Skocz do zawartości
Nerwica.com

marrgot

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez marrgot

  1. Kiedyś miałam wsparcie u taty, sam kiedyś chciał się z mamą rozstać( raz ją nawet zdradził, bo miał już dosyć). Po tej kłótni jednak mama cały czas nastawia wszystkich przeciwko mnie. Od paru dni nie rozmawiałyśmy, bratu mówiła przez telefon, że w ogóle nie można się do mnie odezwać bo zaraz krzyczę. A nie odezwała się ani razu. Zrobiła to dopiero dzisiaj, w formie pretensji. Kupiła mi karnet na siłownie, to była jej pomoc na moje stany depresyjne. Miał być promocyjny, bardzo tani. Nie prosiłam o niego. Byłam kilka razy na ćwiczeniach, ale jak zażywałam pierwsze antydepresanty, ćwiczenie było trudne. Potem walczyłam ze sobą, aby zaliczyć sesję i całymi dniami kończyłam jakieś zaległe sprawozdania. Potem wyszła sprawa z zagrożeniem oderwania siatkówki, więc też nie chodziłam ze względu na to. A dziś słyszę, że to wszystko moja wina, że ona tak dużo musiała zapłacić za karnet. Pierwsze słowa po 5 dniach nie rozmawiania. Taty nie rozumiem, w dodatku w domu jest taka sztuczna atmosfera. Mama stara się być miła dla taty i cały czas gada o bracie, jaki to on nie wspaniały. Został mi jeszcze rok studiów i nie mogę się uniezależnić. Poza tym czuję się teraz jak śmieć, moja siła psychiczna jest zerowa. Wiem, że jeśli kiedykolwiek mam wygrać walkę o siebie to właśnie teraz, ale jest to cholernie trudne. Próbuję wychodzić do ludzi ale moja nieśmiałość osiąnęła teraz maksimum - jak inni mają się ze mną db czuć, skoro ja sama mam ochotę siebie zniszczyć? Brat jest za granicą, na początku mnie rozumiał, ale teraz twierdzi, ze sobie wymyslam. Nikt nie jest przeciwko mnie, tylko ja mam spaczone spojrzenie na rzeczywistość. Może tak jest, nie wiem. Po prostu nigdy nie czułam sie kochana przez mamę. Nawet gdy mnie przytulała, wytrzymywała tylko sekundę po czym stwierdzała "dość" i odpychała. Kiedy czesała włosy to strasznie mocno szarpała. Kiedy myła mi włosy jako dziecku, potwornie bolała mnie głowa bo wbijała mi w nią swoje łokcie, bo tak było wygodniej. Troszczyła się o moje zdrowie i o kwestie materialne, ale ja i tak czuję się zerem. Jeszcze jedno. Zawsze byłam "córeczką tatusia" i mama też wciąż sprawiała, że czułam się z tego powodu winna. Sama podzieliła dom na dwie grupy ona-brat i ja-tata. Kiedy klociła sie z tata robiła to tak głosno zebym ja slyszala a gdy ze mna, aby slyszal tata. Uzywala mnie w kłótniach jako argumentu - "nawet Twoja kochana córeczka uważa tak jak ja". Mama jest DDA. Nigdy się z tego powodu nie leczyła, zawsze uważała że jest silna i poradziła sobie sama. Ja mam wrażenie, że przez całe życie wyładowywała się na innych. I to nie dla nieznajomych, bo dla nich jest aniołem, ale na rodzinie. Nie wiem po co to wszystko... Po co żyję? Czuję się jak śmieć. -- 13 lip 2012, 09:32 -- Gods Top 10, faktycznie tak jest! CzłowiekWMasce, zapisałam się też na terapię indywidualną. Rodzice mnie odwodzili od tego pomysłu (jestem zdrowa, wymyślam sobie), ale czuję, że jest we mnie pare spraw do uporządkowania. Ja też sądzę, że decydowanie za kogoś w każdym aspekcie nie jest w porządku, zauważyłam, że mam też straszne problemy z samodzielnym podejmowaniem decyzji. Często bardziej bazuje na zdaniu innych niż swoim. Po zerwaniu jednak coś we mnie pękło i chcę walczyć o siebie. Sorry, że się tak rozpisuję, ale ewidentnie muszę się wygadać Nie rozmawiam z nikim od paru dni.
