Skocz do zawartości
Nerwica.com

vegetagirl

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia vegetagirl

  1. white Lily, ja w sumie sama prawdopodobnie choruję na coś w stylu nerwicy, ponieważ mam często nerwobóle i bóle brzucha. Jestem w stanie dla niego przenieść góry. Czuję, że to nie on, a jego matka to rozchrzaniła. Czemu? Nie wiem. Zawsze z tego co wiem mówiła o mnie dobrze i z dnia na dzień "coś". Tęsknię za nim i chcę mu pomóc. I jestem w stanie mu wybaczyć. Pada pytanie, czy znów zostanę tak potraktowana i czy gdy mu pomogę z psychologiem jest jakieś światło nadziei byśmy do siebie wrócili. Nie działo się źle, chłopak mając DDA widzi parę rzeczy inaczej niż ja.
  2. Witam Was bardzo serdecznie. Czuję, że trafiłam w odpowiednią część forum. Szukam pomocy. Wczoraj rozstaliśmy się z chłopakiem. Byliśmy ze sobą prawie 5 lat. Kochałam i Kocham Go takiego jakim jest. Wczoraj dowiedziałam się, że prawdopodobnie ma syndrom DDA. Kłótnia nasza ciągnęła się od ostatnich dni marca. Powiedział mi wczoraj, że nie czuł, że nie jest dobrze od ostatnich 2,5 roku. Zdziwiłam się, bo nie kłóciliśmy się jakoś zażarcie. Raz Go owszem zawiodłam, że powiedziałam mojemu koledze, że podoba mi się jego sposób bycia (on zrozumiał, że całkowicie koleś mi się podoba i zostawię Go dla niego). Potem była kłótnia na imprezie, że zostałam sama w kącie klubu, a on poszedł z kumplami pić piwo. Byliśmy przez ten czas w różnych miejscach, we dwoje zwiedzaliśmy. Ogromnie za nim tęsknię i boli mnie serce. Nagle zmienił się jako 20 latek (właśnie 2,5 roku temu), kiedy zmarł jego ojciec. Był to dla niego szok, bo to był zawał, a człowiek był zdrowy. Przez rok walczyliśmy razem, żeby wyszedł z depresji. Wyszedł, zaciągnęłam go na studia, by nie siedział w domu, robił coś. Jego matka nas w sumie rozdzieliła, bo powiedziała, że jestem chyba dziwką i naprawdę go zdradzam, jeśli ciągle mam nawrotowe zapalenie pęcherza. Nie umiem tego przełknąć, ponieważ nigdy bym tego świństwa nie zrobiła. Nawet jeśli miałabym pokusy. Moje życie ograniczyło się do tego, że na 8 na uczelnię i do 15 siedziałam, wracałam do domu, zjadłam obiad, drzemka i nauka do rana (studiuję ścisły kierunek). Jeszcze jego matka mnie w ten sposób oskarżyła... A każdy weekend jemu poświęcałam. Cały wolny czas, aż rodzice mieli do mnie pretensje, że dom tylko jak sypialnię traktuję. Wczoraj w nocy po rozstaniu napisał do mnie, że ma prawdopodobnie DDA. Mi się wydaje, że on cierpi na zaburzenie dwubiegunowe afektywne. Pewien okres (dłuższy) czasu, cieszy się życiem, chwilami. A byle zapłon uwalniał w nim to, co działo się prawie 3 lata temu... Nie żył tym co jest aktualnie, a tym, o co się kiedyś jako młodziki pokłóciliśmy. Poprosił mnie wczoraj (dał sygnał), że chciałby mi się wygadać i potrzebuje psychologa. Czuję, że Go Kocham i jestem w stanie mu wybaczyć, dać drugą szansę, ale nie nastąpi to szybko. Po tym, jak jego matka dała mi aluzję, że jestem "dziwką", myślałam, że mi serce pęknie, bo on jeszcze poparł jej przepuszczenia.. (nie był pewien) . Już wszystko mu się mieszało. Ryczałam cały wczoraj dzień, moja matka wzięła mnie do psychologa, żeby to się kolejną głupią próbą nie skończyło. Tęsknię za nim, jestem w stanie mu wybaczyć, ale potrzebuję czasu. Moje serce jest dla niego otwarte, jednakże ja sama potrzebuję czasu by "odetchnąć" od tego szoku. Sądzicie, że jeżeli mu pomogę, dam szansę na rozmowę, pójdziemy do psychologa, to warto budować życie od nowa? Zaznaczę, że nie chcę zbytnio się z jego matką widzieć. Przynajmniej przez najbliższy czas. Jedyne co mnie wtedy trzymało, to jego starsi bracia, którzy byli wtedy w domu i stanęli jak dęby w mojej obronie... Liczę na jakąś Waszą radę, Pozdrawiam, Alex.
