Skocz do zawartości
Nerwica.com

kedref

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kedref

  1. Witam Mam 22 lata, w wieku 16 lat (1 liceum) poznałem marihuanę. Ciągłe konflikty w domu (alkohol) bardzo mnie zachęciły do sięgania po ten narkotyk. Moje problemy odchodziły na bok w trakcie upalenia, wszystko było wtedy takie proste i po upaleniu się uwielbiałem "rozkminiać" wszystkie moje problemy. Niestety za późno zauważyłem najważniejszy problem, że zaniedbuję przez to szkołę, rodzinę czyli to co najważniejsze w życiu. Wtedy gdy dostrzegłem ten ważny problem, było bardzo ciężko się zmobilizować, dlatego teraz jestem cały czas w tym samym miejscu. Bez matury, bez pracy z ogromną "depresją" (nie zdiagnozowaną, ja to tak nazywam sobie). Prócz tych trzech naczelnych problemów pojawił się niedawno kolejny (mniej więcej 8 miesięcy temu). Z każdym upaleniem stawałem się coraz bardziej podejrzliwy, przez co zamykałem się w sobie, coraz mniej się udzielałem w rozmowach. Natomiast w głowie miałem mętlik. Wciąż analizowałem to co powiedziałem, to co inni mówią, czy to aby przypadkiem odnosi się do mnie co oni mówią czy nie. Nie dochodziłem do żadnych konkretnych wniosków, co mnie jeszcze bardziej frustrowało. Moje palenie zamieniło się z chillout'u w ciągłą analizę. Przeszkadzało mi to bardzo, jednak nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji wciąż brnąłem w to dalej. Zaznaczę jeszcze coś istotnego, że prócz jednego kolegi, moi równieśnicy są ode mnie starsi. Prócz tego właśnie jednego u którego niestety coraz większe podejrzenia mieliśmy (jako grupa znajomych), że coś mu dolega. Ojca ma chorego na schizofrenię dlatego od razu pierwsze podejrzenia padły w tym kierunku. Objawy jego się nasilały jednak zamknął się on w sobie (nawet przede mną, a miałem z nim najlepszy kontakt) i nie mieliśmy nad tym kontroli co się z nim dzieje, oczywiście widywaliśmy się z nim, ale mało z nami rozmawiał a jak już coś powiedział to prawie nikt nie potrafił zrozumieć o co mu chodzi. Oczywiście, że nie zawsze tak było ale większość jego wypowiedzi była co najmniej dziwna. Przejmowałem się tym bardzo, jako że to mój jedyny rówieśnik ze znajomych to bardzo mi go było szkoda. Kryzys nastąpił w sylwestrową noc. Cała paczka znajomych spędzała go wspólnie, i właśnie tej nocy jego stan uległ totalnej destrukcji i wszystko to oczywiście na moich "najaranych" oczach. Nie będę się rozpisywał jak on się zachowywał tej nocy bo w sumie nie po to piszę tego posta. Uwierzcie mi na słowo pisane, że on tej nocy sfiksował. Znajomi oczywiście po tym co zobaczyli, odsunęli się od niego, przy jego nieobecności postanowili przestać się z nim spotykać. Byłem przy tej rozmowie. Od tamtej pamiętnej nocy już nic dla mnie nie jest takie samo. Paliłem i wciąż wydawało mnie się że wszyscy moi znajomi zaczęli zauważać moje dziwne zachowanie, przynajmniej mnie się tak wydawało, że się dziwnie zachowuje. Oczywiście po kilku - kilkunastu dniach (niestety ogromne problemy z pamięcią nie pozwalają mi tego sprecyzować dokładnie) odłożyłem marihuanę, ponieważ nie wytrzymywałem tego natłoku myśli o swoim stanie psychicznym. Wyczytałem, że budzi ona ukrytą w psychice chorobę a panicznie się tego bałem, że może mnie też to spotkać to stwierdziłem, że lepiej się tym już nie krzywdzić. Oczywiście nie wystarczyło, zadręczałem się masą pytań na które odpowiedzi znajdywałem w internecie. Wszystko, dosłownie wszystko co wyczytałem wskazywało na to że właśnie mogę mieć tą chorobę, która oczywiście dopiero się zaczyna, bo gdyby ogarnęła mnie dokładnie tak samo jak mojego kolegę to bym się nad tym nie zastanawiał ani się tego tak nie bał. On się tego nie boi. Po kilku nieprzespanych nocach i później dosypianiu tego w ciągu dnia nie wytrzymałem i otworzyłem się przed jednym z moich znajomych. Był wielce ździwiony moim problemem, nie potrafił przez chwilę wziąć tego na poważnie. Jednak po tym co mu zacząłem opowiadać, wyznał mi, że mnie rozumie bo przez chorobę jego ojca (rak) sam nabawił się ogromnego