Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pjot

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Pjot

  1. Pjot

    Miło mi poznać

    Witam. Jestem Piotrek z Lublina. Mam 19 lat, niedługo idę na studia. Żyłem szczęśliwie ze swoją dziewczyną i niczego mi nie brakowało do póki nie spadły na mnie jakieś natrętne myśli. Opisałem swój problem w temacie co-by-by-o-gdybym-przesta-a-j-jego-kocha-t5117-3472.html Na forum trafiłem ponieważ znalazłem ludzi z podobnymi problemami i dowiedziałem się, że to co mi dolega ma swoją nazwę i jest czymś w rodzaju choroby. To daje mi nadzieję na uleczenie i wyjście z tego oraz znacznie podnosi na duchu. Chciałbym jednak żeby ktoś obeznany wypowiedział się na ten temat. Pozdrawiam.
  2. Witam. Mam problem. Chciałbym wiedzieć czy to co mi dolega może być jakąś nerwicą. Szczerze mówiąc to mam taką nadzieję. Od 3 miesięcy jestem w szczęśliwym i udanym związku. Nie mam słów na to by opisać jak ze swoją dziewczyną się emocjonalnie, psychicznie zbliżyliśmy. Do czasu aż wyjechała na tydzień. W połowie jej wyjazdu wpadła mi do głowy myśl "czy ją kocham?". Wtedy zaczął się koszmar. Pierwsze miałem ogromne wyrzuty sumienia za to, że tak w ogóle pomyślałem i zrobiło mi się źle z tego powodu. Wiedziałem, że to oczywiste, że ją kocham. Czułem to przecież cały czas jak byliśmy razem i cały czas jak tęskniłem za nią. Potem jednak to pytanie nie chciało mi wyjść z głowy. Uporczywie siedziało. Ja ciągle odpowiadałem tak samo bo byłem pewien swych uczuć, mimo to zacząłem czuć straszny strach. Chodziłem w kółko po pokoju. Zadzwoniłem do dziewczyny i porozmawialiśmy chwilę, poczułem ulgę jednak nie na długo. Kiedyś była podobna sytuacja i moja dziewczyna powiedziała, że nic nie bierze się z niczego. Wtedy jednak przeszło mi po paru dniach, lęki i tym podobne i wszystko skupiło się na poczuciu winy. Teraz jednak nie przeszło. Pytanie wciąż siedziało mi w głowie a ja odczuwałem paniczny strach przed tym co może ono oznaczać. Oglądałem programy kabaretowe bo tylko one jako tako odwracały moją uwagę ale mimo to to pytanie było w mojej głowie. W kółko i w kółko ile razy bym na nie nie odpowiedział. A im dłużej siedziało w głowie tym strach większy i zaczęły pojawiać się wątpliwości. Zacząłem się bać czy może ten strach i to pytanie nie jest jakimś znakiem, że moje uczucia są nieprawdziwe. Przeraziło mnie to. Rankiem leżałem ile się da i próbowałem wracać na jawę gdzie nie czułem strachu. Przestałem mieć ochotę na cokolwiek i tylko czekałem do wieczora kiedy znów będę mógł zasnąć. Gdy śpię, nie odczuwam strachu a śni mi się ona i jestem z nią normalnie. Trwało to dwa dni zanim wróciła dziewczyna. Im bliżej jej przyjazdu tym większa ulga ale także i strach. Stwierdziłem bowiem, że ja po prostu wariuję z tęsknoty i jak przyjedzie to mi przejdzie. Niestety nie przeszło. Ani w dniu przyjazdu ani następnego dnia kiedy ciągle się bałem i co chwila jej o tym mówiłem, ile razy byśmy o tym nie rozmawiali. Załamywałem się, płakałem bo nie wiedziałem o co mi chodzi. Przestałem wierzyć w swoje uczucia. Tego dnia nie czułem w sumie niczego poza strachem i musiałem jej powiedzieć, że boję się o swoje uczucia, że już ich nie ma i że tylko się boję. Że to jedyne co czuję. Myślałem, że ten strach minie gdy ona przyjedzie, ale on nie minął co jeszcze bardziej mnie załamywało i utwierdzało w tym, że mogłem się odkochać. Analizowałem każdą swoją myśl, każde uczucie, każdy lęk. Sprawdzałem czy coś mnie w niej irytuje: nic. Sprawdzałem czy czuję szczęście. Szukałem jakichkolwiek objawów czegokolwiek. Byłem jak włączony na wyszukiwanie czegokolwiek radar. Wyszło tak, że mieliśmy się dalej spotkać ale jednak nie widzieliśmy się. Miałem mieć czas dla siebie by się ogarnąć bo ona czuła irytację. Z resztą, strasznie ją krzywdzę tym problemem. Poranki są najgorsze bowiem największy strach wtedy odczuwam i niechęć do życia. W końcu wstałem i miałem pojechać do