Mam 25 lat i około 4 m-cy temu zachorowałam na agorafobię. Zaczęło się nawet nie wiedziałam kiedy. Byłam po prostu na zakupach i zrobiło mi się słabo, mąż musiał ze mną wyjść ze sklepu, a potem szukaliśmy toalety po całym mieście, bo do tego dopadła mnie biegunka. Myślałam, że to tylko jeden raz, ale jakiś czas później znów jechałam do miasta i tak bardzo się bałam, że znów spotka mnie to samo, że niestety wszystko się powtórzyło:-( Za trzecim razem nie chciałam już jechać i tak się zaczęło. Poszłam do lekarza, powiedział, że to agorafobia. Zapisał mi Afobam ale tylko na miesiąc, bo uzależnia i jeśli mi nie przejdzie, to skieruje do psychiatry. Poczytałam o tym w necie i powiedziałam sobie: Nie! nie będę siedzieć całe życie w domu! Będę z tym walczyć! Moją motywacją była i jest moja córeczka. Nie chciałam, żeby przeze mnie też siedziała w domu. Zaczynałam małymi krokami. Do miasta jeździłam tylko z moim mężem (przy nim czułam się bezpiecznie) i tylko jego skuterem:)Nie wiem dlaczego, ale tak wolałam. Brałam lekarstwo, najpierw trzy, potem dwie i na końcu jedną tabletkę dziennie. Pewnego dnia odważyłam się pojechać do miasta samochodem i z kolegą męża. Bałam się, że narobię sobie wstydu, ale dałam radę!:-) byłam z siebie dumna! A potem wielka próba - piknik rodzinny w zakładzie męża. Bardzo daleko od domu. DAŁAM RADĘ!!! Dlatego teraz tu piszę, aby pokazać, że można to pokonać! Trzeba tylko walczyć od samego początku! Już nie biorę lekarstwa! Cieszę się i chcę prosić wszystkich, którzy cierpią na agorafobię: nie dajcie się tej chorobie, to nawet nie choroba, bo to wszystko siedzi tylko w naszej głowie. Grunt, to nie myśleć o tym, nawet jak gdzieś jesteśmy i poczujemy, że coś się zaczyna, to nie mówić o tym, natychmiast wyrzucić to z głowy! Da się - ja jestem tego przykładem:-) Pozdrawiam Was gorąco! Jeśli ktoś chce o coś zapytać, to bardzo proszę:-)