Skocz do zawartości
Nerwica.com

corner

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez corner

  1. Kolego "nieudaczniku" i kolego "g." właśnie przeczytałem wasze posty i muszę podzielic się z m.in. z Wami swoimi przemyśleniami. Mam 24 lata (rok temu skończyłem studia). Sytuacje, które opisujecie nie są mi obce. Jestem z natury nieśmiały i dosc wrażliwy, chociaż obecnie z samej nieśmiałości niewiele zostało. Sytuacja wyglądała inaczej jakieś 15 lat temu. Próbowałem przypomniec sobie kiedy po raz pierwszy poczułem się powiedzmy - poniżany. Miałem ok 10 lat. Grupka starszych znajomych. Pada pytanie - czyja to siostra? I nagle rozlega się śmiech. Wszyscy się śmieją. Śmieją się... ze mnie. Może wyjaśnię, mam niepełnosprawną siostrę. Póżniej wielokrotnie spotykałem się z brakiem tolerancji ale sytuacja, którą opisałem wyżej najbardziej mnie dotknęła - pamiętam ją jak dziś. Byłem młody, przy tym bardzo nieśmiały. Poczułem złośc, najchętniej porozwalałbym im wszystkim głowy ale szybko odpuściłem. Było mi tak przykro, że nie potrafiłem nic powiedziec (to okropne uczucie odrętwienia). Powiedziałem tylko bardzo poważnie: tak to moja siostra. Jeśli chodzi o późniejszy okres to będzie pewnie podstawówka. Otóż znalazła się grupka idiotów, którzy nabijali się z... mojego nazwiska, choc samo w sobie szczególnie śmieszne nie jest. Sprawa może i banalna ale z czasem rozwinęła się do tego stopnia, że zaczęła mi dokuczac. "Jechali" ze mną jak tylko mogli (już nawet nie o samo nazwisko chodzilo). Widzieli, że się wk***** i sprawiało im to ogromną radośc. Silni w grupie, bo w pojedynke nikt nie miał na tyle jaj, żeby powiedziec cokolwiek niemiłego. W zasadzie gdyby tak któregokolwiek z nich postawic na moim miejscu, na 100% reagowałby podobnie do mnie. Pewnego dnia nie wytrzymałem i (czego momentami żałowałem) uderzyłem jednego z nich. Możliwe, że wtedy coś się zaczęło zmieniac - ten którego uderzyłem już nigdy nie zdobył się na to żeby dołączyc do powiedzmy... "paczki szyderców." Pewnego razu jeden z nich zadzwonił do mnie do domu i zaczął przez tel. mi ubliżac, co w przekonaniu tej osoby było śmieszne. Pech chciał, że całą rozmowę słyszeli moi rodzice - przez przypadek włączyłem głośnik w słuchawce. Oczywiście nie omieszkałem poinformowac o tym rozmówcy ale uczyniłem to dopiero po tym, jak skończył swój piękny wywód. Oj łyso mu było... Odczułem jakąś tam satysfakcję ale problem pozostał. No nic. Nadeszły czasy LO. Tu było w miarę spokojnie. Nowi koledzy, nowe otoczenie. Na studiach w mojej grupie poznałem wspaniałych ludzi. Same indywidualności. Super kontakt. Bardzo dobrze się dogadujemy do tej pory. Ale.. Mam też grupkę starych znajomych.. Tutaj sytuacja wygląda odmiennie. Tak jakby powrót do czasów podstawówki. Zdarza mi się z nimi spotkac a same spotkania prędzej, czy później wyglądają tak, że jeden z drugiego szydzi. Jasne, można się pośmiac ale w pewnym momencie żarty stają się mało śmieszne i czasem zdarzy się, że wszyscy zaczynają jechac z jednej, wybranej osoby. Jeśli trafi na mnie to wieczór i kilka następnych dni mam już z głowy. Ogarnia mnie odrętwienie. Nagły zwrot o 180 stopni. Automatycznie psuje mi się humor. Nie potrafię radzic sobie w sytuacji, kiedy ktoś się ze mnie nabija. Szczególnie jeśli robi to większa grupka osób. Coś we mnie w środku pęka. Mistrzem ciętej riposty nie jestem, chociaż żałuję. To odrętwienie jest przerażające, dosłownie mnie paraliżuje. Przyjmuję każdą obelgę a nie potrafię powiedziec słowa. Pewnie byłbym zdolny do fizycznej interwencji ale przecież nie o to chodzi. Powiedzcie, czy ze mną jest coś nie tak?
×