witajcie, od ponad 4 lat walczę zaburzeniami depresyjnymi. Mam 36 lat, do momentu podjęcia błędnej decyzji zawodowej wynikającej z mej naiwności i ufności w stosunku do ludzi byłam optymistką, szczęśliwą mamą i żoną. To ja byłam tą wspierająca innych i zawsze widziałam" światełko w tunelu".
5 lat temu zajełam się prowadzeniem firmy- od tego momentu, tej jednej błędnej decyzji moje życie zeszło na niewłaściwe tory, a słońce po mału przestawało świecic.
Zawsze marzyłam by pracowac przy domu, mieć dzięki temu częstszy kontakt z dzieciakami i umiejętnie pożytkować swój czas.
Kupiłam społkę z rzekomo niewielką stratą od ludzi,których wczesniej znalam(prawnicy) za przysłowiowy grosz i pracowałam w branzy w której zawsze się sprawdzalam- pośrednictwo w transporcie. Niestety... po tym jak okazalo się, że spzredano mi firmę z ukrytm długiem, a ja nie mam dość pieniędzy na walkę w sądzie i udowodnienie całej sprawy- załamałam się kompletnie. Po pierwszej wizycie u psychiatry i wypluciu z siebie wszystkiego - strachu,niemocy,groźby odpowiedzialności za firmę zaczełam brać fluoksetynę. Po jakimś czasie otrzepałam się i zdeydowalam, że po prostu muszę to ciągnąć dalej i odrabiać straty-gdyż w świetle prawa nie mam specjalnie innego wyjścia- zgodnie z przepisami to ja jestem odpowiedzialna za jej zobowiązania itp. Nie pomogli prawnicy, stwierdzilam, ze sama musze się ratowac.
Pracowalam tak 2 lata cały czas w napięciu, ze cos pójdzie nie tak,posiłkowalam się wspomnianą fluoksetyną.
Po jakimś czasie pojawiły się dalsze problemy finansowe, lekarstwo coraz mniej pomagalo pomimo zwiększonej dawki- zmienilam lekarza.
Zaczełam brać eliceę, mirzaten, żyłam dalej- z dnia na dzień, każdego dnia budziłam się ze strachem o jutro. Starałam się by nikt nie wiedział o moich problemach: rodzice-no bo po co ich denerwować( choć się domyślali, ze coś jest ze mną nie tak), mąż- bałam się powiedziec mu ow szystkich i bardzo miarkowałam to co mu przekazuję- by sam się nie nabawił przeze mnie choroby na tle nerwowym. Dzieciaki oczywiscie nic nie wiedzialy.
Przełom nastąpił, gdy posluchalam się czyjejś niemądrej rady- wzielam kredyt na ratowanie firmy i tylko jeszcze bardziej nas pogrązylam. Gdybym mogla oddalabym wszystko byle zamknąc firmę, bo nie dawalam sobie sama rady-pracowalam bardzo intensywnie, a w wolnym czasie zamiast spędzac czas z rodziną żyłam w mroku strachu i własnych myśli.
Kiedy w tym wszystkim mój tata cięzko zachorował i zmarł mnie zrobilo się po prostu wszystko jedno.
Kładłam się do łózka i marzyłam, by się nie obudzić i znaleźć tam gdzie on.
Nigdy nie myślałam o samobójstwie,ale po cichu marzyłam, ze po prostu jakoś zniknę. Wtedy nachodziły mnie myśli- dzieci! nie mogę się poddac ,muszę wlaczyć o siebie.Niestety jest gorzej- sprzedalam w koncu firmę, ale okozało się, że źle postąpiłam.Osoba ta nie dokonala płatnosci, kredyt zapadł i teraz ja jestem odpowiedzialna za wszystkie zobowiązania spólki, bo ja byłam osobą decyzyjną -prezesem w okresie powstania zobowiązań. Dostaję wezwania na policję, do sądu, bank jest w trakcie wystawiania tytłu egzekucyjnego przeciwko mnie.Nie mam już sił by z tym walczyć. Nie wiem co robić dalej. Chodzę nadal do psychiatry,obenie ejstem na zwolnieniu lekarskim. Pracodawca zalega z moim wynagrodzeniem od kwietnia, długi urosły. W tym wszystkim: mąż, dzieci- przeze mnie mają kłopoty, a ja nie jestem w stanie nic zrobić. Siedzę w domu i staram się zajmować domem, czytam,ale lęk i strach nie dają mi spać, nie dają mi jeść. Każda wizyta listonosza okupiona jest lękiem, ze to kolejne wezwanie, że przyjedzie ktoś z firmy windykacyjnej. Rozpadam się. Pomóżcie