Skocz do zawartości
Nerwica.com

bezimienny91

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia bezimienny91

  1. Święte słowa. Niestety wielu ludzi ma gdzieś to, ze mogą kogoś zranić. Patrzą tylko na siebie. "A mam ochotę z kimś pobyć. O ten jest fajny, rozkocham go, trochę pobędę, będzie mnie traktował jak księżniczkę, a potem go oleję, bo młoda jestem i muszę się wyszaleć." - takie myślenie niestety jest obecnie na porządku dziennym. Ludzie, zwłaszcza młodzi, szukają przygody, nie ostoi, którą może dać poważny związek. bezimienny91, po części Cię rozumiem. Mnie jedna rozkochała w sobie a potem zostawiła, żeby dwa tygodnie później być z innym. Była to krótka znajomość, ale uczucie prawdziwe. Wiem jak to boli. Wiem jak boli dawanie sobie nadziei, że jeszcze się to ułoży. Wiem jak boli dawana nam nadzieja przez innych. Ta moja była zwyczajną suką, jednak uczucie do niej nadal płonie tak silnie jak płonęło wtedy. Niestety, (a może na szczęście w moim przypadku) po tym wydarzeniu depresja "rozhulała" się u mnie na dobre. Nie będę radził co masz zrobić. Nie będę pisał tych wszystkich frazesów, którymi karmi się kogoś ze złamanym sercem, bo wiem, że one wcale nie pomagają, a wręcz przeciwnie. Szukasz pomocy u psychologa? Bardzo dobrze. Na pewno nie zaszkodzi, a może pomóc. Jednak radzę uważać, bo jeżeli trafisz na jakiegoś "szamana", to może zdiagnozować depresję, której możesz wcale nie mieć. Warto wtedy udać się do innego w celu zweryfikowania tej opinie, albo zgłosić się do psychiatry, niech on zadecyduje czy to depresja, czy też nie. Nie rozumiem ludzi. Jakiś czas temu, po tych wszystkich nieprzyjemnych zdarzeniach pomyślałem sobie o takiej ekstremalnej sytuacji w której zakochuje się we mnie totalnie znienawidzona przeze mnie dziewczyna. Nawet takiej osobie w takiej sytuacji nie miałbym śmiałości powiedzieć jednego przykrego słowa. Obchodziłbym się z nią delikatnie, żeby choć trochę ulżyć jej w cierpieniu. A ja bezczelnie zostałem zrównany z błotem. Albo z nienawiści albo ze strachu przed odradzającym się uczuciem. Niezależnie od tego uważam, że należała mi się szczera i jasna rozmowa. Mam nadzieję, że jeszcze ten wątek się nie zamknie, ale już teraz bardzo chciałbym Tobie i wszystkim innym podziękować za okazane mi wsparcie. Cieszę się, że zostałem tu tak doskonale zrozumiany... Ja wiem, że niektóre opisane przeze mnie moje zachowania mogą się wydać wielu osobom nie na miejscu, ale chciałem spróbować wszystkiego żeby ją odzyskać. Nie miałem nic do stracenia. Mogłem co najwyżej zyskać. Tak mi się wydaję. Może się mylę w tej jak i w innych kwestiach, ale właśnie po to tu też jestem - żeby się czegoś nauczyć, żeby zweryfikować swój sposób patrzenia na pewne rzeczy...
  2. No dobrze, tylko, że przez takie coś to ja mam zmarnowane życie... Ok, może i nie całe życie, ale jego dobrych kilka albo i kilkanaście miesięcy. Nie jestem egoistą, nie myślę tylko o sobie, niech się jej żyje jak najlepiej, ale uważam, że należy wszystko robić tak aby nikt przez nikogo nie cierpiał, a szczególnie w kwestiach uczuciowych. I trzeba mieć świadomość tego co może nieść za sobą czyn na który się właśnie zdecydowałam / zdecydowałem.
