hej
zaczelo mi sie kilka lat temu, w liceum. Na lekcji polskiego nauczyciel w nawiazaniu do jakiejs mitologi wyjasnial znaczenia poszczegolnych cyfr, pamietam, ze 3 to byla liczba 'boska'. No i cos mi sie ubzduralo i zaczelo sie liczenie czy tez powtarzanie czynnosci, do wielokrotnosci 3.. Wszystko oczywiscie ze swiadomoscia, ze jest to glupie i nielogiczne, ale po prostu nie moglem przestac. Potem sie to jakos wymieszalo ze stresami, matura, egzaminy na studiach i tym podobne. No i zrobil sie z tego przymus powtarzenia czegos, robienia dobrych notatek, jak sie pomylilem w jakims przy pisaniu jakiegos slowa to go poprawialem az wygladalo pieknie :) No i jak to pewnie z kazdym jest w zyciu wraz z wiekiem pojawialy sie coraz wieksze stresy. W kulminacyjnym momencie, kiedy czekalem na cos waznego a bylo to w tym sam czasie co egzamin dyplomowy, balem sie ruszyc i cokolwiek zrobic zeby czegos nie zepsuc co bylo dosyc utrudniajace dla nauki.. Wiele innych rzeczy typu chodzenie okreslona strona ulicy, co druga plytka i tym podobne tez przerabialem :)
Dzisiaj nie jest za mna az tak zle, nie licze, jezdze roznymi drogami :) raczej wszystko przeradza sie w stres, czasami taki mrozacy, ze boje sie cokolwiek robic.
Jakies podpowiedzi jak sie z tego wyrwac?:)