...to tornada (wydarzenia ubiegłego weekendu w płn. Polsce), wybuchający Wielki Zderzacz Hadronów, Teorie Spiskowe, spadające asteroidy, czarne dziury, rak, padaczka i borelioza. WSZYSTKIE te fobie (nie wiem czy fobie/lęki) po ponad 1,5 roku spokoju od nerwicy, dopadły mnie w przeciągu ostatnich 3 tygodni.
Najmniejsze czynniki (od wiadomości w TV, po "wesołe" anegdotki mojego Taty) wywołują lawinę myśli, długie godziny paranaukowego "research'u", płacz i zgrzytanie zębami. Duszę tę lęk cały dzień w sobie, aby w końcu wybuchnąć złością i smutkiem na Osobę mi najbliższą.
Fiksuję się na danym temacie tak bardzo, czytam o nim, analizuję, aż dochodzę do momentu kiedy jestem nim zwyczajnie zmęczona, nadchodzi kilka godzin-dni apatii / "spokoju" i znów wynajduję nowy temat.
(Mam nadzieję, że przybliżyłam mój stan)
I tu powstaje kolejny problem - mój Wybranek serca nie widział mnie jeszcze w takim stanie (jesteśmy razem od 12 miesięcy). Znosi to bardzo dzielnie i utrzymuje, że rozumie mnie etc. Sam jednak popełnia faux pas, które we mnie (przewrażliwionej) wywołują skutki odwrotne do zamierzonych, np. -Boję się, że wciągnie mnie czarna dziura!!! - Nawet jeśli coś takiego jest możliwe to i tak nic nie poczujesz. (badum tssss, mój szloch i krzyk, że "życie nie ma sensu w takim razie").
Ponawiam pytanie z tytułu : JAK EDUKOWAĆ OSOBY NAM NAJBLIŻSZE?
PS. szukałam podobnego wątku, niestety nie znalazłam - jeśli istnieje to mea culpa!
Pozdrawiam