  3. Monar, oni mnie ubezpieczają, a w szkole też mam swoją drogą. Ale od szkoły dokumentu nie dostanę, że jestem ubezpieczona.
  4. Monar, niestety, nie znajdę i nie wycisnę chociaż nie wiem jakbym bardzo chciała.
  5. @Monar - owszem. Ale i tak pewnie terapeuta będzie chciał z nimi również porozmawiać. A druga sprawa, trzymają gdzieś mój dowód ubezpieczenia, więc bez tego ani rusz.
  6. Witam. Chciałabym przedstawić swój problem. Jeżeli nie kwalifikuje się tutaj, można go usunąć bądź przenieść. Jednakże prosiłabym o jakąkolwiek poradę, bo może być naprawdę mi pomocna. Jak wiadomo, moje pierwsze zdanie zabrzmi - tak, nie radzę sobie ze sobą i swoimi emocjami... . Może najpierw się przedstawię - nazywam się Aleksandra, ukończyłam 18 lat. W tym roku szkolnym, rozpoczęłam klasę maturalną. Co stało się dla mnie istnym piekłem. Moi rodzice zawsze ode mnie wymagali solidnej nauki, mówili że to mój priorytet. Że dzięki temu będę przenosić góry. Staram się w miarę swoich możliwości. I tak nigdzie w tygodniu nie wychodzę. Nie chodzę na żadne imprezy, nic. Mówią, że nie tak powinna młodość wyglądać. Jedyne co robię to ślęczę nad książkami, uczę się. Czasem mam dni, że coś do łba mi nie wejdzie, zwyczajnie, znacie na pewno to uczucie no i dostanę słabszą ocenę. W domu nasłucham się jaka jestem beznadziejna, że nie powinnam żadnych decyzji podejmować sama, bo nie jestem na to przygotowana. Boli mnie jak się nasłucham takich rzeczy. Od paru lat mam wrażenie, że pragnęli idealnego dziecka, które się im podporządkuje pod każdym aspektem. Jestem typem nieszczęśliwej, niewyzwolonej duszy. Mam 18 lat, nie wiem co to znaczy naprawdę żyć. Chciałabym wyjść w tygodniu z przyjaciółmi, chociaż na spacer - nie mogę, bo nauka ważniejsza. A druga sprawa, nie mam tych przyjaciół. Nie umiem za bardzo nawiązać prawidłowego kontaktu z ludźmi. Jestem nieufna. Miałam kiedyś "przyjaciółkę", która zwyczajnie wykorzystała moje zaufanie. Ludzie za mną nie przepadają, ponieważ jestem zbyt asertywna, nie potrafię normalnie "współżyć" z człowiekiem. Każde inne zdanie niż moje odbieram jako atak. Jestem również impulsywna, płaczliwa. Każdą sprawę biorę mocno do siebie. Bardzo, czasami przez kilka dni nie umiem się pozbierać. Nie potrafię się odnaleźć. Ciągle czuję się krytykowana (może tak koniecznie nie jest). Klasa maturalna wiążę się z podjęciem decyzji o wyborze przedmiotów, które chcemy zdawać. Boże... Ile ja się nasłuchałam. Zawsze byłam JAKOŚ silna, próbowałam odpierać ataki od strony rodziców, że "nie dam rady", "nie jestem z tego mocna", "nie dam rady". Ogólnie zdaję geografię. Postanowiłam tylko zmienić poziom. Z rozszerzonego na podstawę. Miałam w zeszłym tygodniu na seminariach maturalnych coś w rodzaju "próbnej matury" na poziomie rozszerzonym. Niestety, nauczyciel wyciągnął z tego oceny. Dostałam jedynkę. Zacznijmy od tego, ze mój mózg bardzo mało pracował gdyż siedziałam od godziny 8 rano do 17:20 (od 15:20-17:20 mam seminarium). Więc naprawdę byłam na wyczerpaniu i mało co myślałam. Skupić się nawet nie mogłam. Co w domu? Sajgon. Nawrzeszczeli na mnie, że teraz są zupełnie pewni, że nie powinnam zdawać tej geografii (normalnie na lekcjach mam same 5). Że w ogóle podjęcie decyzji wyboru przedmiotów powinniśmy podjąć wspólnie, a najlepiej tylko oni... Że jestem za młoda do podejmowania wszelakich takich decyzji. Nasłuchałam się jaka jestem beznadziejna, że sobie wyobrażałam Bóg wie co... Pękłam. Nie wiem czy to ma jakieś znaczenie, jestem po próbie samobójczej, chciałam się