Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mazini

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Mazini

  1. Osobowość borderline a seks Witam, chciałam się zapytać, czy osobowość borderline może mieć negatywny wpływ na życie seksualne? Dodam, że moje pierwsze kroki w życie erotyczne były pod wpływem ogromnego nacisku ze strony byłego chłopaka. Bardzo źle je wspominam mimo iż upłynęło od tego czasu ponad 2 lata i mam nowego chłopaka którego strasznie kocham. Mimo to, nie czuję ani chęci na seks, a kiedy już go uprawiam to trochę ze strachu, że mnie zostawi, trochę z powodu przekonania, że ja (nie wszystkie kobiety!) powinnam to z nim robić bo on tego chce i ode mnie tego oczekuje, pomimo, że cały czas uświadamia mnie, że jeśli tego nie chcę to nie musimy tego absolutnie robić. Ja z poprzedniego związku wyniosłam jedynie obawę przed samotnością i porzuceniem, a seks był jedyną alternatywą by utrzymać ex przy sobie. W poprzednim jak i w obecnym związku zawsze po seksie płaczę, czuję się winna, iż w ogóle go uprawiam bo seks jest zły (w moim przekonaniu), a w trakcie nie odczuwam żadnej przyjemności i nie jestem w ogóle podniecona. Czuję jakby wszystko działo się poza mną, a ja jedynie muszę udawać, że mi się to podoba, żeby nie stracić obecnego chłopaka. Cały czas mam w głowie obrazy mojego pierwszego razu i czuję się z tym wszystkim tragicznie. Wstępnie mam stwierdzoną osobowość borderline i nie wiem czy moje ohydne pierwsze doświadczenia z seksem plus zaburzenie osobowości może mieć wpływ na moją przeogromną niechęć i obojętność względem tego. Czasem podczas seksu zastanawiam się, czy to jest ten niby cudowny sposób na okazywanie sobie miłości i bliskości, bo jak dla mnie nie ma w tym nic wspaniałego. Czuję się przez to gorsza bo poprzednie partnerki mojego chłopaka nie miały z tym żadnych problemów i wkurzam się bo też bym chciała chociaż czuć, że tego chcę, a nie leżeć jak kłoda i czekać kiedy on w końcu ze mnie zejdzie....
  2. Zapomniałam wspomnieć, że oboje moich rodziców jest DDA. W rodzinie mojej mamy i mojego taty pili ojcowie. Mój tata ponad to przez rok przebywał w domu dziecka ze względu na trudną sytuację w domu. Co do mojej mamy to kiedy tylko poszła do szkoły baletowej (czyli 4 podstawowa) nigdy nie miała koleżanek, zawsze była sama, niechciana odrzucana, podlizywała się klasie by na 5 min ją lubili. Trwało to tak aż do końca szkoły. Potem poszła do pracy. Ci sami ludzie co w szkole, teraz głównym celem stala się dla mojej matki rywalizacja. Była znerwicowana, w domu wyżywała się na mnie i bardzo sporadycznie okazała mi najmniejszy gest czułości. Mój tata znowuż szybko opuścił dom i mieszkał w internacie, dlatego umie sam zadbać o siebie jest zaradny, niestety czasem kiedy podjudzany przez matkę, puszczały mu nerwy uderzył mnie parę razy w twarz i kiedy dostałam tak mocno w plecy że upadłam na ziemię, ojciec jeszcze mnie raz kopnął. Matka stała obok w drzwiach i patrzyła na to. Dopiero kiedy zobaczyła że ojciec mnie kopnął leżącą na ziemi powiedziała, aby przestał. Oboje wyszli z pokoju, a ja zostałam sama sobie. Płakałam. Chciałam aby ktoś mnie przytulił i pogłaskał, bo u mnie w domu tego nigdy nie było. Rzadko miałam okazywane uczucia, no chyba że ze strony ojca, mimo