paradoksy nie napisalam, ze zylam bez niego, tylko ze sie roztalisy, i przez pol roku nie bylisy razem, zaznaczylam tez ze spotykalisy sie w tym czasie, nie musze opisywac szczegolowo tych spotkan.
Nie wiem czy odbilam sie od dna, kiedy jestem z nim czuje sie jakbym byla na dnie. On jest moja zyciowa porazka. Moje zycie znowu nabralo sensu, poznalam kogos innego, chcilam zyc, kochac i juz nie pamietac o tym jaka bardzo mnie skrzywdzil moj wtedy ex, ktory zachowal sie najgorzej jak mogl, wtedy kiedy mnie pograzyla depresja po stracie dziecka i stracilam checi do zycia, plakalam calymi dniami, nocami, tygodniami, on bawil sie jak nigdy, poznawal kobiety i robil rzeczy, ktorych bym sie po min nigdy nie spodziewalam. Czasami sie go brzydze. Wiem ze jestem potworem. Nie chce taka byc, terapia dla par odpada, on pracuje do pozna, ja calymi dniami opiekuje sie dzieckiem, w weekendy na nic nie mamy czasu, dziecko jest malutkie i mnustwo przy nim pracy. Chcialabym isc do psychologa, jednak od pol roku nie moge znalesc czasu na wizyte u fryzjera, dlatego tu o tym napisalam. Kocham go i kocham nasze dziecko, chce tworzyc z nimi rodzine, jednak tyle we mnie nienawisci do niego. Wiem, ze to paradoksalne i sama nie rozumiem tego jak mozna tak sprzecznymi uczuciami darzyc jedna osobe. Staram sie z nim rozmawiac, czesto przepraszam go za swoje zachowanie, a pozniej jestem jeszcze gorsza. Nasze rozmowy jednak bardziej przypominaja moj monolog. Mamy czas na rozmowe tylko wtedy gdy dziecko spi, wtedy on jest zmeczony i zlosci sie na mnie ze nie pozwalam mu spac tylko ciagle chce rozmawiac. Kiedy zechce mnie juz wysluchac, po tym jak powiem co mi na sercu lezy on najzwyczajniej na swiecie palnie cos w stylu, ok bedzie dobrze i zasypia.
Nie chce zeby tak wygladalo nasze zycie. Nigdy taka nie bylam i nie wiedzialam nawet jaki potwor we mnie siedzi.