otruć. Miałam wtedy 14 lat. Po prostu nie wytrzymuję już tej presji w domu. Kompletnie... Ostatnio miałam kłótnię, że chciałam wyjść z moim chłopakiem w piątek po południu na spacer, po szkole... Awantura o to, że się nie uczę, nie wiem co jest najważniejsze, że chłopak jest też nie najważniejszy... Szczerze mówiąc, jest jedyną osobą, której mogę się całkowicie zwierzyć. Niedawno zmarł jego ojciec. Pomimo takiej tragedii, zbliżyliśmy się do siebie, bardziej sobie zaufaliśmy, zacieśniliśmy więzi. Jesteśmy dla siebie przyjaciółmi, zwierzamy się z każdej sprawy, planujemy przyszłość. Jesteśmy razem już 3 lata. Moi rodzice go również krytykują (wprost nie, a bo dlaczego, boją się?), że o tamtym zapomni, a bo coś tam. Sajgon mieliśmy jak u mojej kuzynki na weselu, daliśmy sobie buziaka w usta przy wszystkich (nie ślimak!!!). Rodzina pytała się moich rodziców jak długo razem jesteśmy, że wydajemy się być ze sobą szczęśliwi, czy planujemy przyszłość. Opierdziel nie z tej Ziemi - tamci na mnie naskoczyli, że już nas biorą za narzeczonych i kiedy ślub (UWIELBIAJĄ WYOLBRZYMIAĆ PROBLEMY DO GRANIC MOŻLIWOŚCI). Przykre. A ja z moim chłopakiem, naprawdę mocno się Kochamy, pokładamy nawzajem w sobie nadzieje. Męczy mnie ta presja, nie daję sobie już rady. Boli, cholernie boli. Coraz częściej mam nalotu płaczu. Jeżeli ktoś nie umie sobie za bardzo mnie dobrze wyobrazić, polecam obejrzeć teledysk Linkin Park - Numb. Tylko zamiast obojętnej matki tam, wstawcie awantury, uczucie presji. Również jestem krytykowana za to, co Kocham. Fantastykę (kocham czytać książki) i Japonię (jej kultura, Anime). Ciągle słyszę, że to idioctwo, że po co marnuję na to czas... Ze są dużo lepsze rzeczy, które powinnam oglądać po czytać. Że fantastyka w ogóle nie uczy. Ile się nasłuchałam jak chciałam dostać Harrego Pottera... Że to idioctwo, ogłupi mnie, że nic to nie wznosi, same straszydła, ze durne to. Do psychologa chciałam nie jednokrotnie się wybrać. Powód czemu nie poszłam? "Nie jesteś wariatką, psycholką jakąś! A nasza rodzina to nie patologia!!!". Dodam, że też się oszpecałam - cięłam się. Akcja budzi reakcję - dostałam lanie i na wszystko szlaban, miałam też 14 lat. Trochę przez te lata się podbudowałam, ale dziś znowu wszystko pękło. Da się cokolwiek jeszcze naprawić? Liczę na jakieś odpowiedzi z Waszej strony. -- 16 paź 2012, 21:32 -- Poprawka - mówią, że nie wyobrażają sobie spędzania młodości na imprezach itp.
  7. zapomniałam także dodać, że kiedy chciałam dokonać samobójstwa, to zamiast mnie wspierać, zabrać do psychologa, zrobili mi żywą awanturę, taką konkretną. kiedy są wywiadówki, nigdy nie wysłuchają mojej obrony, tylko trzymają się strony nauczycieli. nigdy mnie nie bronią.. boję się, że to życie, te przeżycia przełożą się na moją przyszłość. że będę wybuchała gniewem do kochanego męża, który będzie chciał mi pomóc, czy do Boga ducha winnych maluszków... nie chcę tego. chcę tego uniknąć ! chcę znaleźć po kryjomu psychologa. chciałam nie raz im zaproponować wyjście do lekarza, nie. zaraz od wariatek mnie wyzywają... kiedy ja naprawdę potrzebuję fachowej pomocy... niektórzy chcą uciekać przed spotkaniem z lekarzem. ja właśnie chcę znaleźć pomoc, by w przyszłości uniknąć jakichkolwiek nieszczęść. nie raz chciałam z nimi porozmawiać (mam na myśli rodziców) o swoich problemach, o bólu, żalu do nich. wszystko wyszło na to, że wszystko to leży po mojej szali wagi. ja jestem wszystkiemu winna. samobójstwa chciałam w większości % popełnić z ich powodu. dziękuję za każdą poradę !