  2. Kiedyś miałam wsparcie u taty, sam kiedyś chciał się z mamą rozstać( raz ją nawet zdradził, bo miał już dosyć). Po tej kłótni jednak mama cały czas nastawia wszystkich przeciwko mnie. Od paru dni nie rozmawiałyśmy, bratu mówiła przez telefon, że w ogóle nie można się do mnie odezwać bo zaraz krzyczę. A nie odezwała się ani razu. Zrobiła to dopiero dzisiaj, w formie pretensji. Kupiła mi karnet na siłownie, to była jej pomoc na moje stany depresyjne. Miał być promocyjny, bardzo tani. Nie prosiłam o niego. Byłam kilka razy na ćwiczeniach, ale jak zażywałam pierwsze antydepresanty, ćwiczenie było trudne. Potem walczyłam ze sobą, aby zaliczyć sesję i całymi dniami kończyłam jakieś zaległe sprawozdania. Potem wyszła sprawa z zagrożeniem oderwania siatkówki, więc też nie chodziłam ze względu na to. A dziś słyszę, że to wszystko moja wina, że ona tak dużo musiała zapłacić za karnet. Pierwsze słowa po 5 dniach nie rozmawiania. Taty nie rozumiem, w dodatku w domu jest taka sztuczna atmosfera. Mama stara się być miła dla taty i cały czas gada o bracie, jaki to on nie wspaniały. Został mi jeszcze rok studiów i nie mogę się uniezależnić. Poza tym czuję się teraz jak śmieć, moja siła psychiczna jest zerowa. Wiem, że jeśli kiedykolwiek mam wygrać walkę o siebie to właśnie teraz, ale jest to cholernie trudne. Próbuję wychodzić do ludzi ale moja nieśmiałość osiąnęła teraz maksimum - jak inni mają się ze mną db czuć, skoro ja sama mam ochotę siebie zniszczyć? Brat jest za granicą, na początku mnie rozumiał, ale teraz twierdzi, ze sobie wymyslam. Nikt nie jest przeciwko mnie, tylko ja mam spaczone spojrzenie na rzeczywistość. Może tak jest, nie wiem. Po prostu nigdy nie czułam sie kochana przez mamę. Nawet gdy mnie przytulała, wytrzymywała tylko sekundę po czym stwierdzała "dość" i odpychała. Kiedy czesała włosy to strasznie mocno szarpała. Kiedy myła mi włosy jako dziecku, potwornie bolała mnie głowa bo wbijała mi w nią swoje łokcie, bo tak było wygodniej. Troszczyła się o moje zdrowie i o kwestie materialne, ale ja i tak czuję się zerem. Jeszcze jedno. Zawsze byłam "córeczką tatusia" i mama też wciąż sprawiała, że czułam się z tego powodu winna. Sama podzieliła dom na dwie grupy ona-brat i ja-tata. Kiedy klociła sie z tata robiła to tak głosno zebym ja slyszala a gdy ze mna, aby slyszal tata. Uzywala mnie w kłótniach jako argumentu - "nawet Twoja kochana córeczka uważa tak jak ja". Mama jest DDA. Nigdy się z tego powodu nie leczyła, zawsze uważała że jest silna i poradziła sobie sama. Ja mam wrażenie, że przez całe życie wyładowywała się na innych. I to nie dla nieznajomych, bo dla nich jest aniołem, ale na rodzinie. Nie wiem po co to wszystko... Po co żyję? Czuję się jak śmieć. -- 13 lip 2012, 09:32 -- Gods Top 10, faktycznie tak jest! CzłowiekWMasce, zapisałam się też na terapię indywidualną. Rodzice mnie odwodzili od tego pomysłu (jestem zdrowa, wymyślam sobie), ale czuję, że jest we mnie pare spraw do uporządkowania. Ja też sądzę, że decydowanie za kogoś w każdym aspekcie nie jest w porządku, zauważyłam, że mam też straszne problemy z samodzielnym podejmowaniem decyzji. Często bardziej bazuje na zdaniu innych niż swoim. Po zerwaniu jednak coś we mnie pękło i chcę walczyć o siebie. Sorry, że się tak rozpisuję, ale ewidentnie muszę się wygadać Nie rozmawiam z nikim od paru dni.
