Skocz do zawartości
Nerwica.com

psst_ona

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia psst_ona

  1. Rindpvp - dzięki za oferte AW34 - czy krytycyzm i racjonalizm Ci pomagaja? czy ktos z Was da rade usłuchac swoich racjonalnych tłumaczen? Ja mam np pierdolca na punkcie swojego obrazu w oczach innych. I swiruje ze nie mam kontroli nad tym, jak ktos mnie postrzega, bo to ode mnie niezalezne. Moge napisac rozne rzeczy, dobre i zle, ale kazdy i tak to odbierze po swojemu, subiektywnie. I czytanie 20 razy tego samego postu nic nie da. I widze tu przyczyne swojego lęku, racjonalizuje go, ale natrectwa pozostana i to co pisze na bank znowu bede czytala 10 razy i analizowala. Tak samo powtarzam cos komus x razy. Upewnaim sie ze mnie zrozumial tak jak chce, w takim sensie w jakim chcialm to przekazac. Juz nie mowiąc ze odciski na dloniach i poluzowane klamki zaświadczaja ze drzwi są na bank zamkniete. A nawet gdyby byly otwarte to swiat sie nie skonczy, nikt mnie tu nie zamorduje, nie okradnie, powietrze mi nie ucieknie. Racjonalizacja jest non stop. Ale natrectwa tez są Quantum - a masz cos, jakaś niszę, jakies miejsce, gdzie umiesz byc spokojny i bezpieczny? Jkas czynnosc Cie np uspokaja? Jest cos co Cie uwalnia od tych mysli i lęków? Czynnosc, miejsce, osoba, sytuacja? Macie cos takiego, jaks swoją ucieczke? ( alkohol sie nie kwalifikuje ) tahela - ja sie boje ze mam np guza, raka, jaks chorobe bezobjawowa ktora we mnie siedzi cichutko i zabije bez upzredzenia. I ze moje dziecko 9 letnie zostanie samo, ze je osieroce. Ja mam tego tyle w sobie, ze na forum za malo miejsca aby to opisac... Pisalas ze 'mineło samo'. A pojawilo sie na to miejsce cos innego? Bierzecie leki? Jakies efekty po czyms konkretnym? Ja braalm SSRI i benzo. Bo SSRI fajny nastroj, motylki w glowie ale z natrectwami w tle. Po benzo spalam i niedowalona chodzilam ( tylko doraxnie benzo byly ). A u Was?
  2. czytanie dobra rzecz ( jak i onanizm ), nie robi odcisków na oczach jak klamki od drzwi na dloniach to calkiem bezpieczna strefa. fizycznie przynajmniej hmm... i pierwszy raz ktos mnie wita slowem 'ojeej' 1. tak, dostaje ataków paniki. mam wizje sasiadki z dolu w roli utopca i nie usne do rana nawet z najlepszym facetem w lozku. 2. pomaga, tak... na wielu polach, ale na tym z nn jeszzce stoje w miejscu ;/ ale to dopiero rok... ( optymistka ) 3. pominmy temat bo dzis nie haloween poza tym ja tu nie chce eksportowac swojej biografii. 4. do tego sedna nie dotarlam. to ogólnie nieokreslony brak bezpieczenstwa. mój umysl tego nie definiuje jeszcze a swiadomosc nie odczytuje. 5. łykam codziennie magnez z B6 + omega 3 Co do racjonalizmu calkiem racjonalna rada... Obiektywizmu nawet u mnie dostatek, ale nastepuje tutaj zgrzytliwy dysonans z emocjami. Ludzie, ja nie chce potwierdzenia czy zaprzeczenia tego co mi jest. Ja wiem co mi jest, mam kliniczne rozpoznanie. Ja chce tylko wymiany mysli z kims kto ma podobnie. Kto szuka siebie w tym metliku i czasem sie odnajduje...
  3. Witajcie, Mam 29 lat, nn od wczesnej podstawówki. Tzn wtedy zaczeło mnie to zniewalać. Teraz juz nie wiem co jest tu niewolą - co jest nn, a co jest mną. Mam w sobie anomalie, które po tych wszystkich latach juz traktuje jak normę, a nn zaburzyło mi tyle sfer mojego zycia, iz juz nie jestem w stanie rozróżnić gdzie jestem czysta, która emocja czy myśl należy tylko do mnie, a która jest zatruta przez nn. Tak sie do tej niewoli przyzwyczailam, ze dopiero od roku chodze na psychoterapie. Pomaga bardzo, duzo uswiadamia, rozwija, odkrywa, mobilizuje, ale natrectwa szaleją nadal Łykalam tez ze smakiem asertin. Bylo rewelacyjnie, bo serotonina dawala mi megarausza pozytywnosci. Czyli w upojnym szzcęściu pól godz targalam za klamke sprawdzajac drzwi. Teraz odstawilam leki - czulam sie na nich jakbym rezygnowala z siebie. Narzucaly mi zmieniony nastroj nie pomagając w zasadniczym