Skocz do zawartości
Nerwica.com

k123

Użytkownik
  • Postów

    66
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez k123

  1. k123

    Depresja a szkoła/studia

    Ja jestem teraz na studiach i pracuję, wbrew pozorom jest mi teraz dużo łatwiej, jest inaczej, lepiej. Wszystkie poprzednie szkoły były dla mnie koszmarem. Co gorsza nikt nie rozumiał czemu się zachowuje jak się zachowuję, czemu się nie uczę.. I nadal jest mi ciężko z tym, że nikt nie zrozumiał i nikt nie pomógł.. Mogłabym powiedzieć było minęło, ale te rany, kiedy się je rozdrapie są bardzo bolesne. W przedszkolu zawsze miałam tylko jedną koleżankę, w ogóle nie pamiętam innych dzieci i nigdy się z nimi nie bawiłam. W podstawówce było tak samo. A jak przyjaciółki nie było to spędzałam przerwę obok wychowawczyni. Miałam paranoje na punkcie wf-u, byłam najmniej sprawna i panicznie się bałam przewrotów. Przez wf w ogóle nie chciałam chodzić do szkoły. Codziennie rano było mi strasznie niedobrze, płakałam, ciągle myślałam ile zostało czasu do kolejnego wfu, ile zajęć do końca roku. Rodzice brali mnie do lekarza z brzuchem ale nigdy nikt nie postawił diagnozy, a to było z nerwów.. Na szczęście później (na samym końcu) dostałam zwolnienie z wfu, bo miałam w przedszkolu złamaną nogę i chociaż jest moim przekleństwem, to za to ją kocham, bo w każdej szkole raz ćwiczyłam raz byłam zwolniona, a ćwiczenie władało moim umysłem. W gimnazjum jak w każdej szkole na początku marzyłam i robiłam wszystko, żeby było lepiej. Wieczna zasada - nowa szkoła, nowe życie. Ale miałam jak zwykle jedną przyjaciółkę (dzięki bogu że chociaż ją) i masę kłopotów przez nietrafne ulokowanie uczuć. Załamywałam się coraz bardziej, zaczęłam wagarować bo nie moglam wytrzymać, nie mogłam się uczyć i nigdy nie wiedziałam czemu. Było trochę dobrych chwil, wzloty i upadki, ale był okres w którym mozna powiedzieć byłam na dnie. Wszyscy uważali że "taka już jestem - dziwna". Pamiętam jeszcze, że w czasie kiedy ćwiczyłam na wfie miałam takie coś, że robiło mi się slabo, źle widziałam, nie mogłam trafić w piłkę.. Czułam się fatalnie zmuszona do tego i było mi wstyd za to, że tak się dzieje.. W liceum znowu to samo - jedna przyjaciółka, chociaż jak zwykle staralam się.. Niestety ona ciężko choruje i często jej nie było, bardzo ciężko mi było samej, wydawało mi się że wszyscy się na mnie patrzą, czułam się nikim. Moja klasa była jakaś dziwna, z nikim nie dało się dogadać (nie tylko według mnie, a zdążylam zyskać trochę śmiałości do ludzi). Cały czas miałam ochote uciec i robilam to, nie wytrzymywalam, nie byłam w stanie się w ogóle uczyć i nie wiedziałam czemu. Przyjaciółka robiła to samo, tyle, że z lenistwa.. ja ciągle myślałam o szkole, moj umysł nigdy się nie relaksował, w domu też nie było kolorowo. Mialam ciągle dobre chęci, ale nic z tego.. Na studiach udało mi się znaleźć znajomych, gdyby nie oni, pewnie rosłaby fobia społeczna, ale muszę przyznać że całkiem dobrze się na nich czuję. Dużo mi dała zmiana wizerunku, "upiększenie", było to dla mnie zawsze bardzo ważne. Mialam na początku ciężkie chwile w pracy, ale teraz da się żyć. W szkole jadę na persenie i Laremidzie.. Niestety muszę, chociaż się dobrze tam czuję.. I tak właśnie wygląda moje życie ze szkołą. Cieszę się, że mogłam to z siebie wyrzucić. Tylko dlaczego nikt nigdy nic nie zrobił? Może dlatego, że byłam taka od początku, nikt nie widział mnie innej..
  2. Ja co jakiś czas wpadam na to, żeby iść, ale nie chodzę, bo po jakimś czasie uświadamiam sobie na nowo przyczyny. Kiedy byłam mała ciągle było mi niedobrze itp i rodzice brali mnie do lekarza, ale nigdy nic u mnie nie stwierdzono. Potem odkryłam u siebie nerwicę i zespół jelita drażliwego i już znam przyczyny mojego samopoczucia. Wiem, że to nie są choroby niebezpieczne. Uświadomienie sobie tego daje poczucie komfortu i więcej spokoju. Zamartwianie się "co mi jest?" jest dla nas szkodliwe, bo nerwy wszystko pogarszają. Jeśli nadal masz wątpliwości radzę iść do lekarza rodzinnego i opowiedzieć mu, co u siebie podejrzewasz (w sensie że może to być na podłożu psychicznym), pogadacie, może się uspokoisz. Co więc uważam że najlepiej przejść się do rodzinnego i pogadać o swoich podejrzeniach i uzyskać potwierdzenie, wyjaśnienie i stosowną ewentualną pomoc.
  3. Jak radzicie sobie z codziennością? Z pracą, relacjami z ludźmi, obowiązkami domowymi? Czy macie u kogoś w związku z chorobą "fory" (np nie wymagają, że zawsze będzie porządek i ugotowany obiad)? Czy codzienność was nie przerasta? Jak ogólnie wygląda wasze życie z chorobą?
  4. Jak rozmawiać o chorobie? Jako że mój facet jest jedyną osobą, która mi w miarę wierzy w to co mówię o swoich objawach chciałabym z nim porozmawiać o chorobie. Wiem, że będę w jakikolwiek sposób się z nią borykać do końca życia, dlatego chciałabym, żeby ją zrozumiał, wiedział co powinien robić, jak mi pomagać. Chciałabym też, żeby wiedział, na jaką skalę to problem, jak może to oddziaływać na nasze przyszłe wspólne życie, czego się może po mnie spodziewać i jak często.. Problem polega na tym, że zupełnie nie wiem co mu powiedzieć, bo problem chorób psychiczny jest dla większości niepojęty i krępujący, boją się z niewiedzy, w sumie jak dowiedzą się więcej też to jest przerażające.. Boję się, że jak będę od razu zupełnie szczera, to go to przerośnie, wystraszy się, że przyszłość ze mną to nie jest dobry pomysł (bo przecież musiałabym mu powiedzieć że nie mogę wstać sprzed telewizora wieczorem i odtrącam go często wcale nie przez hormony) Nie wiem co mam mówić.. A jak się mnie zapyta jak mi pomóc to nie mam pojęcia co powiem.. Chcialabym powiedzieć prawdę, ale tak, żeby wierzył, że i tak może być dobrze. Mieszkaliśmy kilka dni razem (tak wyszło), zestresowało mnie to trochę i przerosło (odpowiedzialność za porządek, jedzenie, zakupy, do tego praca i szkoła) i odeszło ze mnie całe życie, siadła mi, zmartwiło mnie to, pomyślałam wtedy, że nigdy mi się nie uda ułożyć sobie z kimś życia.. Przecież mu tego nie powiem! A o rozmowe z rodziną to nawet nie pytam, bo oni nigdy nie zrozumieją czemu jestem ciągle zmęczona i nie chcę nic robić po pracy i nie przestaną mi wmawiać lenistwa.. Ogólnie w ogóle nie umiem o tym rozmawiać tak, żeby nie wyjść na leniwego głupka z dobrymi wymówkami..
  5. k123

