Skocz do zawartości
Nerwica.com

Masumi

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Masumi

  1. Natchnęliście mnie do przejrzenia fotek mojego kociego przystojniaka. Od razu lepszy humor Szogun - Władca Fotela
  2. jagoda123 Nie martw się studiami. Jeśli bardzo zależy ci na uniezależnieniu się od rodziców, to zrób tak jak zaplanowałaś. Znajdziesz pracę, mieszkanie i wtedy może zaczniesz studiować medycynę zaocznie? Jest teraz wiele opcji wyboru jeśli chodzi o tok studiów. Psychologowi może też daj jeszcze szansę. Jak ja pomyślę ile musiałabym się nagadać żeby opowiedzieć o wszystkim co mnie dręczy, to chyba musiałabym w gabinecie tydzień siedzieć. Psycholog też człowiek - niech sobie nakreśli najpierw podstawy pod dalsze rozmowy, zapozna się z twoją sytuacją żeby lepiej zrozumieć ciebie i twoje problemy. Głowa do góry! Będzie dobrze
  3. Masumi

    Samotność

    aboaterica Jest dokładnie tak, jak mówisz. Założyłam konto na fb jeszcze na studiach i od razu dostałam masę zaproszeń od dawnych znajomych z podstawówki, liceum. Problem w tym, że właśnie były to tylko zaproszenia. Nikt tak naprawdę nie chciał "odświeżyć" znajomości, nikt tam nie jest ciekawy co u ciebie słychać. Poza automatycznym zaproszeniem nikt słowa nie pisał. Zależało im tylko na "skompletowaniu" wszystkich ze szkolnej ławy i zapełnieniu listy znajomych. Przyglądałam się temu jakiś czas, ale nawet słuchając rozmów koleżanek z pracy: fb służy im tylko do tego, żeby komentować jak to ktoś z ich znajomych przybrał na wadze, a komuś się gorzej powodzi, ktoś się rozwiódł itd. Widocznie podnoszą sobie w ten sposób poczucie własnej wartości. Nie chciałam brać w tym udziału i konto na fb skasowałam. Candy14 Niestety nie mamy kameralnego grona, bo mąż chodzi tylko na masowe imprezy. Byłam z nim 2 razy na koncercie jego ulubionego zespołu ale czułam się tak fatalnie, że marzyłam tylko żeby stamtąd uciec. Byłam też kilka razy na zlotach fanklubu, do którego należy albo urodzinach jego znajomych, ale to imprezy typu "kto pierwszy padnie" i opowiadanie o tym jak ktoś spał pod stołem albo kto pierwszy wymiotował na poprzedniej imprezie. Alkohol piję ale w umiarkowanych ilościach. Nigdy się nie upijam i nie zamierzam zaczynać, ale z moich doświadczeń wynika, że tylko wtedy można się dobrze bawić na takich imprezach. Próbuję znaleźć sobie jakieś hobby. Ale szukanie na siłę nie przynosi rezultatów. I coraz częściej dostrzegam, że staję się po prostu obojętna na wszystko. Nic mnie już nie interesuje EDIT: Jeśli chodzi o męża, to myślę, że sama sobie jestem winna. Kiedy się poznaliśmy mieszkał z rodzicami i dziadkami. Miał trudną sytuację w domu, wciąż chorował, miał alergie. Ja wtedy studiowałam i mieszkałam w akademiku gdzie też nie było mi łatwo. Wspieraliśmy się oboje. W końcu wyrwałam go rodzinie (wbrew wielu protestom) i zamieszkaliśmy razem w wynajętym mieszkaniu. Wspierałam go wtedy kiedy miał trudne chwile w pracy albo konflikty z rodziną. Przestał chorować. Alergia mu przeszła. Awansował w pracy. Ale ja byłam tak skupiona na nim, żeby mu pomóc, wesprzeć, poprawić humor, do tego prowadzić dom i pracować, że... w tym wszystkim zapomniałam o sobie. I tak przepadły te moje pasje i marzenia, a został mąż, który robi karierę i nie zwraca na mnie uwagi.
  4. Masumi