lekarza po jakieś antydepresanty by farmakologicznie się wyciszyć. Im większy bowiem strach tym większe wątpliwości. W drodze załamałem się sam w sobie, że może ja się po prostu odkochałem i boję się konsekwencji zostawiania kogoś. Ale nie czułem, że tego chcę. Chciałem znów być szczęśliwy z tą osobą. Usłyszałem jednak radę, że może mam depresję. To mnie podniosło na duchu i wyjaśniło fakt dlaczego strach nie ustąpił po przyjeździe. Wizja tego, że dopadło mnie coś uleczalnego była tak kojąca, że strach zmalał o wiele bardziej. Mimo to martwiłem się bo wciąż miałem poligon w głowie i ciągle to pytanie "kocham ją?". Odpowiadałem tyle razy "tak", że zacząłem się bać iż sobie wmawiam miłość. Antydepresantów przepisać mi nie chciała doktor, zaleciła wizytę w miejscowej poradni zdrowia psychicznego. Tam następny wolny termin jest we wrześniu. Załamałem się. Na parkingu centrum medycznego zobaczyłem zdjęcie dziewczyny w portfelu i prawie się rozpłakałem. Pomyślałem, że nie chcę tracić swoich uczuć, że jest wspaniała i zrobiłbym dla niej wszystko. Jestem pewien, że chcę z nią być. Tylko to pytanie wciąż w głowie. Później trafiłem na to forum i ten wątek. Dowiedziałem się, że to może być nerwica. To mnie jeszcze bardziej uspokoiło. Wszystkie myśli złe w głowie zbijałem myślą, że to nerwica, że sobie poradzę z tym, że to tylko choroba, jest na to rozwiązanie. Utrzymywaliśmy kontakt sms bo była trochę zła, sama nie wiedziała o co mi chodzi. Napisałem jej o psychologu. Potem zadzwoniła i powiedziała, że umówiła mnie na wizytę w przyszłym tygodniu. Na dźwięk jej głosu znów chciało mi się niesamowicie płakać. Jej z resztą też dlatego się rozłączyła. Odtąd przestawałem coraz mniej myśleć o swoim natrętnym pytaniu i strachu a coraz więcej wyobrażałem sobie jak wygląda wizyta u psychologa. Zadawałem sam sobie w głowie terapeutyczne pytania i tym podobne. Wyobrażałem, że psycholog mówi mi iż nigdy nie widziała bardziej zakochanego faceta i że mam nerwicę. Że pomaga mi wyjść z moich lęków, one znikają a wtedy odczuwam z powrotem szczęście i pewność, że czuję miłość, że kocham tę drugą osobę. Z resztą mówiłem też sobie, że gdybym jej nie kochał już dawno uległbym lękom i myślom i zostawił ją. Następnego dnia stwierdziliśmy, że się spotkamy. Wcześniej przebywaliśmy od samego rana do wieczora u niej albo gdzieś na mieście jeżeli było gdzie, ale przed samym wyjazdem i po wyjeździe u niej. Dlatego też czułem strach na myśl o jej pokoju. W swoim z resztą też przestałem przebywać, zwłaszcza przy komputerze. Tam to się zaczęło i źle się tam czuję. Spotkaliśmy się na mieście i stwierdziłem, że będę starał się nie analizować swoich myśli. Czułem strach bo bałem się, że mogę nie poczuć się przy niej dobrze, albo coś innego co świadczyłoby o tym, że się odkochałem. Mimo to na jej widok zrobiło mi się lepiej, ogromny uśmiech wskoczył mi na twarz i spędziliśmy czas na świeżym powietrzu jedząc i rozmawiając. Opowiadałem jej o moich lękach, obawach a ona wspierała mnie i mówiła, że będzie przy mnie. Bywały momenty gdzie zapominałem o swoich strachach i czułem się jak dawniej. Na wieczór nie czułem, żadnego strachu. Tak jakby mi przeszło. Dalej jednak bałem się czy moje uczucia są gdzieś w środku. Bałem się mówić kocham. Za każdym razem gdy tak mówiłem czułem wyrzut sumienia. Przez to, że to wszystko się dzieje. Tak jakbym stracił prawo do tego słowa. Następnego dnia znów się spotkaliśmy. Poranki jak zwykle okropne. Szczęście, płacz, szczęście, płacz. Sam nie wiedziałem już o co mi chodzi. Brałem wtedy od dwóch czy trzech dni Deprim (bo lekarz nie chciałą dać nic na receptę, więc nie mógł i tak wtedy działać, ale biorę) oraz magnez z witaminą B6. Im bliżej wyjścia, spotkania tym większą ulgę czułem i lepsze miewałem samopoczucie. Gdy w końcu nadeszło spotkanie było mi dobrze iść z nią za rękę, przytulić, wciągnąć do nosa zapach jej włosów, zobaczyć uśmiech. Znów spędzaliśmy czas na świeżym