Skocz do zawartości
Nerwica.com

PK92

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia PK92

  1. Witam, mój pierwszy post tutaj, w sumie nie wiem co mnie nakłoniło by to napisać jakaś chęć podzielnia się z kimś swoimi odczuciami może :). Mam 20 lat i jestem Dorosłym Dzieckiem Schizofreniczki. Cała historia z moją matką zaczęła się gdy miałem 5 lat, dość wcześnie jak na zakończenie jako takiego dzieciństwa. Moja matka popadła w tedy w depresję chodź sądzę że to już była schizofrenia. Przestała interesować się mną i moją 5 lat starszą ode mnie siostrą, wychodziła gdzieś bez uprzedzenia, chodziła po sąsiadach opowiadając jakieś wymyślone w swojej głowie historię. Mój tato nie wiedział co w tedy zrobić nie wracał do domu po pracy moja mama była że tak powiem dość znana na moim osiedlu jako wariatka. Leczyła się u psychiatry, przyjmowała leki. Poprawa nastąpiła dopiero gdy miałem koło 11 lat lecz nie trwała długo. Moja matka stwierdziła że wyzdrowiała i przestała przyjmować leki i chodzić do psychiatry ale wcale tak nie było moja matka zaczęła twierdzić że mój ojciec próbuje zabić/otruć mnie i moją siostrę i po kilku miesiącach nastąpił ten dzień, nawrót choroby z kilkukrotnie większa siłą. Pamiętam doskonale ten dzień niczym było by to wczoraj jeden z niewielu momentów w swoim życiu który pamiętam będąc dzieckiem. W dużym skrócie zniknęła na cały poranek z domu, mój tato obdzwonił jej rodzinę która do ans przyjechała. Popołudniu wróciła do domu matka nie mówiła gdzie była pamiętam że mój tato siedział z nią w kuchni moją babcią (jej matką) i siostrą. Widziałem w tedy po raz pierwszy i ostatni w życiu jak mój tata płacze z bezradności później moja matka tego samego dnia próbowała popełnić samobójstwo, powstrzymując ją ojciec przypadkowo rozdarł jej ubranie i poobcierał ona wybiegła do sąsiadów i prosiła by zadzwonili po policje że mój ojciec próbował zabić ją mnie mnie. Przyjechała policja która wypytywała mnie jak było naprawdę, opowiedziałem dokładnie, przyjechał lekarz i zdecydowali że moją matkę trzeba zabrać do szpitala. Po dwóch dniach moją matkę mój ojciec przywiózł spowrotem do domu gdyż obiecała mu że się poprawi... Powróciła do leczenia i chodzenia do psychiatry, odcięła się zupełnie ode mnie i od mojej siostry, spała całymi dniami albo siedziała w kuchni gapiąc się w ścianę, a gdy już "przebudzała" się to opowiadała znowu swoje historię. Trwało to do momentu aż miałem 17 lat nastąpiła w tedy jakaś mocniejsza poprawa zaczęła jakoś funkcjonować i tak do dziś. Teraz zachowuje się jak duże dziecko, prześladuje mnie ojca i siostrę, notoryczne pytania o wszystko nie wiem czy to sposób próby zbudowania jakieś więzi? Jeżeli tak to w chory sposób. Co do mojej osoby, straciłem całkowicie z nią jakikolwiek kontakt moja matka, jest dla mnie zupełnie teraz obcą osobą nie dążę jej żadnymi pozytywnymi emocjami czasami ją nienawidzę za to co robiła. Obojętny jest mi jej los czasami szantażuje naszą rodzinę że popełni samobójstwo co jest dla nas teraz śmieszne bo i tak tego nie zrobi. Irytuje mnie na każdym kroku, niemal żadnej czynności nie można w domu zrobić bez jej obecności. Przez większość swoje życia musieliśmy kreować całkiem inną rzeczywistość niż była prawda gdyż nie wolno było nam o tym mówić co się dzieje w domu a potem dopiero zrozumiałem że ludzie uznali by nas za rodzinę wariatów gdyby znali prawdę. Gdy przychodzili do mnie znajomi kłamałem na temat matki później w ogóle przestałem ich zapraszać do siebie ale za to doskonale nauczyłem się kłamać o sobie i rodzinie można powiedzieć że stałem się mitomanem. Nadal gdy czuję taką potrzebę potrafię stworzyć takie historię czy kłamstwa że nikt nie podejrzewa że to może być nieprawdą, kłamię pomimo że mógłbym powiedzieć prawdę lecz wolę stworzyć inny obraz tej prawdy. Mam problem z nawiązywaniem kontaktów z dziewczynami/kobietami, gdy tylko któraś koleżanka czy tez znajoma zwróci na mnie bardziej uwagę tworzę w swojej głowie już jakieś historię chcę się do niej zbliżyć pomimo że wiem że to tylko gest tego że ktoś mnie lubi, wiele razy już coś "takiego" przechodziłem a wciąż takie coś się pojawia w mojej głowie i później tylko "cierpię", szukam też akceptacji u płci przeciwnej, boje się że w jakikolwiek skrzywdzę jakąś dziewczynę i popadnie w jakąś depresję i skończy jak moja matka i to będzie przeze mnie , bardzo rzadko mówię im to o czym myślę przez to. Pomimo że mam grono kolegów i koleżanek czuje się niesamowicie samotny, nie potrafię powiedzieć komuś w oczy co mnie dręczy zawsze jestem zadowolony i szczęśliwy a w środku odczuwam pustkę, brak jakichkolwiek emocji typu zadowolnie zawszę potrafię znaleźć jakieś wady w różnych sytuacjach. Do czasu szkoły średniej niemal nigdzie nie wychodziłem dopiero gdy zmieniłem towarzystwo staram się to zmienić, zacząłem chodzi na imprezy, do klubów, odwiedzać znajomych czy po prostu wychodzić do ludzi. Wyjście z domu pozwala mi poczuć w pewnym rodzaju ulgę że nie muszę przebywać chociaż przez jakiś czas z moją matką. Mam nerwicę natręctw, wykonuje po kilka razy różne czynności typu sprawdzanie czy aby na pewno zakręciłem wodę czy też czy zamknąłem dom. Myję też wiele razy na dzień dłonie, zawsze niczym coś zjem, muszę je umyć 3 razy pod rząd. O dziwo gdy jestem poza domem nie odczuwam takiej potrzeby, nie przeszkadza mi że jem brudnymi dłońmi w tedy. Dostaje co roku opieprz od ojca za rachunki za wodę przez to i wcale mu się nie dziwię. Odkąd zachorowała moja matka dość szybko też musiałem urosnąć, zacząć sam zajmować się sobą. Od prozaicznych czynności typu nauka czytania czy nauka jazdy na rowerze do czynności typu nauczenie się gotować w wieku 10 lat. Dopiero później ojciec zrozumiał że trzeba się zacząć zajmować dziećmi. Sam nie leczę się nigdzie z związku z natręctwami, nie chodziłem nigdy na żadne terapię, nie chce być uznany za "wariata", nikomu też do tej pory tego nie mówiłem nie chcę by ktoś uznał mnie za psychiczną osobę. Piszę tutaj bo uznałem że ludzie stąd zrozumieją co odczuwam bo też przez to przechodzą/przechodzili. Ciekawe czy będzie się komuś chciało tyle czytać :), zastanawia mnie też czy prowadzenie ze sobą monologów na swój temat to normalne u takich osób czy już choroba? Pozdrawiam.
×