iż mnie uderzył parę razy porządnie w życiu, przeprosił mnie za to, nawet raz się popłakał, że to zrobił. Co do bicia, czasem nie rozumiałam, czemu dostaję w twarz kiedy tak naprawdę nic złego nie zrobiłam czy nie powiedziałam. W domu mojej mamy nigdy nie było miłości, babcia z dziadkiem niby byli razem, ale żyli osobno. Dziadek lał babcię kiedy się spił, a babcia uciekała z mamą do sąsiadki, chociaż niejednokrotnie mama była świadkiem przemocy dziadka nad babcią. Mama miała zakaz do sprzeciwiania się dziadkowi, nie umiała mówić "nie", bo nie mogła. Ja też tego nie zostałam nauczona. Dlatego nie umiem odmawiać ludziom, czuję się winna kiedy muszę to zrobić i wykręcam się w każdy możliwy sposób by drugiej osoby nie urazić. Moja matka nigdy nie umiała radzić sobie z problemami. Mojego ojca często nie ma w domu bo pracuje za granicą. Wszystkie czynności typu, zepsuty telewizor, niedziałający telefon czy zgubione kluczyki od samochodu wprowadzały ją w panikę, zaczynała płakać rzewnymi łzami, a ja musiałam ją uspakajać, być za to odpowiedzialna i naprawić coś co się popsuło lub znaleźć coś co się zgubiło. W zamian oczekiwałam pochwały, najlepiej niekończącej się pochwały. Zwykłe słowo dziękuje mi nie wystarczało, bo czułam, że powinnam otrzymać więcej. Obecnie moja mama bierze antydepresanty. Dziwnie mi myśleć, że mój dom jest dysfunkcyjny, bo mam ładne mieszkanie, wszystko czego chcę, nic mi nie brakuje. Tylko te relacje w domu są , a w sumie od zawsze były nie fajne. Chociaż odkąd skończyłam 18 lat, mimo iż nie znam granic, to wiem, że czasem je przekraczam. Jeszcze co do moich rodziców. Od wielu lat moi rodzice nie śpią normalnie w jednym łóżku. Pytanie nasuwa się co to znaczy "spać normalnie"? Otóż zawsze kiedy idą spać moja mam śpi w odwrotną stronę niż ojciec, tak jakby w nogach. Dla mnie jest to jak najbardziej normalne zachowanie, że moi rodzice tak śpią, chociaż kiedy mówiłam paru znajomym o tym, to się strasznie dziwili. Moja matka tłumaczy się tym, że jest jej tak wygodniej i nie jest jej duszno w nocy. Może faktycznie jestem DDD, bo moi rodzice to DDA, tylko że martwi mnie moja agresja kiedy obawiam się bycia samą, lub kiedy chce czegoś dostać a nie dostaje. Ta agresja zaczęła się przejawiać kiedy znów zaczęłam spotykać się z moim byłym. Wcześniej nigdy czegoś takiego nie doświadczałam.
  3. Moja matka chciała mnie już wielokrotnie zaprowadzić do lekarza, ale ja albo uciekałam albo w ogóle nie szłam. Nie umiem wytłumaczyć czemu nie chce tam iść. Ale jak napisałam wyżej muszę zrobić to dla siebie, dla rodziców i dla chłopaka, którego za chwilę mogę stracić. -- 08 lip 2012, 01:21 -- W takim razie nie rozumiem po co jest ta cała szopka z nazwami typu DDD, DDA, depresja i tysiąc jej odmian, nerwica, osobowość taka sraka i owaka skoro wszystko się objawia podobnie, albo tak samo, identycznie się leczy i zapewne tymi samymi lekami.... Myślę, że jednak musi być jakaś różnica skoro, jest tyle różnych zaburzeń. To coś w stylu jak pakowanie przeziębienia z grypą do jednego wora. W sumie objawy podobne, ale trochę przebieg choroby inny.
  4. Zobaczyłam opis osoby z DDD i z osobowością zależną, wszystkie objawy się zgadzają. Nie wiem już co mam myśleć. Objawy z depresji i nerwicy lękowej też się zgadzały.