    spóźnione powitanie

    Kiedyś też wciąż walczyłam. Aż w końcu poczułam się tą ciągłą walką zmęczona. Postanowiłam zmienić podejście metodą małych kroczków. Wszyscy ci mówią: Rozchmurz się. Coś taka markotna? I od razu odbieram sygnał - coś jest ze mną nie tak. Wtedy postanowiłam zmienić tok rozumowania. Polubić siebie nie tylko wtedy kiedy osiągam sukces/spełniam czyjeś oczekiwania, ale polubić siebie całą. Mam kiepski nastrój? Ok. Mam do tego prawo. Nie mam obowiązku tryskania optymizmem 24/7. Nie chce mi się zmywać naczyń? Ok. Żadna tragedia. Pozmywam za godzinę albo jutro. I przestać się przejmować, że ktoś powie: bałaganiara. Przyznam, że naprawdę poczułam się dużo lżej kiedy zaczęłam pozwalać sobie na takie drobne słabostki. Grunt to nie dać się wpędzić w poczucie winy za każdym razem kiedy nie pasujemy do modelu silnego, energicznego, wiecznie uśmiechniętego człowieka sukcesu.
  5. Masumi

    Samotność

    Zgadzam się z Tobą odnośnie tej "przestrzeni". Dlatego na początku nie przywiązywałam do tego takiej wagi. Tym bardziej, że mąż wraca do domu wcześniej niż ja i zawsze go zastaję przed komputerem jak przychodzę do domu. Zanim się przebiorę, wykapię, zgotuję obiad mija kolejne 2 godziny. Ale on się nie odrywa nawet jak je. Stawia mu się talerz przed nosem i nawet nie spojrzy. Jak pytam czy mu smakuje, to też tylko mruknie i klika w klawiaturę. Po obiedzie chociaż chciałabym mieć go trochę dla siebie. Żeby wyjść na spacer, obejrzeć film czy pogadać. Niestety nic z tego... A jeśli z nim poważnie porozmawiać, to jest zawsze "No czego ode mnie chcesz? Przecież wyniosłem śmieci." i oczywiście "Przecież cały czas cię słucham". Jeśli chodzi o znajomych ze szkoły/studiów - zazdroszczę ludziom, którzy miło wspominają ten czas. Dla mnie to jedna walka z nauczycielami i szereg rozczarowań. Zawsze byłam jedną z najlepszych uczennic. Miałam "najlepsze koleżanki", które jak się później okazywało - zabiegały o moją przyjaźń żeby spisywać prace domowe i ściągać na sprawdzianach. (Same się często przyznawały do tego pod koniec roku) Po tym jakoś trudniej mi się otworzyć na ludzi. EDIT: Dużo o tym wszystkim myślałam i zdaję sobie sprawę, że trochę mężowi zazdroszczę tych jego znajomości. Zazdroszczę ludziom, którzy są "duszami towarzystwa", nie krępują się, są otwarci na ludzi, ufni, nie przejmują się opiniami innych. Im jest łatwiej. Ja taka nie jestem. Po prostu. Wolę spędzać czas w kameralnym gronie. Źle się czuję w tłumie.
  6. Masumi

    Samotność

    Dzięki Marsal2. Taki mam plan Już samo to, że ktoś odpisuje na moje posty daje namiastkę konwersacji. Dlatego dziękuję serdecznie za odzew!
  7. @ami91 Ja mam w domu to samo z mężem. Wiedziałam, że gra jak się poznaliśmy. Ja też lubię czasem się oderwać od rzeczywistości i często grywaliśmy razem. Ale to nie pomaga. Problem zaczęłam dostrzegać kiedy zamieszkaliśmy razem. Wracam z pracy - on gra, gotuję - on gra, sprzątam - on gra. Na każdą prośbę żeby coś zrobił, w czymś mi pomógł jest tylko "Dobrze, dobrze. Już idę". Czasem się doczekam pomocy ale co z tego jak potem wraca do komputera i znów gra. Czuję się odpowiedzialna za cały dom, bo on w ogóle o tym nie myśli. Jak się zbuntuję i nie zgotuję obiadu, to je zupki chińskie albo zamawia pizzę. Nie mogę tu raczej mówić o uzależnieniu, bo on też pracuje, więc siedzi przed kompem mniej więcej 16-22. Zresztą nie przez cały czas gra, bo jeszcze siedzi na fb albo skype. A potem narzeka, że jestem oziębła, bo nie jestem zainteresowana pieszczotami jak już wreszcie się oderwie od PC i idzie spać. W każdym razie jest, ale jakby go nie było. Czasem myślę, że jakby go nie było, to nawet może byłoby lepiej - miałabym na głowie tylko siebie. Jeśli ktoś zna sposób na takie zachowanie, to chętnie wysłucham wszelkich porad.
  8. Masumi