  3. Zerwałam miesiąc temu z chłopakiem. Było to trudne, bo choć chciał być ze mną, ciągle robił coś co mnie raniło. Wkońcu nie wytrzymałam, płakałam codziennie, on zobojętniał i się rozstaliśmy. Moja mam początkowo mnie w ogóle nie rozumiała, twierdziła, że sobie wymyślam, że powinnam żyć dalej i się nie zamartwiać tym co robił mój chłopak. Ja jednak nie potrafiłam, to zżerało moje poczucie wartości. Wkońcu doprowadziłam się do tego, że nie mogłam powstrzymać płaczu na zajęciach, a na kontakt z chłopakiem reagowałam histerią. Czułam, że nie mam się do kogo zwrócić, w końcu udałam się do psychiatry. Rozpoznał u mnie depresję i zaburzenia osobowości, dostałam leki. Gdy wrócilam do domu, rodzice byli niezadowoleni, że wynajduję sobie choroby. Mama zmieniła zdanie i twierdziła teraz że mój byly był psychopatą i to on doprowadził mnie do tego stanu. Twierdziła, że powinnam się wziąć w garść i żyć normalnie, że wszystko ze mną w porządku. Męczyla mnie, że nie powinnam leżeć w łóżku, ale żyć. Ja jednak nie potrafiłam. Ostatnio bardzo się pokłóciłam z mamą. Byłyśmy na zakupach, w ogóle nie szanowała mojego zdania, była nie zadowolona gdy mówiłam, że jakiś zaproponowany przez nią ciuch mi się nie podoba. Powiedziala, że szukam sobie butów jak dla dziwki (normalne, eleganckie buty na obsasie, które mialam ubrać na uroczystość). A na koniec z uśmiechem dogadała mi w sposób który mnie naprawdę zabolał (wmieszała w to mojego chlopaka i moją osobę). Uderzyła w mój czuły punkt i chyba o tym wiedziała. W drodze powrotnej klóciłyśmy się, powiedziała mi, że ma już dość moich problemów. W domu obracała przeciwko mnie mojego tatę a na koniec kazała iść do swojego pokoju. Potem jeszcze weszła do pokoju, gdzie płakałam i obrzucila wyzwiskami - bałaganiara, że wchodzenie do łóżka w ciuchach to już szczyt szczytów, że jestem nienormalna i powinnam wziąć się w garść, posprzątać a wtedy czułabym się lepiej. Wykrzyczałam jej, że nie chce jej widzieć. Nie odzywam się już do niej od paru dni. Tata jest pod jej wpływem, zaczyna dziwnie się do mnie odzywać, jak nie on. Mówi, że pokój kobiety nie może tak wyglądać, a jak pokazałam mu buty to stwierdzil, że dla kobiety najlepsze są buty subtelne w paseczki. Jakbym słyszała mamę. Zadzwoniłam do brata, chcialam wyprowadzić się do jego pustego mieszkania. Na początku chciał mi pomoc, ale potem rozmawiał z rodzicami i stwierdził, że jestem masochistką, lubię cierpieć i sama wpędzam się w te stany. Że związek z chłopakiem się już skończył i normalni ludzie żyją dalej. Stanął po stronie rodziców i w ogole nie chciał mnie sluchać. Ja mam już dość, nie wiem kto ma rację, czy ja widzę w każdym czlowieku wroga czy faktycznie nie zachowują się w porządku. Nie poradzę sobie z tym wszystkim, wszystko mi już totalnie zobojętniało. Chcę umrzeć. Bardzo...
