Mój przypadek może być pewnym pocieszeniem i nadzieją dla tych, którzy myślą, że są homoseksualni. Otóż generalnie ludzie nigdy mnie fizycznie nie pociągali - ani kobiety, ani mężczyźni. Od czasu do czasu miałam jednak okresy fascynacji kobietami. Prawdopodobnie nie potrafiłabym się w żadnej kobiecie jednak prawdziwie zakochać, bo kiedy stawał mi przed oczami obraz mnie dotykającej jakiejś kobiety, czułam do siebie obrzydzenie. Z kolei jeśli chodzi o mężczyzn, to potrafię się zakochać, jak najbardziej - i dopiero mężczyzna, którego kocham może mi się fizycznie podobać. I w tym tkwi moja siła. Czuję się normalna, nie mam depresji, skłonności homoseksualnych ani nerwicy natręctw, które mi towarzyszyły, kiedy nie byłam z mężczyzną. Prawdopodobnie gdybym nie była teraz ze swoim chłopakiem, dalej męczyłoby mnie to wszystko. Ale póki co jest dobrze.:) Nie potrafię wyjaśnić swojego przypadku, ale u mnie związek z naprawdę wspaniałym partnerem okazał się jedynym lekiem na skłonności homoseksualne, nerwicę natręctw i depresję (depresja trwała ok. 6 lat z przerwami, a nerwica natręctw od zawsze), podczas gdy żaden psycholog ani psychiatra nie pomagał. Także do wszystkich tych, którzy mają podobne problemy: być może wy też musicie po prostu poczekać na człowieka, który "odwoła" wszelkie wasze problemy z samym sobą i da wam szansę na życie bez nienawiści do siebie.:)