  8. Witam serdecznie. Od razu chciałabym zauważyć, że nie wiem czy w dobrą kategorię trafiłam ze swoim problem. Jeżeli tak - przepraszam. Poszukuję pomocy. Od kilku lat. Otóż mam problem ze swoją osobowością (tak podejrzewam). Zacznę od tego, że w tym roku kończę 18 lat (być może też ma to jakieś znaczenie). Przedstawię swój problem. Otóż - od kiedy tylko poszłam do szkoły (chodzi mi o zerówkę, podstawówkę) miałam problem w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami. Niestety - ostało się to we mnie do dziś. Nie potrafię tego sobie wytłumaczyć dlaczego się tak właśnie ze mną dzieje... Nie chcę, aby Państwo uznali, że przemawia przeze mnie syndrom "narcyza". Nie potrafię się dogadywać w swoim środowisku (szkolnym). Często się kłócę. Jestem osobą nerwową i niestety bardzo łatwo, byle pierdółką można mnie wyprowadzić z równowagi. Jestem osobą kłótliwą, jednakże bardzo szczerą. Nie cierpię kłamstwa i obgadywania, dlatego czasem jestem szczera aż do szpiku kości, przez co jestem uznawana za bezczelną. Nawet w swojej rodzinie. Nie mam przyjaciół, koleżanek, kolegów. Na szczęście mam tylko swojego chłopaka (jest ode mnie o 2 lata starszy) który mnie w pełni akceptuje, moje nastroje (bardzo zmienne. Naglę potrafię się śmiać, a za chwilę bez powodu płakać !). Jesteśmy razem dwa lata. Zawsze mnie wspiera, pomaga, podtrzymuje na duchu. Nawet zwykłym pogłaskaniem, czy przytuleniem. Bardzo się cieszę, że trafiło mnie takie szczęście, że mogę w życiu mieć tak cudowną osobę obok siebie. Taką bliską, najbardziej zaufaną. Doceniam to, że mnie los nim obdarzył. Chcę zauważyć także, że jestem po dwóch próbach samobójczych (1 raz jako 13 latka, 2 raz jako 15 latka). Zmierzając do celu- nie potrafiłam nigdy dogadywać się ze swoimi rówieśnikami. Zawsze miałam z tym problem. Dla mnie zawsze byli za "dziecinni". Ich zachowanie, czy rozmowy na pewne tematy zawsze były dla mnie bez sensu, zbyt niedojrzałe. Jestem po części realistką, po części marzycielką. Boli mnie brak tolerancji, czy szacunku ze strony przeciwnej (mam na myśli tu rodzinę czy rówieśników). To nie jest tak, że ja ich atakuję. Ja w sposób szczery (może być dla kogoś bezczelny) przyjmuję ofensywę. To też nie jest tak, że nie dopuszczam kogoś opinii czy zdania na pewien temat. Oczywiście, przyjmuję ! Tylko nienawidzę cwaniactwa, czy wścibstwa. Dlatego zawsze jak ktoś kombinuje, aby na mnie pożerować, czy mnie nie szanuje/ mojej pracy to wybucham oburzeniem, często potrafię zmieszać kogoś z błotem. Jestem kobietą stanowczą, z własnym niepodważalnym zdaniem. Nie wiem skąd się wzięła tego geneza.. Lepiej się dogaduję z osobami starszymi od siebie (stąd jestem związana ze starszym od siebie chłopakiem). Ostatnio doszłam do pewnej myśli. Chciałam się skonsultować właśnie z psychologiem. Moi rodzice mi na to nie pozwalają. Jednakże już sama widzę, że potrzebuję takiej pomocy. Zatem chociaż w internecie szukam jakiegoś psychologa. Mam nadzieję, że znajdzie się na tym forum ktoś wykwalifikowany, lub ktoś kto mi dobrze poradzi. Sama doszłam do takiej genezy swojego problemu, może się mylę? Jako mała dziewczynka, nigdy nie przebywałam w przedszkolu (druga sprawa, często chorowałam). Jednakże matka ograniczała i nadal ogranicza