  4. Zerwałam miesiąc temu z chłopakiem. Było to trudne, bo choć chciał być ze mną, ciągle robił coś co mnie raniło. Wkońcu nie wytrzymałam, płakałam codziennie, on zobojętniał i się rozstaliśmy. Moja mam początkowo mnie w ogóle nie rozumiała, twierdziła, że sobie wymyślam, że powinnam żyć dalej i się nie zamartwiać tym co robił mój chłopak. Ja jednak nie potrafiłam, to zżerało moje poczucie wartości. Wkońcu doprowadziłam się do tego, że nie mogłam powstrzymać płaczu na zajęciach, a na kontakt z chłopakiem reagowałam histerią. Czułam, że nie mam się do kogo zwrócić, w końcu udałam się do psychiatry. Rozpoznał u mnie depresję i zaburzenia osobowości, dostałam leki. Gdy wrócilam do domu, rodzice byli niezadowoleni, że wynajduję sobie choroby. Mama zmieniła zdanie i twierdziła teraz że mój byly był psychopatą i to on doprowadził mnie do tego stanu. Twierdziła, że powinnam się wziąć w garść i żyć normalnie, że wszystko ze mną w porządku. Męczyla mnie, że nie powinnam leżeć w łóżku, ale żyć. Ja jednak nie potrafiłam. Ostatnio bardzo się pokłóciłam z mamą. Byłyśmy na zakupach, w ogóle nie szanowała mojego zdania, była nie zadowolona gdy mówiłam, że jakiś zaproponowany przez nią ciuch mi się nie podoba. Powiedziala, że szukam sobie butów jak dla dziwki (normalne, eleganckie buty na obsasie, które mialam ubrać na uroczystość). A na koniec z uśmiechem dogadała mi w sposób który mnie naprawdę zabolał (wmieszała w to mojego chlopaka i moją osobę). Uderzyła w mój czuły punkt i chyba o tym wiedziała. W drodze powrotnej klóciłyśmy się, powiedziała mi, że ma już dość moich problemów. W domu obracała przeciwko mnie mojego tatę a na koniec kazała iść do swojego pokoju. Potem jeszcze weszła do pokoju, gdzie płakałam i obrzucila wyzwiskami - bałaganiara, że wchodzenie do łóżka w ciuchach to już szczyt szczytów, że jestem nienormalna i powinnam wziąć się w garść, posprzątać a wtedy czułabym się lepiej. Wykrzyczałam jej, że nie chce jej widzieć. Nie odzywam się już do niej od paru dni. Tata jest pod jej wpływem, zaczyna dziwnie się do mnie odzywać, jak nie on. Mówi, że pokój kobiety nie może tak wyglądać, a jak pokazałam mu buty to stwierdzil, że dla kobiety najlepsze są buty subtelne w paseczki. Jakbym słyszała mamę. Zadzwoniłam do brata, chcialam wyprowadzić się do jego pustego mieszkania. Na początku chciał mi pomoc, ale potem rozmawiał z rodzicami i stwierdził, że jestem masochistką, lubię cierpieć i sama wpędzam się w te stany. Że związek z chłopakiem się już skończył i normalni ludzie żyją dalej. Stanął po stronie rodziców i w ogole nie chciał mnie sluchać. Ja mam już dość, nie wiem kto ma rację, czy ja widzę w każdym czlowieku wroga czy faktycznie nie zachowują się w porządku. Nie poradzę sobie z tym wszystkim, wszystko mi już totalnie zobojętniało. Chcę umrzeć. Bardzo...