  5. Witam, jestem tu nowa. Piszę na tym forum ze względu na to, że jestem w bardzo krytycznym położeniu i muszę w końcu coś z tym zrobić, odmienić swoje życie, dlatego bardzo proszę Was o wstępną pomoc i możliwość zdiagnozowania problemu mojej osoby, bo chodząc po przeróżnych stronach internetowych i analizując opisane objawy różnych chorób psychicznych do moich, to mam wszystkie choroby tego świata. Może zacznę od początku. Od zawsze moi rodzice starali się zapewnić mi dobre warunki bytowe, zawsze miałam to co chciałam, niczego mi nigdy pod względem materialnym nie brakowało. Moja mama miała bardzo stresującą pracę. Pracowała w teatrze jako baletnica. Do domu przychodziła późnymi wieczorami i wszystkie swoje stresy wyładowywała na mojej osobie. Moja klasa w podstawówce też nie była taka jaka być powinna. Panowała w niej rywalizacja o oceny, ubrania.Wystarczyła jedna lepsza ocena czy nowa bluzka by cała klasa została obrócona przeciwko jednej osobie. Niestety, takim właśnie kozłem ofiarnym stałam się ja. Byłam skazana na litość koleżanek, czy będą chciały się dzisiaj ze mną kolegować czy nie. Czułam się samotna i odtrącona. W domu też nie miałam zafajnie. Moja mama za wszystko mnie karała a najbardziej za szkołę. Kiedy miała wrócić po godz 22 z pracy do domu, dostawałam ataków paniki, bałam się i latałam jak oszalała po całym domu, aby wszystko było posprzątane i na swoim miejscu, aby żadna rzecz nie mogła mojej mamy zdenerwować. Robiłam szybko kolacje, podstawiałam mamie kapcie pod drzwi, byle tylko nie kazała mi za 5 min stawić się w kuchni ze wszystkimi zeszytami i ksiązki by odpytywać mnie z mojej wiedzy. Zdarzało się że nawet kładłam się szybko spać przed jej powrotem by mnie już nie budziła i nie kazała wyjmować wszystkich "zeszycików" na stół. Leżałam w łóżku i cała drżałam ze strachu. Niestety w większości przypadków kończyło się to na testowaniu mojej wiedzy nawet do 23 czy do 24 w nocy gdzie następnego dnia miałam iść do szkoły. Wszędzie odczuwałam stres. W szkole - czy bede miec dziś koleżanki czy też nie, oraz w domu - przed matką. Zawsze kiedy przychodziłam ze szkoły pierwsze pytanie było o oceny, nie dawała mi nawet w spokoju zjeść obiadu pytając się o moje stopnie i twierdząc cały czas że musiałam dostać jakąś złą ocenę. Bałam się jej jak ognia. Z każdą ocenę od 3 poniżej byłam karana. Często moja mama otwierała okno na oścież i wykrzykiwała najgorsze rzeczy o mnie by mnie zawstydzić przed sąsiadami po czym kazała mi wychodzić z psem. Wstydziłam się ludzi, że będą wiedzieć, że te wszystkie nagany, moje błędy były kierowane do mnie i będę wytykana palcami. Jeśli chodzi o tatę, to nigdy zbytnio nie przeciwstawiał się mamie. Ale kiedy tylko atmosfera trochę opadała przychodził do mnie do pokoju przytulał mnie i mówił, że przecież wiem, że mama ma bardzo stresująca pracę i dlatego jest taka zła. Nie raz zdarzało mi się uciekać po całym domu przed tatą który gonił mnie z pasem, a matka tylko stała i przyglądała się temu. Miałam nawet taką sytuację, że rodzice "zaprosili" mnie do pokoju, wysunęli pufę i kazali mi samej zdecydować w której chwili mam się na niej ułożyć, żeby ojciec mógł mnie trzepnąć parę razy skórzanym pasem. Bałam się tego, bałam się bólu, dla dziecka było to coś strasznego, wybrać sobie samemu moment swoich "katuszy". Zawsze dla mojej mamy byłam za mało ambitna, za mało się uczyłam, chociaż co roku w podstawówce miałam średnią powyżej 5.0 i podstawówkę ukończyłam z wyróżnieniem. Mimo tego wszystkiego angażowałam się w życie szkoły i dążyłam do tego by mieć koleżanki. Bardzo