    Objawy somatyczne

    Mam ewidentne objawy nerwicy. Trochę boję się, że moje kłopoty ze zdrowiem to nie tylko to, ale badania nie wykażą, że wszystko to jest od nerwicy, mogłabym jedynie wykluczać różne choroby poprzez badania, ale nigdy nie będę mieć pewności, że na żadną nie cierpię.. Co mi jest? Mam lęki, trzęsą mi się ręce, mam problemy z równowagą, skupieniem, szybko się irytuję, czuję się zmęczona, nie mam energii na cokolwiek, mam mroczki i zawroty głowy kiedy wstaję z kanapy, przy nachylaniu, wysiłku fizycznym, ciągle czuję lęk (nie wiem przed czym).. Ogólnie utrudnia mi to normalne życie. Nerwicę mam zdiagnozowaną, ale było to już lata temu. Brałam wtedy leki, ale było mi po nich dużo gorzej i po kilku miesiącach postanowiłam to rzucić (to było niebezpieczne dla mnie, raz prawie wpadłam pod samochód). Kilka razy rozpoczynałam terapię, ale nic z tego nie było.. Stosunkowo niedawno zaczęłam od nowa, poukładałam sobie w głowie, w końcu psychoterapeutka powiedziała, że wszystko jest ze mną ok, dobrze myślę itd.. Nie mam już problemów czysto psychicznych, ale pozostało to złe samopoczucie.. Mam wrażenie, że nigdy nie będę przez to mogła żyć zupełnie normalnie i szczerze mówiąc nie wiem, czy dam radę to całe życie dźwigać.. Gdyby nie to, myślę, że byłabym zupełnie szczęśliwa.. Co powinnam zrobić?
×