spotkania, wyjścia do świata, do społeczeństwa. Swoje problemy z rówieśnikami mogę mieć właśnie przez to ograniczenie? Pamiętam jak na podwórku wyszły dzieci pograć w piłkę i metal tazo z Dragon Ballem, Pokemonami... Sama się ubrałam i wyszłam (miałam podwórko ograniczone płotem od reszty sąsiedztwa). Miałam no może z 10 lat? 8? Nie więcej. Chciałam się zwyczajnie z dziećmi pobawić. Najwidoczniej mi tego brakowało. Matka zobaczyła mnie z okna i wrzeszczała na mnie, przez całe podwórko. Kazała mi wracać do domu. Kiedy wracałam miałam łzy w oczach. Kiedy wróciłam, zabroniła mi się bawić z tymi dziećmi. Co te dzieci w moim wieku mogły złego zrobić? Zamiast wprowadzać mnie w rejon rówieśników, zabierali mnie w swoje środowisko dorosłych, tam dzieci nie było. Zawsze wtedy siedziałam po ciemku na schodach, lub rysowałam na kartce na tych schodach. Strasznie wbiło mi się to w pamięć. W podstawówce myślałam, że poznam fajne dzieci. Poznałam, ludzi znam do dziś często rozmawiamy ze sobą. Ale nawet jak przychodzili po mnie w dzieciństwie na rolki, rower, to nie pozwalali mi wychodzić, bo coś sobie zrobię. Nie pozwalali mi uczęszczać na zajęcia judo, czy też kung-fu. Do dziś od dziecka jestem zafascynowana sztukami walki, Dalekim Wschodem. Boli mnie to też, że nie potrafią zaakceptować mnie jako osobę, moich planów, marzeń. Zawsze muszą mnie zdemotywować zamiast "spróbuj dasz radę, może Ci się uda! trzymam za Ciebie kciuki!". Chcę wziąć udział w konkursie międzynarodowym mangi (rysunek japoński). Interesuję się tym, sama praktykuję, uczę się. Co słyszę? "Co Ty za potwory rysujesz? Po co Ci to? Są lepsi". Nawet nie wiecie jak to boli. Kiedyś chciałam nawet z politowania trenować siatkówkę! Robić coś fajnego we własnym życiu! Śmiałam się do rodziców " hej, może będę grała kiedyś w reprezentacji Polski!". Dla Żartów to mówiłam. Sądziłam, że powiedzą "trening czyni mistrza" czy coś takiego... efekt? " po co Ci to? wiesz ile trzeba ćwiczyć? i tak szybko ze wszystkiego rezygnujesz. nie dasz rady, są lepsze." Czemu ze wszystkiego tak rezygnuję? Właśnie z ich takiej "motywacji". Naciskają na mnie także z nauką. Nie dziwię się, bo chcą zrobić ze mnie człowieka wykształconego. Ale awanturę za to, że mam jedną jedynkę? Ostatnio się opuściłam ze względu na tą całą presję. Brak mi motywacji, sił. Ojciec mi zagroził, ze jeżeli nie będę miała lepszych ocen, to szlaban nawet na 2 miesiące. Ja się pytam za co? Za to, że mam pare jedynek (pisałam poprawy, których ocen oczywiście jeszcze nie wstawili). Boli mnie to, ze nie patrzą się na moje starania. Tylko na efekty. Przytoczę przykład ze swojego życia: jestem w klasie humanistycznej. Dlatego też, historię mam rozszerzoną. Uczyłam się do sprawdzianu cały tydzień i noc przed sprawdzianem. Zależało mi na ocenie. Dostałam 3-. Rodzice zniesmaczeni oceną sądzili, że się po prostu nie nauczyłam. Tłumaczyłam, ze poświęciłam temu długi okres czasu na naukę. "To widać, źle się nauczyłaś." Coraz częściej wybucham podczas ciągłych kłótni z nimi agresją, krzykiem. Ludzie jak można mi pomóc? I tak po krótce opowiedziałam Wam swój problem. Liczę na Waszą szlachetną pomoc.. Pozdrawiam. -- 18 mar 2012, 21:36 -- pewnie nikomu nie chce się czytać takiej długiej wypowiedzi
×