-
Postów
62 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez harpoonek
-
Nerwica a głowa,zawroty, ucisk i inne dolegliwości głowy
harpoonek odpowiedział(a) na Waleria temat w Nerwica lękowa
Nie jestem ekspertem, ale po kilku wizytach u psychologa raczej nie oczekiwałabym poprawy. To trwa znacznie dłużej. Powiedz psychologowi, że jest ci ciężko z ćwiczeniami, które zaleca - razem coś wymyślicie ca pewno. Co do leku - nie znam się, ale wszystkie leki, które ja brałam potrzebowały więcej niż 4 tygodnie, żeby rozwinąć pełne działanie. Ja bym poczekała. -
Fleure_De_Violette, być może się po prostu nakręcam, albo to przemęczenie, bo bardzo mało sypiam. Ale źle śpię już od wielu miesięcy, a te objawy są stosunkowo od niedawna (kilka tygodni). Niezależnie od tego, czy to jest psychoza, czy nie, ciężko jest to znieść. Coraz ciężej. Z domu nie wychodzę, bo wszyscy się na mnie patrzą i się śmieją albo chcą mi zaszkodzić. Boję się nawet mieć odsłonięte rolety, bo mieszkam dość nisko i przechodzący ludzie mogą spojrzeć w kierunku moich okien. Do znajomych nie wychodzę, bo to nie są już ci sami ludzie, co kiedyś. Szukają tylko okazji, żeby mnie ośmieszyć i zdołować. Boję się nawet odbierać telefony od rodziny. Potrafię wpatrywać się w dzwoniący telefon bardzo długo i go nie odebrać... W tej chwili już boję się własnego cienia. Sama w domu dostaję świra, bo wszędzie czyha jakieś niebezpieczeństwo. I jeszcze te pieprzone myśli, które wydają się nie być moje. Ostatnio najczęściej dotyczą one samookaleczenia albo takich głupich rzeczy jak: "nie możesz wyrzucić listy zakupów od mamy, bo stanie jej się coś złego" lub "nie możesz mu ufać, bo nie jest tą samą osobą, co kiedyś". Mam wrażenie, że wariuję... Odbija mi z każdym dniem coraz bardziej. Chciałabym pójść do lekarza, żeby powiedział mi, co tak naprawdę się ze mną dzieje, ale boję się wyjść z domu. Musiałabym pojechać kawałek autobusem, minąć wielu ludzi, podejść do recepcji i później poczekać z innymi w poczekalni. To jest niewykonalne!
-
Mój chłopak zwrócił moją uwagę na to, że słyszę rzeczy, których inni nie słyszą. Zwykle są to sprawy związane ze spiskowaniem przeciwko mnie itp. Przez to prawie nie wychodzę już z domu. Tak samo słyszę różne dialogi w mojej głowie. Jak się zorientuję, że mają one miejsce, przestaję je słyszeć. Ale normalnie słyszę rozmowy, niezależne ode mnie, mówiące mi np, że ktoś jest nastawiony przeciwko mnie i nie powinnam mu ufać... Gdyby nie mój chłopak, w ogóle bym się nie zorientowała, że rozmowy pod moim oknem nie są prawdziwe... -- 02 sie 2012, 01:06 -- Ja już czasami nawet widzę rzeczy, których nie ma... cszuję się jak idiotka, bo to właśnie moi najbliżsi uświadomili mi, że mam jakieś omamy chyba...
-
nomorewords43, nie strasz... ja cały czas sobie wkręcam, że psychiatra tylko czeka, żeby na siłę mnie wsadzić do szpitala i przez to tak bardzo boję się do niego iść. A jak jeszcze mówisz, że takie wyznanie naprawdę może do tego doprowadzić... Tych leków to nazw nie pamiętam już za bardzo. Na pewno na początku brałam fluoksetynę - baaardzo nasiliła mi lęki i to nie tylko przez pierwsze tygodnie brania, później też. Mianserynę brałam na noc, ale krótko bo czułam się po niej jak zombie. Ostatnim lekiem, jaki brałam był mozarin, czy coś takiego (nazwa mi z głowy wyleciała) - ten lek chyba tolerowałam najlepiej, mało skutków ubocznych, ale znów mocno nasilone lęki. Jakiś czas też miałam xanax (miesiąc) i po kilku miesiącach tranxene na lęki.
