Witajcie,
Mam 29 lat, nn od wczesnej podstawówki. Tzn wtedy zaczeło mnie to zniewalać. Teraz juz nie wiem co jest tu niewolą - co jest nn, a co jest mną. Mam w sobie anomalie, które po tych wszystkich latach juz traktuje jak normę, a nn zaburzyło mi tyle sfer mojego zycia, iz juz nie jestem w stanie rozróżnić gdzie jestem czysta, która emocja czy myśl należy tylko do mnie, a która jest zatruta przez nn. Tak sie do tej niewoli przyzwyczailam, ze dopiero od roku chodze na psychoterapie. Pomaga bardzo, duzo uswiadamia, rozwija, odkrywa, mobilizuje, ale natrectwa szaleją nadal Łykalam tez ze smakiem asertin. Bylo rewelacyjnie, bo serotonina dawala mi megarausza pozytywnosci. Czyli w upojnym szzcęściu pól godz targalam za klamke sprawdzajac drzwi. Teraz odstawilam leki - czulam sie na nich jakbym rezygnowala z siebie. Narzucaly mi zmieniony nastroj nie pomagając w zasadniczym problemie. Dzis sobota, mialam wolny dzień. Połowe dnia spedziłam na chodzeniu po mieszkaniu sprawdzając czy przedmioty są symetrycznie poukladane i czy kurki w lazience pozakręcane. Kiedy w końcu udało mi sie usiaśc na komputer (nie lada wyczyn ! ) i znalazlam interesujący mnie artykuł ( czytuje ktos Kundere? ) nie potrafiłam zacząc go czytac. Siedze wygodnie, ciepło w domu, spokój, cisza, kot śpi, bezmiar czasu, mieszkanie poukładane jak od linijki, przed oczami swietny tekst i perspektywa intelektualnej przyjemności. A ja nie umiem sie skoncentrowac, nie potrafie zacząc czytac. Jak juz zaczynam, to czytam mechanicznie nie rozumiejąc tekstu i wracam co chwila do poczatku. Jestem bardzo ciekawa tego co czytam, ale niezrozumiale sie blokuje na to. Rosnie we mnie dziwne napiecie, robie sie drażliwa. Wkurwiona onanizuje sie. Wtedy napiecie jakby mija. Moge zaczac czytac. Czytam juz spokojniej, ze zrozumieniem, jest niby ok. Ale kiedy koncze tekst mam wrażenie ze go zapominam, ze go nie zrozumialam ( choc moge cytowac fragmenty ). I zaczynam czytac go ponownie. I tak dzieisec razy.. albo i wiecej, nie wiem, juz nie licze od lat. Zanim wysle tego posta tez go x razy przeczytam. A kiedy juz go zamieszczę, bede na te strone wracala i go czytala ponowne y razy. Kiedy odwiedza mnie znajomy i siada na łozku, ja mysle tylko o tym ze robi na nim fałdy. No i ze mu kawa kapie na stolik ( fleja ). Jka pójdzie bede sobie robiła we łbie retrospektywe naszej rozmowy i analizowala co mu mówilam i jak on to odebral. Wstaje dobra godz wczesniej aby zdazyc z wyjsciem z domu ( wiecie, musze zrobic godzinny obchód z kontrola symetrii i zakreconych kurków - a mieszkanie cale 32 m kw ). Ale wiecie co mnie najbardziej irytuje w tym moim kabarecie? To, że zyje na ćwierć gwizdka. Ze moje zycie jest jak ksiązka któą czytam, patzre na nie z zewnatrz. Nie moge w nim w pelni uczestniczyc, doznawać, odczuwac, bo od pelnego ( 'pełnego' - dobre zarty, aby choc 'częsciowego' ) poznania odciagaja mnie te skurwysyńskie mysli, obsesje, natręctwa. Nie moge sie skupic, wykorzystac intelektu, pracowac. Nie moge sie cieszyc chwilą, poczuć ją, doswiadczac. Na rzeczywistosc patzre jak na eksponat w muzeum - mozna ogladac ale nie dotykać, nn mi nie pozwala dotknąc. Emocje mam jak supeł - na zewnątrz usmiechnieta, ale w srodku spieta, drazliwa, niespokojna. Boje sie ze ta napieta cieciwa kiedys puści. Nie umiem sie wyluzowac, zrelaksowac, marze o odpoczynku... Nie wiem jaki to stan usiąsć i poczuc sie spokojnie. Ja wstaje rano i mam umysl na bezdechu. Czuje sie, jakbym nie byla sobą, czy tez ze soobą. Ja nie zcuje siebie. Ja sie zcuje, jakbym siebie nosila na swoich plecach jak wielki garb, ciezar. Wiecznie siebie dźwigam. Kocham muzyke i seks. Bo to sa tak napastliwe osobliwości, iz potrafia sie przebic przez moje nn. Nawet kiedy mysli truja mi umysl, to uszy nie moga sie obronic przed dźwiekami. No i muzyka jest niematerialna, nie podlega symetrii... I nie ma tresci werbalnej czyli nie podlega analizie. A seks? Podobnie jak muza, przebija sie przez moje nn swoja zmyslowościa... Ale czasem mysle ze to pulapka fizjologii tylko. Poza tym teraz mam etap przyjemnej melancholii i swiadomej izoloacji, wiec seks tylko w pojedynke u mnie. Jestem bardzo zmeczona moim nn. Strasznie siebie lubie. Szukam siebie codziennie i kocham te cząstki które znajduje. Ale szlag mnie trafia ze nie umiem od tego gówna sie uwolnic i tyle siebie mi ucieka. Jak Wy znajdujecie siebie? Z czego czerpiecie przyjemnosc? Jak czytacie siebie? Jka sie uspokajacie? Ja z nikim o tym nie rozmawiam. Poza psycholog moją. Zewnetrznie to u mnie nie do rozpoznania. A nad moja 'rosyjska duszą' i akrobatyczna emocjonalnoscia poczatkowo wszyscy sie zachwycają. Potem jednak nastepuje przesilenie i zawsze ktos wysiada. Męczy mnie to wszytsko. Bardzo.
Wybaczcie egozim, ale pierwszy raz ujawnaim to komus na zewnątrz.