  3. Ja broń Boże nie chciałem jej ograniczać. Ale jeżeli weszła w ten związek to znaczy też, że zdecydowała się przestrzegać ogólne zasady, które w normalnym partnerstwie powinny być realizowane. Jeśli chciała robić coś czego nie mogła robić w związku to po co go zaczynała? Wtedy każdemu z nas byłoby łatwiej. -- 03 maja 2012, 17:46 -- Może jestem młody, ale czy młody na znalezienie miłości to tego nie wiem. Ludzie w moim wieku są już w wieloletnich związkach, a ja nie mam nikogo. Na dodatek osoba, którą kocham ma innego. Wszyscy piszą, żebym dał sobie spokój, bo tak byłoby rozsądniej, ale boję się, że znowu coś mnie ominie. Być może nie będzie mnie co ominąć, być może ona już nigdy mnie nie zechce, ale tak czy inaczej boję się tego.
  4. Moja historia w porównaniu z Twoją jest niczym więcej jak tylko dziecinnym bełkotem, więc podwójnie dziękuję Ci za zrozumienie. Bilans naszego związku robiłem i jak już napisałem w pierwszym poście tuż przed sytuacją w której dowiedziałem się, że ona ma kogoś nowego byłem w stanie dopuścić do siebie twierdzenie, że to nie była jednak dziewczyna dla mnie. No ale chwilę później wszystko to runęło... Ja mogę o nią walczyć tylko problem polega na tym czy to nie wpędzi mnie do jeszcze gorszego stanu, bo wydaję mi się, że ona nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo ją kocham i próbuje to uczucie minimalizować. Na przykład usłyszałem od niej, że moja miłość nie jest wytworem serca, ale że ją sobie uroiłem Może mnie nie kochać. Nikogo do uczuć nie przymuszę, ale niech przynajmniej uszanuje to co do niej czuję. -- 03 maja 2012, 17:19 -- I co z tego? To ze z nim jej nie wyjdzie nie znaczy ze wroci do Ciebie. Bedzie szukac dalej bo ani Ty ani on nie musicie byc dla niej. On ja bierze na listosc, Ty ja nekasz a to nie sa dobre przeslanki zeby z kims byc Właśnie tego też się boję - że wypruję z siebie flaki, oni się rozstaną, a i tak do mnie nie wróci... Dlatego napisałem do Was. Chciałem uzyskać jakąś poradę. Może jest tu ktoś komu jednak udało się żyć jakoś obok tego typu trudnej sytuacji i sprawić, że przestała mu ona komplikować życie.
  5. rany..to ile ona ma lat? Moze tu jest klucz... Ty szukasz powaznego zwiazku a dziewcze mlodziutkie i zanim sie ustatkuje chce sie wyszumiec Kiedy mnie zdradziła miała 16, teraz ma już 18. O tym jak tłumaczyła tą zdradę wolę nie mówić... Ja mam lat 21. Spodziewałem się, że to zostanie potraktowane jako pewnego rodzaju dziecinada. Być może tak jest, ale musicie mi uwierzyć, że gdybym widział, że to zupełnie nie ma sensu, to bym usunął się w cień. Ona miała go już raz zostawić, ale rozpłakał się przy niej i wzięła ją litość. Problem polega na tym, że ona sama na dobrą sprawę nie wie czego chce. I na tym polega problem... Oczywiście nie próbuję siebie usprawiedliwiać, bo każdy może to wszystko postrzegać inaczej, ale faktem jest, że widzę że to wszystko co robię budzi jej zastanowienie nad tą całą sytuacją. Może jestem niedorosły i niepoważny, tym bardziej że słyszę to już kolejny raz. Ale to nie to miało być tematem tej rozmowy. Głupio czuję się pisząc o swojej miłości na forum psychologicznym, bo być może zaraz znajdzie się ktoś, kto każe mi stąd spadać na forum dla nastolatków.