  5. Witajcie, Ostatnie dwa miesiące były dla mnie potwornie ciężkie psychicznie. Mój związek zakończył się w dziwny sposób... Miałam bardzo opiekuńczego ciepłego partnera, zawsze był przy mnie gdy go potrzebowałam i mnie wspierał. Miewał jednakże okresy obniżonego nastroju i samooceny. Często porównywał się do mne i jak kiedyś przyznał, na początku związku czuł się gorszy. Nasz związek należał do burzliwych, ale było w nim sporo ciepłych uczuć. Na początku związku partner zrobił coś, co sprawiło że straciłam do niego zaufanie i ciężko było mi go odbudować. W końcu stało się coś, co sprawiło, że uderzył w moją godność, zniszczył moją samoocenę. Czułam się totalnym śmieciem. Myślę, że część osób przeszłaby z tym co się stało do porządku dziennego (choć byłoby to bardzo trudne), ale ja nie mogłam. Walczyłam ze sobą i próbowałam zrobić wszystko by uratować związek. Doprowadziłam się tym do stanów depresyjnych. Obecnie, gdy tylko kontaktuje się z partnerem dostaję ataków - duszności, płaczu i jestem niezdolna do robienia czegokolwiek już do końca dnia. Każdy kontakt kończy się tym, że czuję się winna, śmieciem - nie wiem dlaczego. Jestem pewna, że on nie doprowadził mnie do tego stanu celowo - sam tego nie rozumiał i cierpiał (choć teraz chyba już wyszedł na prostą). Przy okazji wizyty u psychiatry dowiedziałam się, że cierpię za zab. osobowości i że te zachowania (ataki płaczu) mogą być przejawem mechanizmów obronnych przed partnerem (podświadomie czuję, że coś z nim jest nie tak). Obecnie próbuje dojść do siebie po zerwaniu kontaktu z byłym. Zaczęłam myśleć, że byłam z nim nie z miłości, ale dlatego że potrzebowałam opieki, czułości. Dochodzę do tego dopiero teraz, wcześniej zdecydowanie twierdziłam, że go bardzo mocno kocham. Ciężko jest mi też wrócić do życia. Przez rok studiowałam dwa kierunki i moje życie kręciło się wokół studiów i huśtawki emocjonalnej w związku - zrobiłam sobie takie własne więzienie. Depresja zaczęła się przed sesją, musiałam przełożyć jedną z sesji na wrzesień, nie mogę się uczyć. Po pierwszej wizycie u psych zauważyłam coś niepokojącego - partner wydawał się czuć przy mnie dowartościowany, lepszy (choć całkowicie nieświadomie). Zniszczył mnie. Martwią mnie zaburzenia osobowości, czuję się dziwnie, nigdy nie przypuszczałam, że jest ze mną aż tak źle. Nie wiem co będzie dalej, jak wrócić do życia. Wszystko się zawaliło. Jako, że mam osobowość unikającą, bardzo trudno przychodzi mi nawiązywanie kontaktów z innymi ludźmi. Czuję pustkę i bezradność, brakuje mi kogoś, kto powie, że dam radę.
  6. Candy masz rację ... Jednego dnia jest OK, potrafię wszystko sobie racjonalnie wytłumaczyć, kolejnego - znowu się załamuję (z tych samych powodów, które już rozpracowałam na 10 stronę!). Byłam już nawet u seksuologa. Nie wiem co robić, nie panuję nad emocjami. Męczę się z tym i męczę jego... Nie chcę tego spieprzyć, oboje się kochamy. -- 03 cze 2012, 15:48 -- Dowiedziałam się ostatnio, że gdyby nauczycielka z gimnazjum mojego chłopaka miała zdjęcia na fb, to masturbowałby się i do niej... Nie chodzi o to, że ja podejrzewam, że on może żywić jakieś uczucia do innych, ale mam wrażenie, że jego seksualność nie jest w ogóle zogniskowana na mnie. Jest w związku, ale stosunek ze mną jest tylko 1 zestawem w całym repertuarze. Czuje się okropnie. Robiliśmy to po raz kolejny i po wszystkim czuję się totalnie zniszczona psychicznie. Czuję, że zdecydowałam się na 1 szy raz wierząc, że coś się zmieni, że dam mu to czego potrzebuje i sama przestanę mieć problemy. Nawet w dzień 1go razu rozpłakałam się nagle i po godzinie uspokoiłam, potem to zrobiliśmy. Ogólnie nie zmieniło się nic, poza tym, że czuję się teraz jak śmieć. Starałam się spełnić jego fantazje ubraniowe i ubierałam się prowokacyjnie. W czasie stosunku, ważne było dla mnie tylko to, żeby on był usatysfakcjonowany. Czuję się teraz, jakbym zrobiła coś wbrew sobie, nie jestem w stanie tego powtórzyć - ubrać tych okropnych ciuchów i współżyć. Nie żałuję, że z nim to zrobiłam, bo jest dla mnie ważny, ale teraz czuję, że nie dam rady tego ciągnąć. Jednocześnie, gdy słyszę jego głos w słuchawce wiem, że nie zniosę rozstania. Zależy mi na nim, ten związek poza dwoma ważnymi kamieniami milowymi (tym i jeszcze 1) był bardzo udany. Całymi dniami płaczę, nie wiem czego chcę - czy być z nim czy się z nim rozstać. Żadnej opcji nie jestem w stanie wykonać. Postanowiłam zapisać się na terapię - ale to dopiero najwcześniej za miesiąc... -- 03 cze 2012, 15:50 -- Ta sfera rzutuje na to, jak czuję się w związku. Kiedyś czułam się wyjątkowa, jedyna - teraz czuję sie potwornie, jakbym stała w szeregu z tymi innymi kobietami...