    Samotność

    Znajomych tak, ale takich którzy sobie o mnie przypominają jak coś im potrzebne. W innym wypadku są strasznie zajęci i nie mają czasu pogadać. Przyjaciół brak. Koleżanki od zawsze zazdrosne o wszystko, więc wystarczy się odwrócić żeby być głównym tematem plotek (Nie cierpię obmawiania innych. może dlatego nie znajduję wspólnego języka ze znajomymi z pracy). Za to zawsze się dobrze dogadywałam z mężczyznami. Niestety do czasu:/ (Nie oferuję nic więcej poza przyjaźnią). Więc tak naprawdę, to nie mam do kogo "gęby otworzyć". Sama się zastanawiam z czego to się bierze: czy ja mam pecha, czy moja nieśmiałość stanowi przyczynę tego wszystkiego, a może po prostu nudna jestem?
  9. Masumi

    Samotność

    Nie ma co zazdrościć innym żon/mężów. Ja niby mam męża ale czuję się bardziej samotna niż kiedykolwiek. On woli siedzieć w internecie, grać w gry komputerowe, gadać ze znajomymi na skype, chodzić na koncerty, wyjścia integracyjne itd. niż poświęcić chwilę na rozmowę ze mną. Próbowałam z nim rozmawiać ale odpowiedź zawsze jest jedna " nie wiem o co ci chodzi. Przecież nie gadałem z tym gościem od paru miesięcy, to chyba normalne, że chcę trochę pogadać jak już jest na fb". Tyle, że mój mąż ma tych znajomych ponad 400. A ja nie lubię tłumów, już w autobusie robi mi się słabo a mieszkam w Warszawie...
  10. Masumi

    Witajcie!

    Witam wszystkich serdecznie! Mam 28 lat i mieszkam w Warszawie. Postanowiłam zarejestrować się na tym forum żeby... mieć z kim pogadać. Zawsze byłam dobrym słuchaczem i ciekawiły mnie opowieści i poglądy innych ale od dłuższego czasu jestem już zmęczona tą jednostronną rolą. I co chwila muszę sama siebie szturchać, bo zapominam, że na pytanie "co u ciebie?" nikt nie chce usłyszeć prawdziwej odpowiedzi, bo nikogo tak naprawdę to nie interesuje. Jestem osobą spokojną i bardzo nieśmiałą. Stresują mnie kontakty z innymi ludźmi. Na samą myśl o konieczności załatwienia czegoś w Urzędzie, na poczcie itd. dostaję gęsiej skórki i odwlekam to ile się da, a najlepiej jak można się wyręczyć kimś innym. Zawsze myślałam, że to nieśmiałość a dzisiaj wyczytałam, że istnieje coś takiego jak fobia społeczna. Trochę to pocieszające, że nie jest to tylko mój problem. Widzę, że jest tu masa wspaniałych ludzi, którzy tak jak ja - widzą, że świat jest wspaniały ale zatracili umiejętność cieszenia się nim. Mnie też to gnębi, bo zawsze byłam optymistką, osobą aktywną, pełną pasji i zainteresowań. A teraz siedzę w pracy, której nie lubię, z ludźmi, z którymi nie mam o czym rozmawiać, żeby później wrócić do domu, który trzeba sprzątnąć, zgotować obiad (czego nie cierpię), do męża, który woli rozmawiać ze znajomymi przez skype niż poświęcić trochę uwagi własnej żonie. Mam nadzieję, że będzie nam się miło gawędziło :)
×