  6. Jeżeli chodzi o jej mamę, to nie mogę jej zarzucić kłamstwa. Akurat ona była wobec mnie zawsze fair, czego niestety nie można powiedzieć o mojej byłej. Mi się wydaję, że zaproponowała to szukanie innej dziewczyny, ponieważ nie chciała żebym cierpiał. Ale to nie jest przecież takie proste jeżeli się kogoś kocha. Czy ona się nie zaangażowała? Myślę, że na swój sposób zaangażowała się również. Podobno nawet tęskniła za mną między tymi dwoma opisanymi przeze mnie etapami. Tylko, że niestety wzięło w niej górę podejście do związku a’la księżniczka. No i nie odezwała się do mnie. Przez pewien czas plułem sobie w brodę, że dlaczego ja tego nie przewidziałem i nie odezwałem się do niej pierwszy, ale z drugiej strony jak mogłem w ogóle dopuszczać do siebie myśl, że ona za mną tęskni, skoro przez grubo ponad miesiąc słyszałem, że ona mnie już nie chce? I jeszcze żeby tylko to, bo oprócz tego padała jeszcze masa bluzgów pod moim adresem. To nie jest moje pierwsze złamane serce. Ból po pierwszym trwał dwa miesiące i stopniowo z dnia na dzień było jakąś poprawę widać. Tutaj tego nie ma. Minęły te dwa miesiące (nie licząc już nawet tych wcześniejszych), a jest coraz gorzej. Stąd pomysł z psychologiem i stąd pomysł napisania tutaj. Ze znajomymi tyle ile mogę to się spotykam. I faktycznie, przynosi to pewną poprawę na jakiś czas, ale kiedy zaczyna się nowy dzień wraca też tęsknota. Tak w ogóle to dziękuję, że przynajmniej jedna osoba przebrnęła przez tą z lekka przydługą historię :)
  7. Witajcie. Nie będę krył, że jest to już któreś z kolei forum na którym szukam pomocy i wyrozumiałych dla mojego problemu osób. Poprzednio bywało z tym różnie – fakt, zdarzały się fora na których byłem bardzo ciepło przyjmowany, ale bywały też takie na których nie spotkało mnie nic innego jak tylko wyzwiska, wyśmiewanie i poniżenie. Mam nadzieję, że charakter strony na której wypowiadam się teraz zapewni mi przynajmniej częściowe zrozumienie obecnych tu osób. Na początek chcę w skrócie przedstawić swoją historię, ale zanim to zrobię chcę zaznaczyć jedną rzecz – po jej przeczytaniu wiele osób może powiedzieć mi, że trafiłem ze swoim problemem pod zły adres, a ja nie chcę zostać źle odebrany, ponieważ zdaję sobie sprawę, że nie jest to forum dla tzw. „złamanych serc”, jednak chcę opowiedzieć to co się stało, ponieważ to może ułatwi rozwiązanie mojego problemu. Zakładając, że ktoś zechce mi pomóc. Zaczynając tą opowieść muszę cofnąć się do połowy września ubiegłego roku kiedy to po ponad 2 latach związku rozstałem się ze swoją dziewczyną. Nie był to łatwy związek – dzieliła nas gigantyczna odległość, która wywoływała między nami częste kłótnie. Kiedy byliśmy obok siebie nie awanturowaliśmy się ani razu, jednak niestety większość czasu musieliśmy spędzać osobno. Rozłąka ta miała jednak wkrótce się skończyć – udało mi się odłożyć odpowiednią sumę pieniędzy aby móc się przenieść do jej rodzinnego miasta, zorientowałem się w możliwości przeniesienia na studia na tamtejszą uczelnię, rozejrzałem się na rynku pracy... Wystarczyło poczekać jeszcze kilka miesięcy, co dla pary z naszym stażem nie powinno być problemem. Niestety nie udało się Z nadejściem wakacji nasze kłótnie stały się coraz dotkliwsze, a ich powodem był wyjazd mojej dziewczyny do Włoszech z przełomu lipca i sierpnia. Nie ukrywam, że średnio chciałem, żeby tam jechała z dwóch powodów: po pierwsze – na rzecz tego wyjazdu właściwie z dnia na dzień wycofała się z planowanego przez nas tygodniowego pobytu w Wiśle. Było mi z tym źle, ponieważ ja jestem z tych, którzy uważają, że nieważne gdzie się jest, ale najważniejsze jest to, żeby była przy mnie osoba, którą kocham. No ale pomyślałem sobie „Ok., to jednak są Włochy, może nigdy później nie będzie już okazji żeby je zobaczyła”. po drugie – na swojej poprzedniej kolonii zdradziła mnie. Wybaczyłem jej to, ponieważ widziałem jak bardzo tego żałuje. Poza tym to był sam początek związku, więc na pewno nie czuła jeszcze wtedy tego samego co poczuła w miarę rozwoju związku. Jednak takie rzeczy zawsze zostawiają pewien ślad na sercu, który potem wywołuje strach. I ja oczekiwałem od niej jakiegoś uspokojenia, jakichś zapewnień, że wszystko będzie dobrze. Niestety ona za każdym razem odbierała to tak jakbym jej tego wyjazdu zabraniał i to wywoływało potężne kłótnie. Dopiero na godzinę przed wyjazdem obiecała mi, że wszystko będzie dobrze i że nie zrobi nic złego. Słowa dotrzymała, ale nie do końca... Po powrocie stamtąd stwierdziła, że nie chce być w związku z nikim, ponieważ związki ograniczają a ona chce się rozwijać. Od tamtej pory ani razu nie usłyszałem od niej nawet „Kocham Cię”. Robiłem wszystko aby to naprawić. Bez skutku. Było mi bardzo przykro i byłem bardzo zdezorientowany, ponieważ takie działania z mojej strony zawsze przynosiły rezultat. Tym razem niestety nie pomagało nic. Było tylko gorzej. Sytuacja była na tyle tragiczna, że nasz kontakt urwał się w zasadzie całkowicie. Wiadomą rzeczą jest, że nie było mi łatwo, ale chcąc nie chcąc musiałem podjąć próbę walki o swoją przyszłość. Myślałem sobie: „Ona cię już nie chce. Chyba musisz się z tym pogodzić. Jej uczucie się wypaliło, ale musisz iść przez życie dalej”. Więc szedłem – z potężną tęsknotą i smutkiem, ale jednak. I kiedy wydawało się, że wszystko wraca do normy mój świat znowu legł w gruzach. Nastąpiło to na początku marca, kiedy to dowiedziałem się, że jest w związku z nowym chłopakiem Myślałem, że jestem gotowy na przyjęcie takiego ciosu. Jak się okazało – myliłem się. Nie zastanawiając się długo postanowiłem rozpocząć walkę o nią. Wspomaga mnie w niej jej mama. Ja wiem, że ona nie ma realnego wpływu na uczucia córki i że niektórym współpraca z nią może się wydać żałosna, ale ja ją traktuję tak samo jak jej bliską przyjaciółkę, która może mi doradzać co mógłbym dla niej zrobić i informować o tym co się dzieje w jej związku. Zdarzenia z pierwszych dni od momentu rozpoczęcia walki pokazały że nie jestem do końca bez szans – 8 marca wysłałem jej na Dzień Kobiet piękny bukiet 30 tulipanów. Podobno po jego otrzymaniu chodziła bardzo zadowolona, znowu zaczęła odwiedzać swoich znajomych i wszystkim się tym zdarzeniem chwaliła. Kolejnym czynnikiem podbudowującym moją nadzieję, były relacje jej rozmów z mamą, w czasie których rzekomo bardzo często powtarzała (z resztą robi to po dziś dzień), że nie wiąże z tamtym chłopakiem większych nadziei. Postanowiłem się w związku z tym skontaktować bezpośrednio z moją byłą. Niestety zostałem jedynie obrzucony stertą wyzwisk. Mimo wszystko postanowiłem się nie poddawać i wydaję mi się, że to co mogłem robić w mojej sytuacji to robiłem (wysyłałem kwiaty, jakieś drobne upominki, kartki z miłosnymi wyznaniami, miłosne listy). Z resztą działania te podejmuję w dalszym ciągu. Trzy