Skocz do zawartości
Nerwica.com

GreenHeart

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez GreenHeart

  1. Zastanawiam się w jaki sposób ma być to odrzucana część mnie? Moim zdaniem jest to autoagresja. Wiem, że te myśli sprawiają mi ból więc im bardziej cierpię tym bardziej mnie atakują. Najlepsze jest to, że wszystko było w porządku od dłuższego czasu - przeczytałem na tym forum, że te myśli to objawy obsesji kontrastowej i wpadłem w totalną panikę. Mija drugi dzień, siedzę w pracy ale nie mogę skupić myśli. Nawracam do tego, że jestem czubkiem, że zrobię coś żonie, straszne. Żona się o mnie martwi próbuje wspierać. Każe mi się uspokoić, powtarza, że sam się napędzam, że sam generuje takie myślenie i ... mija. Zostaje sam znów zaczynam się nakręcać i wpadam w panikę. Idę po skierowanie do psychologa - chcę podjąć leczenie, pozbyć się tego bo dotychczas po względnej poprawie olewałem problem jakby go nie było mimo, że siedział cały czas "pod spodem" i dobrze o tym wiedziałem. Co do tabletek - również sądzę, że to nie jest wyjście i bez psychoterapii nie ma mowy, jakkolwiek wydaje mi się, że mogą wspierać, pomagać. Skoro autorytety z tej dziedziny twierdzą, że połączenie farmakoterapii i psychoterapii pomoże to chyba mają rację? Najbardziej żałuję, że kiedy był czas nie poszedłem na psychoterapię bo do teraz wszystko się tak nawarstwiło, że jest jak jest, Pytanie - znacie KOGOKOLWIEK kto wyszedł z tego? Pozbył się tych myśli i zaczął żyć normalnie?! Ja chcę mieć dzieci, normalną rodzinę, być dla nich wsparciem a nie obciążeniem. Generalnie moja samoocena - dno. pozdrawiam
  2. U mnie działa to raczej tak - pojawia się myśl, myśl jest zła, jak ja mogę tak myśleć?, ta myśl jest straszna powoduje moje cierpienie, jestem chory, jestem chory psychicznie, panika. Nie wyobrażam sobie dać tej myśli "wygadać się". Mam świadomość, że to są moje mysli czyli pochodza ode mnie a więc z mojego wnętrza, więc to ja mam złe zamiary (mimo, że ich nie mam). Jak sądzisz pomoc psychiatry/psychologa jest konieczna czy bardzo konieczna?:) Dodam, że jakieś pół roku temu przestałem brać sertagen. Jutro do niego wracam. W momencie kiedy ułożę sobie myśli - przecież nie jestem wariatem, przecież nic mi nie jest uspokajam się i wracam do normy. W momencie kiedy pomyślę - przecież masz takie mysli, przecież chorowałeś na nerwice lekowa, nie podjąłeś psychoterapii, to wszystko siedzi w Tobie, jakoś to poukładałes ale nie funkcjonujesz jak zdrowy człowiek, wpadam w panikę i jest masakra.
  3. Myśli o takiej myśli to olbrzymi strach, że coś takiego w ogóle przychodzi mi do głowy. Straszne poczucie winy, że w ogóle mogę coś takiego pomyśleć. Te myśli nie są szczególnie intensywne ale pojawiają się. -- 05 cze 2012, 16:32 -- Nie do końca rozumiem co masz na myśli. Mój problem to poczucie, że jest ze mną coś nie tak (psychicznie) i nie wiem jak to nazwać - strach przed tym. Wściekłość? Może za duże słowo. Wiem, że nic mi nie jest ale ciągle się przejmuję swoim tętnem, itd. Odczuwam żal że mi się to przytrafiło- inni nie przejmują się takimi rzeczami, żyją na luzie z dnia na dzień a ja ciągle stresuje się swoim zdrowiem. -- 05 cze 2012, 16:52 -- 1. Mam "obsesję" na punkcie swojego zdrowia. Pojawiło się u mnie przekonanie, że jestem chory na serce (po epizodzie z marihuaną). Wiem, że nie jestem. Właściwie żyję normalnie ale podczas złego samopoczucia (grypa, zmęczenie, kac) badam tętno, stresuje się, wpadam wręcz w panikę (nie zawsze ale zdarza się). 2. Jestem ciągle zestresowany, nie potrafię się wyluzować 3. Mam lęk przed chorobą psychiczną - poczucie że jestem chory psychicznie 4. Dopiero dzisiaj "dopasowałem", czytając wasze forum, pojawiające się znikąd myśli o zrobieniu komuś bliskiemu krzywdy. Nie słyszę głosów, są to moje własne myśli ale totalnie absurdalne, sprzeczne z tym co czuję do tej osoby, wywołujące olbrzymie poczucie winy.