  7. Sama nie wiem, co czuję. Zawsze z jakiś względów łączyłam mocno seks z miłością. Marzyło mi się gorące uprawianie miłości z osobą którą kocham. Partner nie traktuje mnie instrumentalnie, wręcz przeciwnie. Ale to, że on tak bardzo to oddziela, żyje bardziej w swojej wyobraźni niż w rzeczywistości jeśli chodzi o seks, chyba sprawia, że czuję się w pewnym aspekcie niespełniona. Mimo, że on mnie pożąda, podobam mu się itd. I faktycznie - jestem zazdrosna. Zaraz przed naszym związkiem przespał się prawie z dziewczyną, która mu się nie podobała "dla odreagowania". Odreagowywał to, że nie chciałam z nim wtedy być (byłam świeżo po rozstaniu i nie byłam gotowa na jakiekolwiek zaangażowanie). On nie znał prawdziwego powodu. Potem, jak już byliśmy razem, spotkał się z nią, nic mi o tym nie mówiąc. Byli przyjaciółmi, znali się wiele lat, regularnie widywali, ona miała już wtedy faceta - nie było w tym nic dziwnego, szczególnie, że jestem pewna, że nic do niej nie czuł i nie kręcił seksualnie. Ale jakiś uraz został - że nie powiedział... od tego zaczęła się zazdrość.
  8. Już po pierwszym razie. Było bardzo dobrze, przełamałam swój lęk. Nadal jednak męczą mnie myśli na temat masturbacji partnera. Tego, że myślał o konkretnej dziewczynie - że traktował ją tak instrumentalnie, że podniecała go seksualnie. Nie wiem jak to działa, ale sama czuję się jak jakaś rzecz, ciało (mimo tego, że to właśnie mnie darzy uczuciem a inne są mu obojętne). Czasem nachodzą mnie czarne myśli - po co to wszystko. Nie mogę zrozumieć jak można tak przedmiotowo traktować kobietę, jak kawał mięsa. Żadne logiczne argumenty do mnie nie docierają, męczę się, pomocy. Wiem, że to głupie i jeśli nie chce go stracić to muszę się z tym pogodzić, ale nie panuję nad emocjami - parę razy w tygodniu wybucham płaczem ni stąd ni zowąd...Zdaję sobie sprawę, że jest to pewnie normalnie i że większość mężczyzn masturbuje się w taki sposób. On nawet powiedział, że teraz tego nie robi i nie potrzebuje, że to było bardziej z przyzwyczajenia. Wiem, że mnie kocha i że to nie ma dla niego żadnego znaczenia, ale mam z tą sferą jakiś chyba poważniejszy problem. Nie mogę się pogodzić z ta przedmiotowością, z tym że osoba którą kocham potrafi wykorzystywać czyjeś ciało. Powiedział mi, że przez długi czas nie był w związku, gdyż cielesność mu do tego nie wystarczała. Jednocześnie w tym czasie nałogowo się masturbował. Przeraża mnie trochę to, że te sfery są aż tak u niego oddzielone. Seks ze mną też pewnie nie jest niczym wyjątkowym, skoro ta sfera dla niego nie ma żadnego znaczenia, czuję się niepewnie... Chodzę po ulicach, patrzę na ciała kobiet i zastanawiam się, czy dana osoba podnieciłaby mojego partnera. Odchudzam się, chodzę na siłownie, ładnie ubieram - mimo, że on twierdzi, że podobam mu się taka jak jestem, żebym nic nie zmieniała. Ogarnęła mnie jakaś paranoja...