problemie. Dzis sobota, mialam wolny dzień. Połowe dnia spedziłam na chodzeniu po mieszkaniu sprawdzając czy przedmioty są symetrycznie poukladane i czy kurki w lazience pozakręcane. Kiedy w końcu udało mi sie usiaśc na komputer (nie lada wyczyn ! ) i znalazlam interesujący mnie artykuł ( czytuje ktos Kundere? ) nie potrafiłam zacząc go czytac. Siedze wygodnie, ciepło w domu, spokój, cisza, kot śpi, bezmiar czasu, mieszkanie poukładane jak od linijki, przed oczami swietny tekst i perspektywa intelektualnej przyjemności. A ja nie umiem sie skoncentrowac, nie potrafie zacząc czytac. Jak juz zaczynam, to czytam mechanicznie nie rozumiejąc tekstu i wracam co chwila do poczatku. Jestem bardzo ciekawa tego co czytam, ale niezrozumiale sie blokuje na to. Rosnie we mnie dziwne napiecie, robie sie drażliwa. Wkurwiona onanizuje sie. Wtedy napiecie jakby mija. Moge zaczac czytac. Czytam juz spokojniej, ze zrozumieniem, jest niby ok. Ale kiedy koncze tekst mam wrażenie ze go zapominam, ze go nie zrozumialam ( choc moge cytowac fragmenty ). I zaczynam czytac go ponownie. I tak dzieisec razy.. albo i wiecej, nie wiem, juz nie licze od lat. Zanim wysle tego posta tez go x razy przeczytam. A kiedy juz go zamieszczę, bede na te strone wracala i go czytala ponowne y razy. Kiedy odwiedza mnie znajomy i siada na łozku, ja mysle tylko o tym ze robi na nim fałdy. No i ze mu kawa kapie na stolik ( fleja ). Jka pójdzie bede sobie robiła we łbie retrospektywe naszej rozmowy i analizowala co mu mówilam i jak on to odebral. Wstaje dobra godz wczesniej aby zdazyc z wyjsciem z domu ( wiecie, musze zrobic godzinny obchód z kontrola symetrii i zakreconych kurków - a mieszkanie cale 32 m kw ). Ale wiecie co mnie najbardziej irytuje w tym moim kabarecie? To, że zyje na ćwierć gwizdka. Ze moje zycie jest jak ksiązka któą czytam, patzre na nie z zewnatrz. Nie moge w nim w pelni uczestniczyc, doznawać, odczuwac, bo od pelnego ( 'pełnego' - dobre zarty, aby choc 'częsciowego' ) poznania odciagaja mnie te skurwysyńskie mysli, obsesje, natręctwa. Nie moge sie skupic, wykorzystac intelektu, pracowac. Nie moge sie cieszyc chwilą, poczuć ją, doswiadczac. Na rzeczywistosc patzre jak na eksponat w muzeum - mozna ogladac ale nie dotykać, nn mi nie pozwala dotknąc. Emocje mam jak supeł - na zewnątrz usmiechnieta, ale w srodku spieta, drazliwa, niespokojna. Boje sie ze ta napieta cieciwa kiedys puści. Nie umiem sie wyluzowac, zrelaksowac, marze o odpoczynku... Nie wiem jaki to stan usiąsć i poczuc sie spokojnie. Ja wstaje rano i mam umysl na bezdechu. Czuje sie, jakbym nie byla sobą, czy tez ze soobą. Ja nie zcuje siebie. Ja sie zcuje, jakbym siebie nosila na swoich plecach jak wielki garb, ciezar. Wiecznie siebie dźwigam. Kocham muzyke i seks. Bo to sa tak napastliwe osobliwości, iz potrafia sie przebic przez moje nn. Nawet kiedy mysli truja mi umysl, to uszy nie moga sie obronic przed dźwiekami. No i muzyka jest niematerialna, nie podlega symetrii... I nie ma tresci werbalnej czyli nie podlega analizie. A seks? Podobnie jak muza, przebija sie przez moje nn swoja zmyslowościa... Ale czasem mysle ze to pulapka fizjologii tylko. Poza tym teraz mam etap przyjemnej melancholii i swiadomej izoloacji, wiec seks tylko w pojedynke u mnie. Jestem bardzo zmeczona moim nn. Strasznie siebie lubie. Szukam siebie codziennie i kocham te cząstki które znajduje. Ale szlag mnie trafia ze nie umiem od tego gówna sie uwolnic i tyle siebie mi ucieka. Jak Wy znajdujecie siebie? Z czego czerpiecie przyjemnosc? Jak czytacie siebie? Jka sie uspokajacie? Ja z nikim o tym nie rozmawiam. Poza psycholog moją. Zewnetrznie to u mnie nie do rozpoznania. A nad moja 'rosyjska duszą' i akrobatyczna emocjonalnoscia poczatkowo wszyscy sie zachwycają. Potem jednak nastepuje przesilenie i zawsze ktos wysiada. Męczy mnie to wszytsko. Bardzo. Wybaczcie egozim, ale pierwszy raz ujawnaim to komus na zewnątrz.
×