-
Ja tak mam i nie myślałam dotąd, że jest to związane z nerwicą. Np. podczas kłótni ktoś mnie oskarża o coś, czego nie zrobiłam - moja reakcja? Uśmiecham się głupio pod nosem. To samo jest w sytuacjach mocno stresowych - zdarza się, że nie mogę się powstrzymać od śmiechu... Ja się najgorzej czułam u psychologa. Poruszaliśmy jakiś bardzo trudny dla mnie temat, a ja ledwo byłam w stanie powstrzymać głupawy uśmieszek. Zawsze wtedy myślałam, że psycholog pomyśli, że wszystko sobie zmyśliłam, skoro teraz mnie to śmieszy
-
W tej chwili nie biorę żadnych leków. Po lekach strasznie nasilają mi się lęki i mam sporo więcej ataków paniki... Dlatego boję się je brać Ogólnie problemy mam chyba od dziecka. Nasilać się zaczęły około 16 lat, powróciły ze zdwojoną siłą jakieś 3 lata temu... I od tej pory ciągle mi się pogarsza. Ostatnie kilka tygodni było już nie do wytrzymania
-
Wiem, że zapewne sama się nakręcam, ale tak już mam. Wyolbrzymiam każdą stresującą sytuacją, jaka się jeszcze nie wydarzyła i staram się jej uniknąć za wszelką cenę. Jedyny sensowny psychiatra na NFZ u mnie w okolicy już mnie chyba dość dobrze zna. Jak do niego chodziłam, nigdy nie mówiłam mu o tych schizach, które tu opisałam. I teraz już będzie tylko trudniej mu o tym powiedzieć... W stosunku do niego już zaczęło się moje durne myślenie, że muszę wypaść jak najlepiej, nie pokazać, że o wiele bardziej świruję tak naprawdę... Nie wiem, jak z tym myśleniem walczyć. Również z tego powodu zrezygnowałam z terapii... Jakbym miała kasę, poszłabym do jakiegoś obcego mi zupełnie lekarza prywatnie... Co w ogóle pomyśli sobie psychiatra, kiedy powiem mu, że boję się, że mogę coś sobie zrobić, bo mam wrażenie, że czasami siebie już nie kontroluję? Boję się, że stwierdzi iż jestem zagrożeniem dla samej siebie... -- 01 sie 2012, 14:23 -- Właśnie mi się przypomniało, od czego te dziwne schizy się u mnie zaczęły. To trwa do teraz, że bardzo często słyszę wibrację telefonu, jakby ktoś do mnie dzwonił. Już mi w domu głupio, bo lecę sprawdzić, kto dzwoni, a telefon milczy. Czasami słyszę nawet dzwonek tego telefonu a później okazuje się, że wcale nie dzwonił... I muzykę często słyszę. Nie wiem nawet, czy ona naprawdę gdzieś gra, czy tylko mi się tak wydaje... Szukam często źródła tego dźwięku, ale nigdy nie znajduję...
-
Fleure_De_Violette, najgorsze jest to, że ja zauważam u siebie niektóre objawy, które mogłyby na to wskazywać. Nie wiem, czy to jest spowodowane nerwicą, czy to coś gorszego...
-
Nie strasz, Fleure_De_Violette... Ja mam dokładnie tak, jak pisze what_a_feeling. Głównie przez takie myśli coraz rzadziej ruszam się z domu...
