Skocz do zawartości
Nerwica.com

brz0zka

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia brz0zka

  1. brz0zka

    i co dalej?

    Nie. Zostałam wychowana w przekonaniu, że nie należy swoimi problemami obarczać innych ludzi, więc nauczyłam się wszystko tłumić w sobie i spychać coraz głębiej w podświadomość co razem stworzyło skorupę, pod którą nigdy nikogo nie dopuszczam. Mój partner zaczął rozbijać ją i poniekąd stąd mój wywód tutaj- mam wrażenie, że mnie rozmiękczył (rozumiem, że dobrze sie otwierać na ludzi, tyle się o tym mówi ale mam wrażenie, że moje myśli to bagno, do którego nie należy nikogo dopuszczać aby go nie zniszczyć) i dlatego stoję na rozdrożu- potrzebuje...? Co najśmieszniejsze, sama nie wiem czego. Myślałam, że rady, ale po napisaniu wcześniejszego tekstu doszłam do wniosku, iż nie ma sensu iść do jakiegokolwiek psychologa bądź terapeuty po nią, gdyż nie jestem w stanie opisać wszystkiego co "siedzi" we mnie oraz przyczyn tego. Zło otwierające pasmo trwające do... (dziś? mam wrażenie, że dzisiejsze zło, które odbieram jest przyciągane przez mój pryzmat patrzenia na świat, wykształcony w ciągu życia) zaczyna się kiedy miałam kilka lat więc jest tego tak dużo, niektóre zatarte są w pamięci ze względu na miniony czas inne przez usilnie wywoływany przeze mnie efekt wyparcia. Tak więc, jak napisałam, nie przełamie się raczej by z kimś o porozmawiać twarzą w twarz o mnie, gdyż nie jestem w stanie opanować wstydu przed uzewnętrzenieniem się ani logicznie tego opowiedzieć ze względu na natłok i nieskładność moich myśli-zdań. O czym chyba miałaś możliwość przekonać się czytając mnie.
  2. brz0zka

    i co dalej?

    Witaj (cie?) długo się z tym nosiłam i w końcu zaryzykowałam. Objawem, które widzą inni to smutek, brak uśmiechu, apatia, negatywizm. To, co jest we mnie to bezbrzeżny smutek; rozpacz, która wymusza na mnie krzyczenie i płacz pod prysznicem i w poduszkę, tak aby nikt nie usłyszał, beznadzieja, która pcha mnie w myśli samobójcze. Nie jest to patetyczne, wzniosłe czy namiętne- trwa to tyle lat, że zdążyłam się oswoić z myślą, że nie chce już żyć na takim świecie, podchodzę do tego spokojnie, zaakceptowałam ten fakt. Więc dlaczego jeszcze tego nie zrobiłam? to mój pragmatyzm mnie trzyma przy życiu- nie jestem w stanie znieść, iż mogę być zawadą dla ludzi, iż mogą przeze mnie cierpieć... to mnie chyba trzymało. Jestem w okresie zmian życiowych, mam za sobą trzy stresujące i przepełnione pracą ponad siły lata. Odbiło się to oczywiście na moim zdrowiu fizycznym, ale jak i sie okazało psychicznym- potwory, spychane w podświadomość wróciły ze zdwojoną siłą. Przez lata pragmatyzm mnie powstrzymywał, a teraz... już nie mogę. Już tak bardzo nie chce budzić się z bólem i fizycznym i psychicznym, z kacem moralnym, iż pośrednio ranię swoim usposobieniem do świata, osobę, którą kocham, z wrażeniem, że wplątałam się w coś z czego nie ma odwrotu i powoli tonę, że powoduję odwracanie się ode mnie ludzi i to tych najbliższych , jak matka... Już nie mogę. Chcę biec przed siebie, zmienić swoje życie (zamieszkać w zupełnie innym miejscu i zmieć typ pracy na zbliżony z naturą), mieć siłę do działania, nie czuć się wypalonym albo odejść na zawsze. Wiem, że moje problemy sięgają wczesnego dzieciństwa i to co czuje jest nawarstwieniem się nieomówionych, nie rozwiązanych spraw. Wiem, że zrobiłam wszystko, żeby się z tym pogodzić i więcej już nie zrobie, bo to przekracza moje siły. Wiem, że nie zniose kolejnego miesiąca takiego życia- marazmu. Wiem, że jeżeli się nic nie zmieni- odejdę... Potrzebuję albo rady albo groma z nieba, który rozpie** wszystko do okoła.
×