tygodnie temu nastąpiło kluczowe zdarzenie dla mojej walki, chociaż właściwie nie dało mi ono odpowiedzi na czym stoję. Chodzi tu o moją wizytę u niej. Była to oczywiście wizyta niezapowiedziana. Wiedziała o niej jedynie jej mama. Nie jestem zwolennikiem takiego planowania za czyimiś plecami, ale to była chyba jedyna droga do tego abym mógł z moją byłą porozmawiać, bo gdyby wiedziała o mojej podróży, to pewnie by próbowała się wykręcić i zaplanowałaby sobie czas tak, żeby ze mną nie przebywać. A ja nie po to jechałem 360 kilometrów. Oczywiście początkowo była zła, ale z czasem jej zachowanie stało się strasznie zagadkowe – raz była miła, a raz na mnie krzyczała i kazała wracać do domu. Raz mówiła że cała ta sytuacja jest dla niej bardzo ciężka (w tym sensie jakoby miała między mną a nim wybierać), a raz gwałtownie mnie odrzucała. Raz dawała mi do zrozumienia, że nie jest szczęśliwa z tamtym chłopakiem, a raz mówiła, że go kocha. Tak czy inaczej spotkanie to dało mi dalszą nadzieję i utwierdziło w przekonaniu, że moje starania o nią mogą z czasem przynieść rezultat. Niestety kilka dni temu znowu stanąłem na rozdrożu – ponownie rozmawiałem z jej mamą, która obiecała mi wypytać moją byłą o jej wrażenia po spotkaniu i moje szanse. Nie spodziewałem się czegoś szczególnego, jednak jej odpowiedź okazała się nad wyraz agresywna – powiedziała, że to co dla niej robię i tak niczego nie zmieni, bo ona bardzo dobrze czuje się z tamtym chłopakiem, a moja obecność w jej życiu tylko ją denerwuje i żeby nie poruszać z nią więcej tego tematu, bo wyraża się jasno. Po tych słowach już nawet jej mama radziła mi szukanie sobie nowej dziewczyny, która może stanie się miłością mojego życia. To zabolało mnie najbardziej, bo teraz czuję, że zostałem na placu boju kompletnie sam. Próbowałem już wszystkiego, żeby poprawić jakość swojego życia i wyjść z tego doła, ale niestety nie pomaga nic, szczególnie teraz, kiedy jest majówka i kiedy jest taka piękna pogoda. Nie umiem się wtedy uwolnić od myśli, że oni się spotykają, że chodzą w te same miejsca do których swego czasu to ja chodziłem z nią, że być może planują coś na wakacje itp. Najgorsze jest to, że nie umiem się na niczym skupić, a tymczasem wielkimi krokami zbliża się czas egzaminów. Być może to wynika z tego, że nie do końca wiem co powinienem teraz z tą sytuacja zrobić – pewne symptomy dają mi do zrozumienia, że mógłbym na nią czekać i dalej o nią walczyć, ale inne wołają, że nie powinienem tego robić. Może łatwiej by mi było gdybym w czasie spotkania usłyszał od niej jasne i klarowne NIE. Tymczasem zawsze kończyło się na NIE WIEM. Nie planuję się Was pytać czy właściwiej jest walczyć, czy sobie odpuścić. Chcę Was zapytać jak sobie mogę poradzić z bólem, który obecnie przeżywam. Ludzie mówią, że jedynym lekarstwem na takie sytuacje jest czas, ale ja z każdym kolejnym dniem czuję się coraz gorzej i to do tego stopnia, że od niedawna zaczynają pojawiać się w mojej głowie myśli samobójcze. Nie wiem już co mam robić. Rzeczy które dawniej sprawiały mi radość są mi obojętne. Próbowałem chyba wszystkiego... Dziś nawet wysłałem maile do kilku fundacji oferujących bezpłatną pomoc psychologiczną i teraz czekam na ich odpowiedź, jednak prawdopodobnie zanim się do którejś z nich dostanę minie jeszcze trochę czasu, a poza tym psycholog na pewno od razu mi nie pomoże, dlatego też proszę Was o jakieś porady.
×