Skocz do zawartości
Nerwica.com

promienksiezyca

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia promienksiezyca

  1. Czytając wasze odpowiedzi, stwierdziłam że powinnam jednak udać się do psychologa. Tym bardziej, że zauważam u siebie tiki, a nigdy wcześniej tak nie miałam (np. drgają mi mięśnie, trzęsą mi się ręce i to jest dość uciążliwe) Pytanie, czy mogę tam iść sama? I ile taka wizyta może kosztować ?
  2. Witam. Zdobyłam się na to, aby wejść na to forum, bo chciałabym podzielić się z Wami moim problemem. Otóż. Mam siedemnaście lat, rodzinę, kota, psa. I bardzo wiele perypetii za sobą, i prawdopodobnie przed sobą też. Jestem osobą bardzo zakompleksioną, już od najmłodszych lat miałam bardzo niskie zdanie na swój temat, szczególnie jeśli chodziło wygląd. Podstawówka, gimnazjum. Pierwsza nieodwzajemniona miłość, list miłosny, który ON przeczytał na całą szkołę. Wyśmiał mnie, wraz z całą jego klasą. Chowałam się po kątach, żeby nikt mnie nie zauważył. Zawsze ważyłam sporo. Nigdy nie byłam i nie jestem osobą otyłą, aczkolwiek przy dużym wzroście czułam się jak mutant. Zaczęłam zamykać się w sobie, coraz bardziej, straciłam przyjaciół, koleżanki. W szczytowym momencie moje eks-koleżanki nastawiły całą klasę przeciwko mnie. Nikt nie odzywał się do mnie słowem, chociaż nic im nie zrobiłam. Ubierałam się ekscentrycznie, to fakt. Ale nigdy nie szukałam zaczepki, lubiłam rozmawiać, jeśli ktoś się do mnie odezwał. Moje problemy z odżywianiem zaczęły się mniej więcej w drugiej klasie gimnazjum. Pamiętam, jak bardzo chciałam schudnąć. W dwa miesiące schudłam 14 kilo. Słaniałam się na nogach, mdlałam na wuefie. Później zaczęły się kompulsy i rzyganie. Nigdy nie byłam z tym u lekarza, nie miałam z kim. Moja mama nie zauważała problemu, upokarzała mnie specjalnie mówiąc przy ludziach o talerzach chowanych po kątach (robiłam tak, bo wstydziłam się np. jak bardzo się najadłam, tzw. zacieranie śladów zbrodni :) ) Z całych sił chciałam wyglądać tak jak koleżanki. Na szczęście, poradziłam sobie z tym problemem. Sama, bo nie otrzymałam wsparcia od moich rodziców, chociaż doskonale wiedzieli co się ze mną dzieje. Mam im to za złe, fakt. Moja mama uważa mnie za nieudacznicę, twierdzi, że jestem do niczego. Chociaż naprawdę się staram. Ona jest bardzo pedantyczna i utrzymuje porządek (dwa razy dziennie ściera podłogi, codziennie szoruje brodzik, kibel, umywalkę etc.) Według mnie sprząta jak na święta. Jako że jestem osobą mocno upartą nie pozwalam się wykorzystywać (kiedyś sprzątałam od rana do 17.00 : /) ciągle popadam z nią w jakieś konflikty. Moje książki nie mają prawa leżeć na biurku, muszą być schowane po półkach. O taką pierdołę robi awanturę przez cały dzień. To strasznie męczące i nieraz nie wytrzymuję i wyję, dosłownie wyję,bo wyzywa mnie od niedorobieńców, sk*urwysynów, suk, szmat, dziwek... Nieraz dostałam w twarz, bo jej coś nie pasowało. Potrafiła złamać na mnie kij od miotły za to, że niedokładnie zamiotłam podłogę w kuchni. Nie docenia mnie w ogóle. Nie chwali, za coś co dobrze zrobiłam. Potrafię posprzątać cały dom, ugotować obiad a ona przyjedzie z pracy i zacznie wytykać mi błędy, co zrobiłam źle, a czego nie zrobiłam. Jest mi przykro, bo zawsze mam nadzieję za jakieś miłe słowo, jakieś "dzięki córciu". Ciągłe wymagania. Dręczy mnie. Śmieje mi się w twarz ,kiedy mówię jej o moich problemach ( przeżyłam związek ze sporo starszym facetem, który próbował mnie pobić, samookaleczałam się bardzo dotkliwie) Wtedy stwierdziła że jestem po****dolona. Wymawiała mi, że za dużo jem, wyzywała od krów (ona zawsze była bardzo szczupła) Usłyszałam już od niej wszystko, że mnie nienawidzi, że mogła zostawić mnie w śmietniku jak się urodziłam. Zazdroszczę koleżankom, których mamy potrafią z nimi rozmawiać, przytulić je. Ja nie zaznałam czegoś takiego od wielu, wielu lat. Nie daję rady. Powiedzcie, co mam zrobić ?
×