strachu przed rakiem który go sparaliżował na dwa miesiące. Powiedział mi, że to tylko mój wymysł bo gdyby było inaczej wszyscy wokoło by to zauważyli. Uspokoiłem się po tej rozmowie bardzo, na tyle bardzo że kilka dni po tym znów zapaliłem, złapałem co prawda jednego macha ale od razu poczułem ten nieprzyjemny, powracający do mnie stan gdzie jestem przewrażliwiony na każde słowo. Więc po chwili znów pękłem i zacząłem narzekać już w obecności drugiego znajomego o swoim problemie. Oto kolejny mój znajomy, który był naprawdę zaskoczony moim problemem. Od tej pory zaprzestałem palenia. Podzieliłem się jeszcze ze swoim problemem kilku osobom i wszędzie spotykałem się z tą samą reakcją. Nie dawało mi to spokoju, mimo zapewnień moich znajomych. Udałem się do lekarza (psycholog) , który po usłyszeniu, że miałem jakikolwiek kontakt z marihuaną wysłał mnie do psychiatry. Byłem, opowiedziałem o swoim problemie w dość dużym skrócie (nie zostałem uprzedzony, że wizyta trwa tylko 30 minut) po rozmowie z lekarzem, powiedział mi, że chory na schizofrenię to ja na pewno nie jestem i raczej nigdy nie będę. Mimo wielu wątpliwości co do opinii psychiatry przyjąłem to na klatę i zapisałem się na psychoterapię. 5 spotkań poszło na marne, wciąż co spotkanie opowiadałem o swoich problemach i jedynie psycholog raz na jakiś czas wtrącił swoje dwa grosze, ale niestety nic mi to nie dawało. Lęk przed chorobą wciąż był i nic nie wskazywało na lepsze, dlatego miedzy innymi zrezygnowałem z terapii. Dobra przechodzę do sedna problemu. Moim zdaniem mam początki choroby psychicznej zwaną Schizofrenią oto dlaczego tak uważam, a raczej moje objawy po, których dochodzę do takiego wniosku: -lęk -całe dnie potrafię przeleżeć w łóżku (granie na komputerze, przeglądanie internetu) -gdy ktoś coś powie co ja przed chwilą pomyślałem od razu nasuwa mi się myśl, że zaczynam mieć echomyśli, albo że zaczyna się ten proces kiedy ja zauważam wykradanie myśli. Chwilę po tym wiem że to bzdura, jednak ta myśl do mnie powraca co każdy taki przypadek. -zaburzenia mowy (zapominam słowa, potrafię przekręcić dane słowo a jak już to zrobię automatycznie uruchamia się nasilony lęk) - moim zdaniem mam właśnie te urojenia ksobne - potrzeba kłamstwa u mnie jest coraz mniejsza (byłem i wciąż czasami jestem dość dużym kłamczuchem) dla mnie jest albo kłamstwo albo prawda, psycholog nawet zauważyła że mam problem z odróżnieniem półprawdy. - nawet teraz jak pisałem tego posta wystraszyłem się bardzo, że ktoś może z moich znajomych go przeczytać, co oczywiście jest mało prawdopodobne żeby zaglądali na takie strony. -ostatnio kilka razy z rzędu pytano się mnie czemu jestem smutny, za każdym razem odpowiadam że nie jestem smutny ale w gdzieś w głębi to czuje że to wszystko co ostatnio się ze mną dzieje strasznie mnie dołuje Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że krytycyzm jeszcze mam wobec wszystkich tych moich głupich rozkminek jednakże przeczytałem dzisiaj (co tak naprawdę tchnęło mnie do napisanie tego posta tutaj) że w trakcie postępowania choroby krytycyzm maleje. Co oznaczało by, że każdy na początku swojej choroby ma krytycyzm jako taki ale później już zaczyna w to wierzyć i zanika takie coś. Źródło tego co wyczytałem to książka o Schizofrenii Antoniego Kępińskiego. Proszę o jakieś sensowne posty na temat mojego problemu. Wiem że psycholog i psychiatra tutaj jest wskazany, jednak na chwilę obecną to forum jest moim jedynym rozwiązaniem. Pozdrawiam -- 08 kwi 2012, 02:29 -- I jeszcze jedno mnie się nasuwa wciąż pytanie. Jeśli inni potrafią być świadomi swojej choroby, to dlaczego ja być jej nie mogę? -- 08 kwi 2012, 02:44 -- Jeszcze z objawów moich, to na pewno jest to koncentracja. Czytam np. dany artykuł w gazecie i po chwili zastanowienia się nie pamiętam o czym czytałem, nie jestem w stanie się skupić na czytaniu. Albo żeby coś zrozumieć muszę przeczytać to kilka razy. Sprawdzałem siebie i zawsze jak to robię (czyli sprawdzam się) to nie jestem w stanie przeanalizować tego co przeczytałem.
×