Skocz do zawartości
Nerwica.com

Joanna22

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Joanna22

  1. No i jestem... wyjście do ludzi trochę rozwiało te czarne chmury nad moją głową..
  2. Mam taką przybraną ciotkę, bardzo mi dużo w życiu pomogła, jezdżę do niej co 2 tydzień, to moje jedyne takie oderwanie, zawsze czekam na te weekendy tam. Zadzwoniła teraz do mnie i mówi, że chyba nie ma sensu żebym przyjeżdżała, bo jej w sobotę popołudniu nie będzie. Czasami kurde jest tak, że nie ma jej pół dnia i jest w pracy i normalnie tam jeżdżę i nie ma problemu. Przykro mi sie zrobiło... Mam problem z poczuciem odrzucenia, takie sytuacje mnie zawsze dystansują maksymalnie...
  3. Candy..... dała bardzo wiele rezultatów naprawdę..... nie wszystko przepracowałam, ale w moim źyciu zaszły ogromne zmiany, więc nie mów mi, że jest inaczej
  4. Krytyki w sowim życiu mi nie brakuje, także oszczędź mi
  5. Ja już teraz dojezdżam, nie stać mnie na to zeby co tydzień dojeżdzac do większego miasta, czau na to też nie mam, mam tu terapie nie chcę z niej zrezygnować
  6. Jestem z małej miejscowości, tu nie ma takiej mozliwości
  7. Moge je od Ciebie wziąć, mi to różnicy nie zrobi
  8. Uciekło mi dzieciństwo, a teraz ucieka młodość..
  9. Jestem z Wrocławia, na forum dopiero zaczynam wszystko powoli ogarniać
  10. To powiedz dlaczego nikt nie jest w stanie mnie pokochać? Czuje się mentalnie jak stara baba.....
  11. Właśnie u nas tych słów nie do wybaczenia było za dużo... nie ma już od nich odwrotu. Może za bardzo chce udawadniać, że nie jestem taka zła...
  12. Nie chce do niego wracać... zależało mi tylko na poukładaniu jakoś naszych relacji. Rozumiesz, to był mój 1 związek, tak naprawdę nie zdążyłam się nawet nim dobrze nacieszyć bo się rozsypał. Ja chyba nie jestem zdolna do zdrowej miłości
  13. Miałam czas, miałam przemyślenia... ale to jest jakby silniejsze, jakby coś na siłę mnie do tego ciągnęło... taki żal, że to skończyło się w taki a nie inny sposób
  14. Wiem, że masz racje tylko co z tego, skora ja ciagle wchodzę w to na nowo...
  15. Hej wszystkim.... Sama nie wiem od czego by tu zacząć, trochę się nazbierało... Może na początek tak....: mam 22 lata właśnie skończyłam studia licencjackie, od 8 miesięcy nie żyje moja mama, zmarła na moich rękach, sama wychowuje 14 letniego brata. Zaraz po śmierci mamy poznałam faceta, w sposób nietypowy - na czacie. Zaczęliśmy ze sobą pisać, potem rozmawiać przez telefon, w końcu po miesiącu spotkaliśmy się. Było cudownie, kwiaty, wino.. rewelacja. On od początku był ze mną szczery i mówił mi, że jest w separacji, nie wiem, jakoś wtedy mi to nie przeszkadzało. Załatwiał rozwód, a my dalej się spotykaliśmy. Wszystko było pięknie ładnie , wspólne weekendy, fakt faktem rzadko bo rzadko, ale z jaką namiętnością. W pewnym momencie jednak zaczęłam się nad tym wszystkim coraz bardziej zastanawiać bo kiedy tylko popadałam w gorszy nastrój, albo zaczynały się problemy to on nagle ,,uciekał", mniej pisał, mniej dzwonił. Jak podejmowałam z nim ten temat, to mówił mi, że go to wszystko przerasta, że on tez ma swoje problemy. Więc ja co? Zamiast wiać jak najdalej, to starałam się go odciążyć, nagle szybko zbierałam się w sobie, żeby nie być dla niego ciężarem, udawałam, że sobie poradziłam, że jest ok, a w środku czułam coraz większą nienawiść do siebie za to jak bardzo jestem beznadziejna, niszczę ten związek itp. Później zauważyłam, że zawsze jest tak, ze kiedy on do mnie przyjeżdża to nie może się obejść bez alkoholu, na początku mi to nie przeszkadzało, ale kiedy on więcej spał niż przebywał ze mną, czułam smutek. Potem to już każde spotkanie było grubo negocjowane, wręcz zmuszałam go do nich, on się bał, że go ktoś zobaczy, że zona się dowie itp. Miałam swoje 5 minut coraz rzadziej. Na miesiąc przed planowanym rozwodem przyjechał do mnie, jak zwykle z alkoholem, pokłóciliśmy się bo wolał pić i oglądać tv niż zająć się mną. Nagle usiadł i powiedział, że już nie wie czego chce, że się wypalił, że nie wie co będzie dalej, co będzie z nami, że jestem dla niego ważna, ale nie może mi zagwarantować związku i wspólnego życia. To był dla mnie cios. Powiedziałam mu, że w takim razie to koniec. On prosił, że nie, że chce żebym była, ale dla mnie to było za mało, nie chciałam być dodatkiem do jego życia. Rozstaliśmy się w kłótni i moich łzach. Potem setki telefonów, smsów, wylanych łez, pretensji, żali. Coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy, padały niechciane słowa, wzajemne oskarżenia. On się rozwiódł, mi powiedział, ze dostał separacje bo bał się, że z zemsty zanim wyrok się uprawomocni powiadomię o ,,nas" jego żonę.. jak to wyszło na jaw wściekłam się. Wielokrotnie próbowałam dojść z nim do porozumienia, ale on mnie ciągle oskarżał, przerzucał winę na mnie, na moje problemy, manipulował mną. Kontakt zrywaliśmy wielokrotnie, ale tylko na jakiś czas... potem były małe chwile porozumienia i jeszcze większa kłótnia... to już 3 miesiące, a trwa do dziś, chociażby wczoraj znowu praliśmy brudy. Zmieniałam już numer tel gg i nic z tego..... Mam świadomość, że to chyba wyniosłam z domu... ojciec alkoholik, bieda, szybko musiałam dorosnąć i zamienić się z rodzicami na rolę, nie pamietam swojego dzieciństwa.. zawsze byłam dorosła:(.. Od 2 lat chodzę na terapie, ale mimo wszystko czuje się taka przytłoczona, ciągle za wszystko winna, niekochana, niepotrzebna wciąż niedoskonałą....Po śmierci mamy weszłam w jeszcze bardziej dorosłe życie, koleżanki się odsunęły, zostałam sama i coraz bardziej gasnę...
×