-
Nie wiem, czy to dobry dział, ale chyba to wszystko najbardziej mi tu pasuje. Poza tym, co do tego, że mam nerwicę lękową, jestem pewna - zdiagnozowane przez 2 lekarzy. Na początek może krótkie wyjaśnienie. Pierwszy raz byłam u psychologa w wieku 16 lat ze stanami depresyjnymi. Przerwałam terapię, bo psycholog zawiódł moje zaufanie i nie wróciłam do niej przez kilka lat. Było w miarę okej przez ten czas. Poznałam chłopaka i jakoś żyłam. Ale później wszystko wróciło. W tej chwili mam 24 lata i od kilku znów borykam się z podobnymi problemami, tyle że tym razem w znacznie większym nasileniu. Każdy wie, jak wygląda nerwica lękowa, więc tutaj nie będę się rozpisywać - mam prawie książkowe objawy. W tej chwili nie chodzę na żadną terapię ani do psychiatry. To, co mnie teraz strasznie męczy zaczęło się kilka tygodni (miesięcy?) temu. Albo i dawniej, ale teraz dopiero zaczęłam to dostrzegać. Popadam w jakąś paranoję chyba... Prawie nie wychodzę z domu, bo mam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą i oceniają. Siedzę w domu i udaję, że mnie nie ma, żeby nie odwiedził mnie właściciel mieszkania, bo ubzdurałam sobie, że czegoś ode mnie chce. Próbuję sobie wmawiać, że to tylko urojenia, ale ciężko jest walczyć z samą sobą. Coraz częściej łapię się na tym, że w mojej głowie mają miejsce jakieś dziwne dialogi na różne tematy, rzadko jakieś istotne. Tak jakbym rozmawiała w myślach z kimś, kto odpowiada mi niezależnie od mojej woli. Czasami wydaje mi się, że słyszę "materialny" głos, ale częściej są to po prostu myśli - ale jakby istniejące poza mną, z tym że mogę je usłyszeć. Czasami też wydaje mi się, że widzę coś kątem oka. Jakieś cienie, ruchy. Przeraża mnie to. Ostatnio boję się nawet kamerki internetowej! Przecież ktoś mógłby mnie obserwować... Na nic zdaje się wmawianie sobie, że to tylko urojenia. Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Kontakty z innymi ludźmi ograniczyłam do niezbędnego minimum, bo ciągle myślę, że oni wszystko robią przeciwko mnie. Że jak tylko się odwrócę, gadają na mój temat, chcą zepsuć mój związek itp. Mojego obecnego partnera wciąż podejrzewam o zdrady. Każde jego wyjście kończy się moją paniką, że robi nie wiadomo co. Mam wrażenie, że niedługo zwariuję i zamkną mnie w pokoju bez klamek. Dlatego nie idę do psychiatry. Żeby mnie nie wsadzili do szpitala i nie szprycowali lekami. Coraz częściej też czuję się, jakbym tylko oglądała film z własnym udziałem. Jestem jakby z boku i nie mogę w żaden sposób wpłynąć na przebieg wydarzeń. Czuję się zdezorientowana, czasami tak jakby ocknę się i musi minąć chwila zanim ogarnę gdzie jestem, kim jestem i co właściwie robię. To wszystko zaczyna mnie coraz bardziej przerażać. Czy od nerwicy można całkiem ześwirować? Ja już nie mam na to siły, coraz częściej myślę o samobójstwie Proszę, może ktoś z was mógłby poradzić, co się ze mną dzieje i co robić... Ps. Kiedyś już miałam tutaj konto, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć ani loginu ani hasła
-
Tytułem wstępu powiem, że mam zdiagnozowaną nerwicę lękową. Kiedyś chodziłam na terapię, ale jakoś tak wyszło, że zrezygnowałam niestety. Wrócić jest bardzo ciężko... Problem, który chcę opisać nie jest chyba bezpośrednio związany z nerwicą lękową - sama nie wiem. Chodzi o to, że ostatnio, kiedy coś mnie dość mocno zestresuje, bądź zdenerwuje zaczynam się trząść i płakać. Nie mogę powstrzymać się wtedy od głośnego płaczu, wręcz wycia... Zwykle doprowadza to do ataku paniki, nie wiem, co ze sobą zrobić i kompletnie nie mogę się uspokoić. Wczoraj trwało to kilka godzin, od około 23 do 3 nad ranem Płaczę jak małe dziecko, zaczynam się od tego dusić, znów pojawiają się myśli o samookaleczeniu byle tylko nie czuć tego wewnętrznego bólu... Ja już nie wiem, co mam z tym zrobić, jak się w takiej sytuacji uspokoić. O skupieniu się na oddechu nie ma wtedy mowy, jestem zbyt roztrzęsiona, żeby się skupić na czymkolwiek. Zwykle zasypiam po prostu z wyczerpania...