powietrzu a ja zapominałem momentami o tym, że tkwię w jakimś psychicznym rozstrojeniu. Zauważyłem wtedy iż znów mam ochotę powiedzieć jej, że ją kocham. Mimo iż czuję strach przed tym i wyrzuty sumienia bo mam wrażenie, że przez ten cały stos wątpliwości, który nawet teraz mam trochę w głowie, straciłem prawo do tego słowa. Że byłoby to dawanie jej czegoś niekompletnego, niecałego i nie tak pięknego jak dawałem w poprzednich miesiącach kiedy czułem, że znalazłem tą jedyną. Zauważyłem, jednak, że to kocham nie pojawiło się z pytania, które mnie dręczyło, ale samo z siebie. Tak jakby te uczucia zaczęły same powoli się przebijać przez warstwę tego smutku i strachu. Mimo to gdy odprowadziłem ją do domu i pierwszy raz od dawna nie wchodziłem dalej do środka tylko rozstawaliśmy się w sieni, poczułem coś okropnego. Zobaczyłem jak bardzo inni teraz jesteśmy. Moje problemy, głupie pytanie, które wzięło się kompletnie z niczego, w jednej sekundzie i przerodziło w to wszystko oddaliło nas niesamowicie od siebie. Pokazywała mi nas w lustrze i pytała kogo widzę. Ja jednak patrząc na siebie miałem wrażenie, że widzę kogoś innego. Czuję się jak ktoś inny, ktoś komu wmawia się inne uczucia i mówi, że nie powinien kochać tę osobę, którą kochał. To okropne. Mimo to pocieszała mnie, że wszystko będzie dobrze. Wieczorem gdy się kładłem nie czułem lęku. Poza tym, że płakałem gdy z nią rozmawiałem przez telefon. Mówiła, że muszę mieć przepisane antydepresanty bo tylko one pomagają. Ja wtedy już czułem się o wiele lepiej. Po spotkaniu z nią i ze świadomością, że to choroba, że to da się zwalczyć. Kładłem się prawie spokojny. Dziś rano odczułem znów strach. Mniejszy, pytania stały się mniej natrętne. Wizja psychologa oraz leków poprawia jakby mój stan i tutaj pojawiają się wątpliwości. Czy to może być nerwica skoro na samą myśl o tym, że będę się z tego leczyć, czuję się lepiej? Mimo to boję się, po prostu boję dalej być pewien swych uczuć. Boję się, że to jeszcze nie jest ta pewność, że to jeszcze nie jest to uczucie, że to jeszcze musi być coś więcej tego mimo iż mam ochotę niesamowitą powiedzieć swojej dziewczynie, że ją kocham. Boję się też swoich myśli. Boję się, że zauważam inne dziewczyny na mieście, że widzę gdy któraś ma fajne buty, albo koszulkę. Z tego strachu w najgorszych momentach, jeszcze na początku tego wszystkiego, zacząłem wyobrażać sobie rozstanie moje i dziewczyny, to jakie życie mógłbym prowadzić wtedy. Wydawało się ono kuszące w swojej płytkości, albo w tym, że byłoby to szybkie zakończenie czegokolwiek, taka wizja urwania problemu, ale na myśl, że miałoby się tak stać i że faktycznie mogłoby do tego to dążyć, czuję ukłucie strachu. Mimo to iż czuję się spokojny wciąż mam myśli o rozstaniu. Nie chcę ich mieć. Nie chcę się rozstawać. Chcę być z moją dziewczyną i chcę by mi przeszło. A mimo to te myśli wciąż są i powodują, że się boję o to czy one teraz czegoś nie oznaczają. Dziś nie śniła mi się ona tylko jakieś inne dziewczyny, to też sprawiło, że się boję. Trochę to bez sensu bo zazwyczaj śnią mi się różne osoby, ale teraz jestem przewrażliwiony na punkcie innych kobiet w mojej głowie. Te myśli i obawy, one od samego początku wszystkie są irracjonalne. Bo czuję chęć, potrzebę widzenia się z moją dziewczyną, bycia z nią. A mimo to lęk przed rozstaniem, myślenie o nim, o tym co byłoby potem. Chciałbym wiedzieć czy to co mi dolega to nerwica? Czy może po prostu się odkochałem i tego boję? Tak bardzo chciałbym by to była jakaś nerwica, by to miało rozwiązanie i wróciło do dawnego porządku. Jeśli bym jej nie kochał to mogłoby być tak, że panicznie chcę ją kochać? Sam już nic nie wiem. Gubię się w tym i czuję, że nie wiem co się dzieję. Za tydzień mam wizytę u psychologa. Dziś jadę do rodzinnego po jakiś antydepresant. Chcę z tym walczyć i chcę czuć pewność swoich uczuć. Chcę się nie bać być ich pewnym. Proszę niech ktoś się wypowie, kto zna się na tym.
×