Skocz do zawartości
Nerwica.com

igulec

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez igulec

  1. igulec

    16 lat i bez przyszłości

    dzieki za te słowa ale czy ja jestem silna? bo mam czasem wrażenie, że jestem bardzo słaba, wręcz żałosna. chyba to jest motorem do tej autoagresji, o której pisałam. wczoraj założyłam ten temat, dużo myślałam, spałam 4h, w efekcie dzisiaj znowu podejmuję próby wzięcia sie w garsc. walczę z 'ciążą spożywczą' po świetach, cos tam sie ucze. chyba o to chodzi...
  2. igulec

    16 lat i bez przyszłości

    Witam, jestem tu po raz pierwszy, więc proszę mnie nie bić za jakieś niedopatrzenia Nie wiem od czego zacząć, będzie chaotycznie, ale musze się wygadać. niby absurdalne mieć 16 lat i być zupełnie skończonym, mimo wszystko czuję się jakbym przegrała życie. Mam depresję, nerwicę, zaburzenia odżywiania i jestem 'niedoszłym samobójcą'. Spędziłam 3 dni w psychiatryku grając cudownie uzdrowioną osobę, byleby tylko wrócić do domu. Nie skorzystałam z żadnej terapii, głównie ze względu na to, ze potrzeba tutaj zaangażowania rodzica. Sytuacja w domu najbardziej mnie zabija. Wychowuje sie bez ojca- nie znam go i poznac nie chcę. Ten brak zaczęłam odczuwac dopiero w okresie dojrzewania, ale zawsze miałam świadomość, że życie takie bywa. Muszę z tym żyć. Niestety zyc nie daje mi matka. Pewnie mnie wyśmiejecie, bo matczyna miłość jest bezwarunkowa, wielka itp itd ...Ona mnie NIENAWIDZI. Nie ułożyła sobie życia w żadnej sferze, a ja czuję jakbym była temu winna. Ostatnio usłyszałam wprost, że mnie nienawidzi. Mówiła to w zupełnym spokoju i to nie był już docinek w stylu "jak otworzysz morde to sam tatuś". A kiedy babcia umrze "będę miec horror w tym domu". Bo mieszkam jeszcze z babcią- na co dzień jest dobra, ale ostatecznie zawsze bierze stronę matki. Mam jeszcze dziadka, który jest chory psychicznie, dlatego nie utrzymuje z nim kontaktu. Często słyszę, że na pewno odziedziczyłam po nim chorobę..Wuja przyjeżdza na święta się nażreć i tyle go widzę. Nie mam nikogo. Reszta rodziny jest z nami skłócona albo nie żyje. Nie mam nawet chłopaka. Cierpi na tym moje poczucie własnej wartości. Co prawda, nie raz wpadłam komus w oko. Mogę się poszczycić, ze kiedys zakochał się we mnie kolega z klasy i nękał mnie przez rok Tak na poważnie.. Nie szukam miłości, bo ona rzadko się zdarza w takim wieku. Chce sie po prostu bawić i nie byc ciotą która swój pierwszy pocałunek przezyje w wieku 20 lat. Ponadto nie należę do paczki, mam nielicznych przyjaciół. Mam prawie nadwagę i blisko 1,8m- w efekcie jestem potężna. Tu sprawa wygląda podobnie jak z nauką- nie mam motywacji do diety. Przeszkadza mi w tym moja nerwowość. Przy ludziach potrafię się hamować, ale w samotności wpadam w furię. Przestałam się ciąć, ale zdarza mi się celowo uderzyć, wbić sobie cos w rękę. Czasem palę. Co dziwne, od fajek jakoś się nie uzalezniam, za to jedzenia nie umiem kontrolować. Ale co tam blizny na rękach...RUJNUJĘ SOBIE PRZYSZŁOŚĆ. Jestem totalnie zniechęcona. Wole patrzec w ścianę niz się uczyć. Zawsze byłam bystra, w podstawówce nic nie robiłam, uzyskując świetne wyniki. W gim mały szok, bo trzeba przysiąść fałdów. Z 1 klasy wyszłam ze średnią 4.4. Słabiutko, ale poprawię w 2 klasie, pomyślałam sobie. Niestety, w 2 klasie problemy zaczęły przybierac na sile. No i patrzyłam w ścianę 2 lata. Teraz kiedy ktos mnie pyta do jakiej szkoły idę, nie wiem, co odpowiedziec. Jestem przerażona egzaminami gimnazjalnymi. A najlepsze jest to, że teraz, kiedy mogę coś jeszcze szybko nadrobić, NADAL PATRZĘ W ŚCIANĘ. Bo po co? Nie wiem, w którą stronę iść. Co ja niby osiągnę? Uwsteczniłam się. Słownictwo mam uboższe, kiedyś pieknie pisałam (czasem wiersze) pamięć nie najlepsza, o koncentracji nie wspominając.W 2 klasie 4.2 teraz tez będzie tyle, gdzie ja się niby dostane z takimi ocenami? Wszystko zepsułam, mam ochote urwać sobie łeb. Mimo wszystko nie próbowałam się zabić drugi raz. Pytanie, co mnie utrzymuje przy życiu. Marzenia. Nigdy nie bolała mnie samotność, moja 'inność', chciałam tylko realizować coś, co kocham, zrobić coś genialnego, pojechać gdzies daleko, czuc adrenalinę, czuć ze zyję. Nie wyobrazam sobie zwykłego zycia szkoła-praca-małeżeństwo-dzieci. Kocham muzykę. W pewnym momencie słuchanie przestało mi wystarczać. To było jakis rok temu. Późno. I jak tu się rozwinąć? W koncu otworzyly sie jakieś drzwi. Zapisalam sie do orkiestry w moim mieście, na werbel. Szło mi swietnie, do czasu. Ostatnio dostałam cały zestaw i to była porażka...załamałam się. (Planowałam cichaczem szkołę muzyczną) Jeszcze takie małe marzenie. Chciałabym zamienić moją wade w atut i zostać modelką. To byłby fajny sposób, żeby zacząć zarabiac na siebie, uciec stąd. Potrzeba tylko jednego- odchudzić się... Uwaga, jest jeden pozytyw. Mam przyjaciela. Najlepszy i chyba jedyny prawdziwy. Poznaliśmy się 2 lata temu, akurat wtedy kiedy zaczynałam z zawrotną prędkością upadać. Tylko on wie o mojej próbie samobójczej, tylko on mnie wspierał. Jesteśmy naprawdę zżyci. Po roku odkryłam, że jestem zakochana. Odrzucałam to jak tylko mogłam, nadal próbuję. Mission impossible. Chociaz usłyszałam, że jestem najważniejszą osoba w jego życiu, nie możemy póki co byc razem. Jest od dawna zakochany. Zabawne, razem planujemy jak ją zdobyć. I wiecie co? Nie jestem z tego powodu ani trochę nieszczęśliwa. Wiem, która z nas jest ważniejsza. Poza tym czy warto ryzykowac przyjazn dla tak niestałego uczucia jak miłość? Tak jest dobrze. Poczekam. Jakos mi ulżyło. dzieki jesli ktos przeczytał.
×