Skocz do zawartości
Nerwica.com

Agłajaaa

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Agłajaaa

  1. Czy jestem "twarda"? Byłam. Bardzo twarda. 10 lat z postępującym paraliżem niewiadomego pochodzenia. Studia. Szpitale. Książki. Gabinety lekarskie... Już nie jestem twarda. Właściwie- w ogóle "nie jestem". Podejrzewam u siebie neuroboreliozę. W takim stanie pacjentów się już nie leczy... Pozdrawiam.
  2. Umieszczałam swojego posta już na innym forum, ale niestety nie doczekałam się żadnej konkretniejszej odpowiedzi, wiec próbuję tutaj: Witam, Od prawie 5 miesięcy zmagam się z ciężką nerwicą i depresją endogenną.Choruję prawie dekadę. Nie chcę opisywać wszystkiego, czego doświadczyłam/doświadczam.Od 10 lat cierpię na poważną chorobę neurologiczną. Dotąd nie zdiagnozowaną. Od 2 lat walczę właściwie o życie. Sama. Bez opieki medycznej. Nie mieści się w głowie? A jednak. Chciałam zapytać, czy byc może Ktoś z Was doświadczył na własnej skórze koszmarnych objawów, z którymi sobie nie potrafię poradzić. Odkąd wylądowałam w szpitalu- w listopadzie ubiegłego roku- nie mogę dojść do siebie. Choć trudno w to uwierzyć przez moją głowę nie przelatuje ŻADNA myśl, kompletnie żadna. Jakbym miała mózg wypchany watą albo w ogóle go nie miała-odczuwam to wręcz fizycznie. Tak jest non stop. Tylko z tego, że jestem (chwilami) w stanie coś napisać czy powiedzieć wnioskuję, że "myślę". To nie do wytrzymania. Co więcej-jakby to dziwnie nie zabrzmiało:przestałam czuć cokolwiek. Nie odczuwam ŻADNYCH emocji (pozytywnych czy negatywnych)-jakbym była chodzącym automatem. Rozstałam się z facetem.Patrzę na niego jak na kogoś kompletnie obcego. Jednego dnia "wyłączyło mnie"- tak jakby mózg powiedział: dość, nie mam już sił wykreować choćby najmniejszej myśli czy doświadczyc jakiegokolwiek uczucia. I jeszcze jedno: właściwie przestałam kapować, co mówią do mnie ludzie- gapię sie często na nich bezmyślnie (sic!) i po prostu nie rozumiem, nie przetwarzam, nie mogę zareagować-jakbym nie była zdolna do żadnego intelektualnego wysiłku. Ja-wygadana humanistka z ciętą ripostą,tysiącem pomysłów i dziesiątkami przeprowadzonych literackich analiz. Nie umiem wydukać zdania, obejrzeć filmu, zrozumieć,co się do mnie gada...Z tego "niebytu" wyrywa mnie tylko płacz. Na moment. Wtedy "trzeźwieję".Ale ja już nie mam czym płakać. Czy Ktoś z Was przeszedł coś podobnego, czy z tej otchłani w ogóle można sie wydobyć?Będę wdzięczna za jakiś odzew. Biorę paroksetynę. Pozdrawiam, Agłaja
×