  4. Witam, W końcu zmusiłem się żeby opisać swój problem. Od ok. 8 lat borykam się z hmm.. stanami lękowymi - tak to było pierwotnie zdiagnozowane. Więc tak - mając 15-18 lat paliłem spore ilości marihuany. Pewnego razu po zapaleniu dostałem tachycardii (przyspieszone tętno) i trafiłem na pogotowie. Dali mi leki i przeszło. To był ostatni raz kiedy zapaliłem marihuanę. Rodzicom przekazali, że jestem prawdopodobnie ćpunem (poniekąd mieli rację). Ponieważ mój ojciec chorował na serce, wiecznie się źle czuł (dzisiaj już nie żyje - zmarł na serce) byłem mocno przeczulony na tym punkcie. Wmówiłem sobie, że mam to serce chore. Po jakimś czasie sam się tak napędziłem, że trafiłem z tachycardią do szpitala. Trzymali mnie tydzień, założyli holter, stwierdzili, że jestem zdrowy i to co się dzieje ma podłoże nerwowe. Zapisali mi afobam i polecili kontakt z psychologiem. Oczywiście nie chciałem się zgodzić bo "nie jestem wariatem". Po Afobamie czułem się fatalnie, więc poszedłem z matką do znajomego lekarza rodzinnego. Matka przekonywała go, że ta moja przeczulica na temat swojego zdrowia (ja oczywiście cały czas "miałem chore serce" i nie wierzyłem żadnym diagnozom) wynika ze śmierci babci. Dodam, że te dwie moje "szpitalne" sytuacje były dla mnie taką traumą, że bałem się wychodzić z domu. Masakra. Lekarz zapisał mi prozac. Po jakimś czasie przeszło i był względny spokój. Minęły ok 2 lata bez żadnych leków przeplatane ciągłymi wizytami u lekarza z coraz to różniejszymi dolegliwościami. Zdarzyło mi się w tłumie dostać ataku paniki. Myślałem, że umieram. Pojechałem do szpitala - dali leki uspokajające - i tyle. Po jednym z ataków lekarz na pogotowiu skierował mnie do szpitala na oddział psychosomatyczny. Tam rozpoznali stany lękowe z agorafobią. Zapisali Seroxat. Po nim miewałem myśli samobójcze więc mi go zdjęli. Zamieniono na prozac. Pojawiły się u mnie dodatkowe skurcze nadkomorowe, które tyko przeświadczyły mnie o istnieniu choroby serca. Oczywiście każdy kardiolog je bagatelizował (i pewnie słusznie bo nie są groźne). Pojawiało się u mnie przeświadczenie, że skoro tak robię jestem chory psychicznie. Zaczęły pojawiać się myśli o zrobieniu komuś krzywdy. Masakra. Nie wiedziałem skąd to się bierze bo absolutnie nie byłbym zdolny do czegokolwiek takiego. Najpierw myśli o zrobieniu krzywdy współlokatorowi na studiach, później rodzicom. Potem długi czas nie pojawiały się, właściwie o tym zapomniałem i niedawno wróciły. Do tego "niedawno" funkcjonowałem względnie normalnie. Oczywiście cały czas było przeświadczenie podświadome, że może z tym sercem coś jednak jest. Ostatnio wróciły skurcze i pojawiły się myśli o zrobieniu krzywdy żonie (ożeniłem się). Wiem, że to moje idiotyczne myślenie ale boję się tego. Skąd to się bierze... Strasznie ją kocham i mam okrutne wyrzuty sumienia. Boję się, że to nerwica natręctw. Nie mam siły na faszerowanie znów psychotropami. Doskonale zdaję sobie sprawę, że potrzebna jest mi psychoterapia. Jestem pewien, że po prostu sam wszystko w swojej głowie tak zakręciłem, że pojawiły się konflikty, które spowodowały taki stan. Wydaje mi się, że psychoterapia, może hipnoza - to by pozwoliło mi wszystko sobie poukładać. Przed tym epizodem z tachycardią i traumą, którą przeżyłem byłem całkiem normalnym nastolatkiem. Po tym wszystko się zmieniło. Przepraszam za chaotyczność tego posta. Pisałem szybko i starałem się jak najlepiej przekazać wam to co odczuwam. Dodam jeszcze, że w okresie agorafobii rzeczywiście bałem się wychodzić wręcz z domu, teraz pracuję, mam żonę, dom, kota;) Funkcjonuję względnie normalnie poza ciągłym stresem związanym ze swoim zdrowiem. W momencie kiedy czuje się psychicznie fatalnie najczęściej pojawiają się właśnie te myśli. pozdrawiam -- 05 cze 2012, 15:41 -- Dodam jeszcze tylko, że dzisiaj wpadłem na to forum, objawy obsesji kontrastowej idealnie pasują, więc jestem załamany, że ją pewnie mam. To już poziom wyżej niż przeczulica na temat własnego zdrowia. Boję się, że teraz kiedy "już to wiem" te myśli będa się nasilać
  5. GreenHeart

    [Gniezno] i okolice

    Też jestem z Gniezna- odkopuję!
×