witam wszystkich.jestem tu pierwszy raz..nie moge juz dluzej wytrzymac musze sie komus wygadac..czuje ze z dnia na dzien moja depresja robi sie coraz wieksza..dobija mnie to ze moje zycie nie wyglada tak jak chcialbym zeby wygladalo..miec prace do ktorej chodzi sie z przyjemnoscia,glod zycia,osobe ktora rozumie cie w pol zdania..tymczasem nie mam nikogo kto potrafilby mnie zrozumiec..wstaje ran"zmeczony" zniechecony i zastanawiam sie czy jest jeszcze jakas szansa ze zaczne byc szczesliwy ze zaczne chciec zyc..draznia mnie ludzie..sa jak wilki..wszystkim o cos chodzi,wszyscy czegos chca..czesto zastanawiam sie czy bog naprawde istnieje..bo jesli spojrzec w historie swiata to jest w niej tyle okrucienstwa,zaklamania, i zla ze zaczynam miec watpliwosci czy ktos naprawde zasluguje na zycie wieczne i raj..a wlasnie jak to jest z ta wiara..jet tyle sprzecznosci -odbieranie sobie zycia podobno jest grzechem a czy chrystus nie powiedzial do judasza ze bedzie z nim siedzial u boku ojca swego?a przeciez on sie powiesil..i nie rozumiem tego calego poswiecenia..jesli chrystus byl bogiem to wiedzial ze po smierci takze nim bedzie..wiec czy to mozna nazwac poswieceniem za cala ludzkosc..?jak mam wierzyc w cos co moze sie okazac tylko kolejna demagogia..kolejnym blefem prowadzacym do sprawowania wladzy i przyjmowania korzysci..jak mozna zabijac innych w imie slowa bozego?pisze o tym bo zawsze staralem sie byc dobrym czlowiekiem..czuje sie okropnie,boje sie ze po smierci nie ma nic wiecej ..nie wychodze z domu bo nieche spotykac tej masy ludzi z falszywym usmieszkiem pytajacych "co u ciebie stary"..nie osiagnalem zbyt wiele i czuje sie upokorzony faktem ze nie mam skonczonych studiow,wlasnego domu,dobrej pracy i wyrobionej pozycji..chcialbym byc niewidzialny..tak naprawde to chialbym zeby moje zycie sie skonczylo..czy ktos ma podobne przemyslenia?moze ktos wie jak mam sobie z tym poradzic?