Historia długa i smutna...
Zaszłam w ciążę, niechcianą, z nieodpowiednim człowiekiem. nie chciał mi pomóc, rozstaliśmy się. Byłam pewna, że poradzę sobie sama, rodzice też obiecali, że pomogą... W 4 miesiącu ciąży poznałam faceta, było super, obiecał się mną zająć, jego rodzice też zaakceptowali fakt, że on chce wychować nie swoje dziecko. Gdy mała się urodziła uznał córkę w USC. Planowaliśmy wspólną przyszłość, ale zaczęło się psuć, za dużo pisania ( okres 1,5 roku mojego życia), po kolejnych nieporozumieniach rozstaliśmy się, to ja podjęłam decyzję o odejściu. On przestał się córką interesować, gdzie mała mówiła do niego ,,TATA'', do jego rodziców ,,BABCIA i DZIADEK''. Przecież uznał ją za swoje dziecko, a potem nawet nie dzwonił, nie pytał o zdrowie. Nic. Podałam go o alimenty, dostałam 250zł, następnie obniżono mi je o 100zł. W międzyczasie odbyła się rozprawa o stwierdzenie bezskuteczności uznania, ale ponieważ minął rok od uznania dziecka sprawa została oddalona. Niedawno pozbawiłam go praw rodzicielskich, a teraz podał mnie do prokuratury, zaczął wyciągać jakieś kwity z psychiatryka, że niby był nie świadomy tego co robił jak uznawał małą, pani prokurator mnie od najgorszych wyzwała, że sumienia nie mam, że faceta jak skarbonkę traktuję ;( Przecież zgodził się być ojcem, nie zmuszałam go i na dodatek jeśli sprawę przegram, to nie będzie alimentów i jeszcze e pracę straciłam i jestem sama i kocham córcię, ale za dużo tego dla mnie, nic nie jestem jej wstanie dać, zastanawiam się czy małej nie oddać do adopcji, bo ja już sobie nie radzę