiałam sobie że wszystko jest w porządku, a byle kłótnia, wspominka czy drobnostka wytrącała mnie z równowagi, i to do tego stopnia że się samookaleczałam -i nadal to robię. I tutaj nadchodzi moje pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Każdy z was ma napewno myśli w których obwinia siebie za wszystko. 'Ja' coś zrobiłam, 'Ja' czegoś nie zrobiłam, 'JA' jestem taka i owaka. U mnie jest trochę gorzej. Gdy wpadam w ten stan, jestem totalnie osłupiała. Gapie się w jeden punkt i słyszę tak jakby osoba trzecia gadała do mnie w kółko i w kółko. Słyszę od tego czegoś cały czas jaka jestem beznadziejna, głupia, i że przecież wystarczyłoby sobie wbić ten widelec co leży przede mną chociażby w brzuch i ból by ustał, że nie byłoby już problemu. Jedynym ratunkiem dlatego żeby to się zamknęło jest zrobienie sobie krzywdy -wtedy automatycznie sobie idzie. A ja wpadam w totalną histerię, zaczynam płakać, dławić się, krzyczeć...mniej więcej wygląda to tak, że najpierw przez 10-15 minut siedzę bez ruchu i słucham tego czegoś, potem jest histeria, a potem spokój. Taki totalny. Czuję, że to nie ja. Nie wiem co to jest, ale zaczyna mnie to przerażać. Wiem, że to coś niedobrego. Czy ktoś miał coś podobnego? Czy może wiecie co to jest? Czy to określić może już tylko psychiatra? Z góry dziękuję za odpowiedzi.
  6. No proszę, dopiero zarejestrowałam się na forum a już widzę że są osoby w moim wieku z podobnymi doległościami do mnie...jeszcze nie byłam u żadnego lekarza, odwlekałam to już ponad rok tłumacząc sobie że sama sobie poradzę i tylko sobie coś ubzdurałam. Podłoże? Głównie były chłopak który mnie prał i sie nade mną znęcał, doszedł rozpad rodziny, nie zdanie klasy i inne ciekawe rzeczy :) nie dziwcie się uśmiechem, zawsze wszystko ironizuje, wtedy jakoś łatwiej. Teraz na 100% pójdę do psychiatry bo już nie mogę sobie sama poradzić. Bardzo spodobał mi się powyższy cytat, lepiej bym tego nie powiedziała. Kraków pozdrawia Śląsk!
×