kochałam moją mamę i płakałam często do babci, czemu inne moje koleżanki mają normalne mamy które je często przytulają i mówią, że je kochają, a moja mama tak nie robi. Mimo oziębłości mojej mamy co do mnie czułam z nią silna więź. Gdy poszłam do gimnazjum znalałam od razu koleżanki. Miałam bardzo fajną klasę, 3 lata z rzędu byłam przewodniczącą klasy i raz szkoły. Dobrze się uczyłam, ale znów dla mojej mamy było za mało. Nauczyciele wiedzieli o mojej sytuacji, że dla mojej mamy liczą się tylko stopnie w szkole. Od nich była uzależniona cała sytuacja w domu. Kiedy miałam same 4 i 5 to mialam spokój, ale kiedy nie daj Boże wpadła mi 3, miałam awanture na cały dom, plus znowu otwieranie okien, wykrzykiwanie wszystkich brudów na temat mojej osoby i sprawdzanie wszystkich zeszycików oraz wiedzy. Zdarzało się, że moja mama wydzwaniała także do moich koleżanek i sprawdzała wszystkie tematy po kolei czy moje zgadzają się z ich tematami. Było mi potem w szkole wstyd przed nimi, ale mojej mamie na tym zależało bo sądziła, że mnie do czegoś zmotywuje. Kiedy poszlam do liceum, zakończyło się "sprawdzanie zeszycików". Teraz powstała era dzienniczka elektronicznego, moja mam codziennie po 20 razy wchodziła na niego i przeglądała moje oceny. Kiedyś jak wzięłam jej komputer do ręki i zobaczyłam w historii ile razy wchodziła na Librusa to się przeraziłam. To stało się dla nie jak obsesja, chciała kontrolować moje życie za pomocą ocen. Na czas początku liceum był to mój jedyny problem, bo miałam dwie najlepsze przyjaciółki, które były zawsze przy mnie i chłopaka, z którym się przyjaźniłam już od czasów gimnazjum. Niestety, problem z moją mama przestał być jedynym problemem. Mój były chłopak zaczął być dla mnie okropny, lekceważył mnie, poniżał, mówił mi rzeczy, które sprawiały, że chciało mi się płakać. Często zostawiał mnie w środku miasta, bo mu jedno słowo nie podpasowało. Musiałam się mu podporządkowywać i dopasowywać do jego planu dnia. Czułam się rozczarowana, bo za czasów naszej przyjaźni był cudowny, rozumieliśmy się jak nikt inny. Musiałam od tamtej pory zadowalać i matkę i jego naraz. Czułam się samotna, często płakałam. Doszło nawet do tego, że zostałam przez niego zmuszona do pierwszego razu, którym sie do tej pory brzydzę. Wymuszał to na mnie sms'ami, mówiąc mi "jesteśmy ze sobą pół roku a ty nadal nie wiesz czy jesteś gotowa i czy jestem odpowiednią do tego osobą?!?!" Wiem, że nie musiałam tego robić, ale miałam 16 lat i byłam w nim strasznie zakochana, bałam się go stracić bo miałam poczucie, że bez niego sobie nie poradzę. Zdecydowałam się powiedzieć o tym mamie. Niestety, nie sprawdziła się wtedy ona w roli matki. Wiadomo, że pierwszy raz dla dziewczyny jest szokiem, czymś dziwnym.Mój pierwszy raz był na szybko, zero miłości, zero komfortu. Pamiętam, że leciały mi tylko łzy. Moja mama zamiast porozmawiać o tym ze mną postanowiła powiedzieć o tym mojej babci i w nerwach jak była awantura miedzą mną a nią, podsycała takie słowa by ojciec się także domyślił. Mój były miał silny charakter, a ja przy nim tańczyłam jak mi zagrał. Owszem buntowałam się temu, ale gdzieś w środku przyzwyczaiłam się do tego i ta niska zalezność od siebie zaczęła mi odpowiadać, bo on myślał za mnie. Przez niego moja i tak już niska samoocena dotknęła dna. Równo po roku czasu zerwaliśmy. Było mi strasznie ciężko, płakałam, przeglądałam zdjęcia z nim, wspominałam całe 3,5 roku naszej zanjomości, analizowałam w głowie, co mogło spowodować to że tak się diametralnie zmienił. Moja matka widząc jak cierpię po rozstaniu z nim napisała do