  9. Teraz już dokładnie przedyskutujemy nasz "kolejny pierwszy raz". Martwi mnie tylko ta dziewczyna o której myślał w trakcie masturbacji - ze 3 razy w ciągu 1,5 miesiąca. Czy jest możliwe, aby tak jak mówi - chodziło o czysty pociąg wywołany rodzajem ubrania? Nie mogę poradzić sobie ze świadomością, że wyobrażał sobie sex z inną dziewczyną...Powiedział, że nie wiedział, że robi coś złego i może w każdej chwili przestać (szczególnie, jeżeli wie, że to mnie rani). Mimo, że teraz już jest po wszystkim, nadal czuję się z tym dziwnie - mam bardzo zmienne nastroje. Jednego dnia myślę, że to nic nie znaczyło, drugiego płaczę, że partner potrzebuje innych kobiet poza mną do satysfakcji...
  10. Dziękuję za odpowiedź:) Do tej pory nigdy nie decydowaliśmy się na zasadzie - "zróbmy to dzisiaj", ale raczej - "jak wyjdzie to wyjdzie". W takich spontanicznych sytuacjach on zachowywał się dość gwałtownie, namiętnie - a to powodowało, że zaczynałam się stresować. Myślałam w trakcie, że nie dam rady i byłam spięta. Nie do końca jest tak, że się nie zaspokajamy - regularnie uprawiamy seks oralny (raz w tyg. około)...
  11. Witam, mam 23 lata, mój chłopak 22. Jesteśmy ze sobą ponad rok. Niedawno odkryłam, że mój partner fantazjuje o konkretnych osobach - znanych celebrytkach, a nawet o dziewczynach które mija na korytarzu na uczelni. Przeszkadza mi bardzo osobowy wymiar jego marzeń. Nie ma nic przeciwko filmom porno, ale myśl, że masturbuje się myśląc o jakiejś dziewczynie z którą chodzi na zajęcia (zna tylko z widzenia) mnie przeraża. W dodatku w tym celu odwiedza portale społecznościowe i pobudza się zdjęciami (ubranymi, choć trochę prowokacyjnymi). Przyznał się ostatnio, że tym co przyciągnęło jego uwagę był właśnie np. ubiór tej dziewczyny. Twierdzi, że wg niego taka forma masturbacji jest zdrowsza - bo to naturalna dziewczyna, a nie sztuczna, przetworzona komputerowo i cały proces jest dla niego bardziej wymagający. Twierdzi, że często fantazjuje o mnie, ale zdarza mu się dla odmiany zrobić coś innego. Wg niego masturbacja i seks są do siebie nieporównywalne. Dziewczynę ze zdjęcia/spotkaną na ulicy czy korytarzu traktuje całkowicie instrumentalnie - masturbacja to dla niego taka czynność jak zjedzenie batonika... Nie uprawialiśmy jeszcze seksu. Z jakiegoś powodu miałam blokady psychiczne (oboje jeszcze nigdy nie współżyliśmy), w dodatku zabieraliśmy się do tego nieporadnie. Mój chłopak fantazuje też o dojrzałych kobietach... Wchodzi na strony z anonsami erotycznymi i się przy nich masturbuje(na pewno nie odpowiada na ogłoszenia). Czasem ogląda filmy z dojrzałymi kobietami w rolach głównych. Dodam jeszcze, że miał wcześniej kontakt 1 kontakt seksualny z inną dziewczyną - także nieudany...Mnie powtarza, że może czekać na pierwszy raz jeszcze długo, żebym się nie stresowała. Zawsze powtarzał, że tylko ja mu się podobam. Ostatnio przyznał, że kobiety podobają mu się wizualnie, ale w taki zupełnie nieważny sposób. Traktuje je jak bodźce, dodające energii. Kocha natomiast mnie i tylko do mnie czuje tak wiele. Wiele razy deklarował się, że chce uprawiać seks tylko ze mną, mówił nawet, że jestem miłością jego życia. Energia seksualna natomiast napędza go do działania, często sam się nią ładuje by być bardziej kreatywnym. Czy te osobowe fantazje są normalne? Czy czegoś mu brakuje? Czy jeśli rozpoczniemy współżycie problem zniknie? Chciałabym to zrobić, gdyż ja również odczuwam ostatnio taką potrzebę... Czy mogę mu zaufać? Proszę o pomoc.
×