niego aby się ze mną spotkał. Pamiętam że po 2 miesiąc nie widzenia się z nim otrzymałam od niego wiadomość czy nie chciałabym się z nim zobaczyć. Łzy mi stanęły w oczach, serce zaczęło mocniej bić. Nie wiedziałam jednak, że to moja matka zrobiła po kryjomu przede mną, łudziłam się, że to on sam do mnie napisał. Gdy go zobaczyłam nie mogłam wierzyć, że go widzę. Rozmawialiśmy z dobre 2-3 godziny. Czułam się taka szczęśliwa. Znów zaczęlismy sie spotykac, ale moja matka wbrew mojej i jego woli zakazywala mi tego. Nie rozumialam tego, że najpierw pisze do niego by się ze mną spotkał po czym zakazuje mi kontaktu z nim. Owszem był dla mnie okropny, ale go kochałam. Nie widziałam świata poza nim, niestety od czasu kiedy znów zaczęliśmy się spotykać z moim zdrowiem psychicznym zaczeło być co raz gorzej. Odsunęłam się od koleżanek, zaczęłam wagarować, moje stopnie znacznie pogorszyły się. Codzienne awantury z rodzicami o wszystko plus jego osoba doprowadziły mnie do wycieńczenia psychicznego. Nie miałam ochoty nawet wstać rano z łóżka i się umyć. Najchętniej leżałabym cały czas i płakała. Za wszystko się obwiniałam, zaczęłam na wszystko reagować ogromnym gniewem. Ten były chłopak cały czas mówił mi ze mnie kocha, że chce być ze mną, ale nie może ze względu na moich rodziców i że mu rodzice zabraniają. Zaczęły się wakacje. Dostałam napadów lęku. Bałam się żyć bez niego, bo czułam że sobie nie poradzę. Bałam się samotności. Wydzwaniałam do niego po 100 razy dziennie a on wyłączał telefon. Bawił się moją psychiką jak chciał. Raz mówił mi, że mnie kocha, chce być ze mna, by na drugi dzień oświadczyć mi, że niestety ale nie możemy być znowu razem. Błagałam go na kolanach by do mnie wrócił. Wytworzył we mnie pewien rodzaj uzależnienia od swojej osoby. Byłam na każdy jego rozkaz, a każdy jego miły gest w moim kierunku był dla mnie czymś niezwykłym. Moją wewnętrzną depresję pogłębiał też fakt iż moje spotkania z nim musiałam przed matką kryć, tak samo jak on przed swoją. Czułam się nikim, że nie jest on w stanie powiedzieć swoim rodzicom że znów się spotykamy, a ja miałam na tyle odwagi by przeciwstawić się swoim. Stawiał mi ciągle to nowe ultimatum byśmy mogli sie widywać, robił mi z mózgu papkę, straszył mnie, że jak czegoś nie zrobie czy na coś nie przystanę to "wiem co będzie" - czyli nie bede sie juz z nim spotykać. Wiedział jak strasznie mi na nim zależy i wykorzystywał to. Pamiętam, że któregoś dnia nie wytrzymałam. Puściły mi całkiem nerwy. Przyszłam do niego koło 24. Był sam w domu bo jego rodzice wyjechali na dzialke. Zaczał mnie lekceważyć. Powiedział, czy jestem ślepa i czy nie widze, że teraz gra? Powiedział że może mi poświęcić chwile jak skończy grać. Wtedy już nie wytrzymałam i go uderzyłam, zrobiłam to raz, drugi trzeci. Biłam go bo chciałam żeby poczuł ten sam ból fizyczny co ja czułam psychicznie. Odepchnął mnie parę razy. U mnie skończyło się na paru siniakach u niego na niewielkich zadrapaniach. Następnego dnia wyjechał na 3 tyg na działkę. Był to dla mnie horror. Miałam problemy ze snem. Budziłam się w nocy, rano wstawałam cała zalana potem z bólem brzucha, nic nie jadłam. Każdy dzień bez niego był dla mnie udręką. On wyłączał telefon, wściekałam się, wywoływało to u mnie agresję, złość, strach przed samotnością. Kiedyś po raz pierwszy wzięłam pinezkę w dłoń i zaczęłam ciąć nadgarstki. Matka ze strachu wezwała policję. Raz byłam na komisariacie. Przyjeżdżała do mnie karetka, raz zabrała mnie do psychiatry. Czułam się podle. Oszukana, niezrozumiana, wykorzystana, niechciana i samotna. Cały czas myślałam nad tym co zrobiłam źle i że gdyby nie to to byłoby inaczej. Winy doszukiwałam się w sobie. Matka walczyła ze mną za wszelką cenę bym zakończyła z nim wszelka znajomość ale to było silniejsze ode mnie. Mimo tych wszystkich złych rzeczy, które mi robił, czułam się do niego strasznie przywiązana, bałam się go stracić, bo nie miałam koleżanek, zostałam sama i miałam tylko jego. Któregoś dnia moja matka zadzwoniła do jego matki i powiedziała by jej syn nie utrzymywał ze mna wiecej kontaktów. Kiedy jego mam oddzwoniła do niego, zaczął mnie szarpać popychać i krzyczeć na całe osiedle "wypierdalaj mi stąd". Obwiniał mnie że moja mama zadzwoniła do jego mamy, choć tak naprawde nie byla to moja wina iż zawsze buntowałam się przeciwko własnej matce dla niego. Bywało, że szlajałam się po nocy gdzieś po ulicach sama, bo nie wiem, chciałam w ten sposób osiągnąć zainteresowanie mną moich rodziców, ale widać że zbytnio się tym nie przejmowali. Babcia która niegdys mnie bronila zaczela mnie wyzywac od szmat. Chciałam by po mnie przyjechali by wypytywali się czy wszystko jest ze mną dobrze, co czuję czemu uciekłam. Potem już mama totalnie odpuściła. A ja czułam do niej żal i pretensję, że kiedy widziała jak samotnie w pokoju płacze nigdy do mnie nie przyszła i mnie nie przytuliła zapewniając mnie że wszystko będzie okej. Towarzyszył mi nieustanny lęk i brak poczucia bezpieczeństwa. Z jednej stony miałam rodziców, którzy przestali w tamtym momencie się dla mnie liczyć, a z drugiej mojego byłego, który mimo iż traktował mnie jak popychadło był dla mnie ważniejszy. Po prawie dwóch latach borykania się z nim i z uczuciami do niego poczułam ulgę. Nagle jego osoba stała mi się totalnie obojętna, nie liczył się dla mnie. Poczulam na nowo że żyję, że mogę osiągać sukcesy, że jestem wolna niezależna od nikogo. Odniosłam wrażenie, że wraz z totalnym zaniechaniem kontaktów z ego osobą, wyzdrowiałam, "wyleczyłam się" z niego i moja psychika jest już oczyszczona. Moja mama już nie przywiązywała większej uwagi do ocen, które w nowym roku szkolnym znacznie poprawiłam. Zaangażowałam się w filmik studniówkowy. Miałam wiele zajęć i brak czasu na myślenie o nim. Gdzieś w połowie grudnia urwałam z nim wszelki kontakt. Wtedy zakolegowałam się z jego przyjacielem. Przychodził do mnie na naukę matmy do matury, był ze mną dwa razy w salonie tatuażu, tańczyłam z nim poloneza na studniówce, wychodziłam z nim do pizzeri i ze znajomymi. Po jakiś dwóch miesiącach zaczeliśmy być razem. Niestety, mimo iż był dla mnie naprawdę okej, wszelkie lęki powróciły. Zaczęlam go porównywać do byłego chłopaka. Wytykałam mu że jest taki sam jak on, jak choćby powiedział jedno zdanie bądź zachował się jak mój ex. Moja samoocena znów się obniżyła mimo iż powtarzal mi że jestem dla niego strasznie wazna i był dla mnie kochany. W przeciwieństwie do mojego byłego, czesto mnie przytulał, głaskał, nie był oziębłym wręcz przeciwnie, pełen zaangażowania i miłości. Jednak mi to nie wystarczało, bałam się podświadomie, że on tak samo mnie zrani. Znów zaczęłam czuć się zagrożona, może nie w takim stopniu jak w wakacje z moim byłym ale, widziałam że ta fobia znów zaczyna gdzieś we mnie malusieńkimi kroczkami powoli narastać. Moja samoocena uległa spadkowi, mimo iż podeszłam do matury i zdałam ją całkiem dobrze. Wszędzie widziałam u siebie błędy niedoskonałości. Cały czas miałam w głowie to by traktowac mojego obecnego chłopaka z dystansem i na odległość by nie zobaczył, że mi zalezy, bo w przeciwnym razie, zacznie się ta sama gehenna od początku. Moja mama i babcia dawały mi cudowne złote rady co powinnam robić jak się zachowywać a czego nie robić by nie być tak samo potraktowana. Zaczełam ponownie uzależniać się od osób trzecich, od ich zdania i woli. Zatraciłam kompletnie siebie i własną osobowość. Nie wiedziałam czego chce, płakałam bez powodu, przypominałam sobie wszelkie najgorsze rzeczy związane z byłym bo poczucie smutku i rozgoryczenie dawały mi uczucie satysfakcji. Nie umiałam się cieszyć z noralnych rzeczy które cieszą zdrowych ludzi, tylko ból dwał mi poczucie spełnienia, ale zarazem braku bezpieceństwa i lęk. Przyzwyczaiłam się do tego. Przestałam mieć na cokolwiek ochotę, byłam wiecznie senna, zaczęłam bardzo dużo jeść, wręcz się opychałam. Te same objawy co w poprzednim związku. Zaczęła narastać u mnie agresja, złość, lęki przed samotnością. I doszło do tego, że pierwszy raz jakiś miesiąc temu uderzyłam P. Popychałam go, drapałam paznokciami, krzyczałam wrzeszczałam. A to wszystko dlatego, że poczułam się przez niego zlekceważona. Nie panowałam wtedy nad sobą. Płakałam, uciekałam, chcialam aby mnie gonił, odpychałam go, znów drapałam i wrzeszczałam. Bałam się że mnie zostawi, działałam swoim zachowaniem przeciwko sobie, ale tak reagowałam na stres związany z porzuceniem - agresją. Ze strachu, P. zadzownił do moich rodziców bo zaczęłam przed nim uciekać, by jak najszybciej przyjechali. Wpadłam w pokrzywy, dostałam uczulenia. On trzymał mnie przypartą do ziemi i wołał ich gdzie jesteśmy. Gdy przyszli, wyrwałam się i zaczęłam uciekać przed nimi. Podobało mi się to bo byłam w centum uwagi a ponad to czułam smutek i żal co jak mówiłam dawało mi satysfakcje. Wybiegłam na ulice zaczęłam się rozbierać. W koncu P. uspokoił mnie wsiadłam z nimi do samochodu i pojechalam do domu. P. nawciskał rodzicom kitów ze zadrapania ma od tego że wpadł w krzaki. Po południu do mnie przyjechał. Pogodziliśmy się i obiecałam że więcej tego nie zrobię. Aż do wczoraj. Wczoraj znów było to samo, paniczny lęk przed porzuceniem, agresją, panika, brak kontroli nad sobą. Poszarpałam go całego, podarłam bluzkę. W tym gniewie i całej złości chciałam by mnie przytulił i powiedział - "Spokojnie, przytul się, nie zostawię cię, kocham Cię nad życie. Chodź pogadamy" Kiedy mnie po 2 godz awantury przytulił złośc we mnie trochę opadła, miałam ogromny żal i poczucie winy do własnej osoby. Było i jest mi wstyd. Dzisia wyłączył na caly dzień komórkę. Myślałam, ze oszaleję, z mama sie nie odzywam. Jest mi głupio przed sąsiadami z osiedla. P. powiedział o tym swoim rodzicom, że to ja go tak urządziłam. Są wściekli na mnie, i wcale się im nie dziwię, bo zrobiłam coś strasznego. On sam powiedział, że musi się zastanowić czy chce ze mną być bo się mnie najzwyczajniej w świecie boi. Czuję się jak wyrzutek, którego nikt nie chce i który jest nikomu niepotrzebny. Wiem, że bez osoby trzeciej sama nie umiem żyć, nie umiem podejmować decyzji, jestem wiecznym dzieckiem, które strasznie chce być dorosłe, ale nie umie się tak zachowywać. Chce mieć własne zdanie, ale jest mi lepiej kiedy ktoś za mnie decyduje. Ja tego chłopaka naprawdę straszliwie kocham i nie chcę go stracić. Obiecałam mu że podejmę leczenie. Obecnie powiedział mi że chce mieć czas do namysłu. Wiem, że zrobię dla niego wszystko by chciał być ze mna. Pragnę by wszystko się ułożyło. Musze się wyleczyć bo bez tego każdy mój związek bedzie tak wyglądał. Kocham go i nie wyborażam sobie tego że go strace....... Ominęłam wiele rzeczy pisząc to, pisałam z grubsza bo wiem ile jeszcze musiałabym przekazac a stron by nie starczylo. Proszę pomóżcie mi !!!!!!!!!!
×